Sześciu komików wystąpiło dla publiczności 11. edycji Stand Up Szczecin. Każdy ze świeżym materiałem. Tamtego wtorkowego wieczora, w Lulu zajęte były wszystkie miejsca. Ludzi przyszło tak wielu, że część siedziała na schodach. Nikt jednak nie narzekał, wszyscy dobrze się bawili - śmiech do rozpuku, - ubaw po pachy i głośne niepowstrzymane „O Boże” od czasu do czasu. 3 x solo to zdecydowany sukces!
2 i pół godziny czystej endorfiny!
Na fejsbukowej stronie obiecywali, że będzie to najradośniejsza impreza w mieście. Nie kłamali! Ci, którzy debiutowali w oglądaniu, byli pozytywnie zaskoczeni. Inni nadawali miano edycji „jeszcze lepszej od poprzedniej”. Naładowano publiczność zapasem dobrej energii. I dobrze! Śmiech to zdrowie.
„Szczecińscy przystojniacy” na dobry początek
Na rozgrzewkę! TOP 10 najczęściej wyśmiewanych tematów (i jednocześnie najbardziej „chujowych”) opracował Paweł Gąsowski – „jedyny superman, chodzący o lasce”, zwycięzca 2 i 4 edycji Stand Up Szczecin. Gówno, seks, masturbacja, libacje, menelstwo i relacje damsko – męskie, czyli to wszystko, co bawi nas najbardziej. Nie ma co do tego wątpliwości – sprawdziło się podczas kolejnych występów. Bartek Marciniak ubolewał nad losem trzydziestolatka, bo strzyka w karku, wyrwać przy tym coś młodszego trudniej lub temu młodszemu ewentualnie podołać. Surowa fizyczności! Piotr „Tony” Wojteczek również o seksie opowiadał, wspominał też o hiv, gościnnej waginie, paleniu i formalinie. Śmiechy, chichy, odrobina przekleństw zręcznie wpleciona. Tak, na dobry początek.
Jimi z Ameryki, miłośnik jedzenia i obrońca gołębi, czyli „prawdziwi komicy” na scenie
Cała trójka zrobiła wielkie show. Panowie publiczności nie boją się wcale, czują się przy niej zupełnie swobodnie. Ich profesjonalizm widać już po chwili występu. Wszystko się zgadza, całość jest spójna, dynamiczna a człowiek nawet gdyby chciał, przestać śmiać się nie może. Jim Williams opowiadał jak zabawne mogą być różnice kulturowe. To chyba jedyny człowiek, mieszkający w Polsce, który uważa, że ceny w sklepach są za niskie a wybór piwa w pubach za duży. Grzegorz Dolniak pokazał nawet co skrywa pod koszulką, na dowód tego, że jedzenie może być pasją. Pasją budzącą w nocy, zmieniającą życie seksualne i powodującą sporadycznie wyrzuty sumienia, ale...”jebać to”. Za dawkę śmiechu, jaką otrzymałam od Grzegorza, życzę mu z całego serca, aby Monte zmieniło opakowania na jeszcze większe! Tomasz Nowaczyk wystąpił jako ostatni i to on rozbawił mnie najbardziej. Ten komik to mistrz ironii, komicznych metafor i zgrabnych analogii. Gdy się żartuje nie dla sztuki jedynie to żartowanie staje się sztuką, która bawi podwójnie, bawi do bólu i kolki nieznośnej pod jednym z żeber. Gratuluję każdemu z występujących i dziękuję za to, że moje troski tego wieczora odeszły w niepamięć!
Autor: Diana Marczewska
Komentarze
0