Szczecińska grupa „Curcuma” zaprosiła dwa zaprzyjaźnione zespoły do sobotniego koncertowania. Szczeciński „Black Meadow” i „Candra” z Wolsztyna, naładowały energią szczecińską publiczność, która na występie „Curcumy” szalała pod sceną. Free Blues Club po raz kolejny wypełnił się fanami ciężkiego brzmienia.
Mocne brzmienia ze Szczecina
 
Szczecińskie zespoły potrafią zawładnąć sceną jak gwiazdy rocka. Zarówno goście z wielkopolski, jak i załoga ze Szczecina, dali niezły popis. Każdy muzyk, który wystąpił tego wieczora we Free Blues Clubie, podchodził do grania z ogromną pasją. Gitarzyści dynamicznie potrząsali głowami, skakali, unosili w górę gitary przy dźwiękach piskliwych solówek, przy których nie sposób było siedzieć w bezruchu. Ostry wokal, szczególnie Łukasza Szulborskiego i Dawida Kaczówki, dodawał całości jeszcze większej mocy. Wczorajszy sobotni wieczór był dowodem na to, że dobrej rockowej muzyki nigdy dość. Zarówno słuchaczom, jak i grającym.
 
„Candra” pozytywnie zaskakuje
 
Jako druga wystąpiła wolsztyńska „Candra”. W trzyosobowym składzie dali porządnego muzycznego kopa. Zanim muzycy weszli na scenę, usłyszeliśmy psychodeliczną melodię, wykorzystaną w zapowiedzi klipu do utworu „Zamknięty”, promującego ich pierwszy projekt. W trakcie „Przebudzenia” pod sceną pojawił się pierwszy śmiałek, który grał na wirtualnej gitarze, wtórując chłopakom z „Candry”. Oprócz ostrych numerów, były też łagodniejsze osobiste ballady. Według mnie, tego wieczora, najlepiej wypadła „Ostatnia szansa”, która zagrana była z niesamowitą energią.  Ta energia udzieliła się też publiczności, która właśnie wtedy najbardziej szalała pod sceną, nawet wokalista dał się ponieść emocjom i rzucił krótkie „O k**a”. Widownia doceniła zespół przede wszystkim za to, jak radzi sobie z muzyką w tak nielicznym składzie. Grają ostro i na wysokim poziomie. Szczecinianom spodobał się przede wszystkim głos Dawida, który bywa delikatny a kiedy trzeba przenikliwy i wyrazisty. Uwagę przykuwał też Marcin Niklewicz, który całym sobą oddawał się widowiskowej grze na perkusji. Po występie kilka osób przekazało grupie miłe słowa bezpośrednio. Szkoda, że chłopaki nie czują się jeszcze zupełnie swobodnie na scenie, ale na pewno z czasem to minie.
 
Przyszedł czas na gwóźdź! 
 
Curcuma gra już jakiś czas i zdążyła zdobyć uznanie wielu. Przez cały ich występ, pod sceną radośnie tańczyła grupa fanów, śpiewając z wokalistą wszystkie utwory. Szczecińska grupa nie tylko gra mocną żywiołową muzykę, ale wchodzi w interakcję z publicznością, która bawi się przy tym doskonale. Najlepiej zareagowano na „Gwoździa” i  cover Anastacii „Left outside alone”, który został bardzo ciekawie zaaranżowany. Muzyka grana z pasją jest najbardziej emocjonująca! Na koniec Szurbo zaprosił na scenę wokalistów pozostałych zespołów, a z Dawidem Kaczówką odśpiewał część „Gwoździa”.  Koncert łączony okazał się świetnym pomysłem na zorganizowanie imprezy dla spragnionych intensywnych muzycznych przeżyć. 
 
Autor: Diana Marczewska