‘Chodź’
Zaraz po godzinie 19.00 szczecińską publiczność przywitał Andrzej Piaseczny, dawniej znany lepiej jako po prostu ‘Piasek’. Już w pierwszych minutach koncertu okazało się, że artysta prócz umiejętności naprawdę dobrego śpiewania „na żywo”, może poszczycić się również talentem konferansjera. Jego poczucie humoru rozbawiło gości; było lekko ironiczne, ale nie przekraczało granic dobrego smaku. Stwierdził na przykład, że tytuł trasy koncertowej z powodzeniem można odnieść do filharmonijnej sali oraz że fryzjerzy w Szczecinie mieli dzisiaj dużo roboty. Co ważne, Piasek jednak nie zagubił proporcji koncertu i, mimo iż wdawał się w rozmowę z widownią, nie zapomniał, że przyjechał tu głównie śpiewać. Należy przyznać, że z tego zobowiązania wywiązał się równie dobrze. Po kilku piosenkach z ostatniej płyty pt. „Spis rzeczy ulubionych” i dwóch („Szczęcie jest blisko” i „I jeszcze”) pochodzących z wcześniejszych produkcji, zaprosił na scenę legendę polskiej muzyki, Seweryna Krajewskiego.
‘Przytul’
Seweryn Krajewski, kompozytor wszystkich piosenek zaprezentowanych podczas wczorajszego koncertu, doskonale znany z „Czerwonych Gitar”, po ponad 10 latach wrócił na estradę, aby koncertować wraz z Andrzejem Piasecznym. Po wykonaniu piosenek „Anna Maria”, „Uciekaj moje serce” i kilku innych, publiczność wyraziła swój szacunek dla artysty poprzez gorący aplauz na stojąco. Dodam, że nie był to jedyny raz podczas koncertu, kiedy publiczność podniosła się z foteli … Podczas tej części widowiska można było odnieść wrażenie, że duża część przybyłych gości, przyszła posłuchać nie tyle Andrzeja Piasecznego, ile właśnie Seweryna Krajewskiego. Obaj panowie nie zawiedli publiczności, o czym świadczy podwójny, kilkudziesięciominutowy bis, podczas którego sala Filharmonii Szczecińskiej zamieniła się w salę balową/ dyskotekową, bo wszyscy (!), jak jeden mąż, złapali się za ręce i zaczęli razem śpiewać i tańczyć. Nie zabrakło też zapalonych zapalniczek podniesionych do góry. Był to niesamowity widok (zwłaszcza w filharmonii).
‘Przebacz’
W ostatniej części koncertu panowie wystąpili razem. Zaprezentowali ciekawe aranżacje utworów nowych i tych nieco starszych. Po koncercie publiczność, z minami mówiącymi „tak szybko koniec?”, opuściła salę, aby udać się… na spotkanie z artystami, którzy chętnie podpisywali swoje płyty. Stoisko z m.in. „Spisem rzeczy ulubionych” było oblegane długo po zakończeniu widowiska, a aparaty fotograficzne w ciągłej gotowości. Jak długo trwało spotkanie? Nie wiem, bo mimo chęci, mam za mało siły (woli i tej fizycznej), aby przedrzeć się przez oczekujący tłum. Tak więc tanecznym krokiem udałem się w kierunku szatni, nucąc pod nosem „Albo chodź, przytul mnie, albo odejdź i przebacz i niech stanie się to tu i teraz”.
Komentarze
3