Pół roku temu poznaliśmy najlepszego domowego piwowara. Okazał się nim Andrzej Miler ze Szczecina, który w domowym zaciszy uwarzył koźlaka dymionego. Już za dwa dni premiera Grand Championa 2012, z tej okazji postanowiliśmy sprawdzić co się zmieniło u autora receptury od czasu uzyskania tytułu.

 

Spotykamy się nie bez powodu – już za dwa dni doczekamy się premiery Pana piwa, dużo się zmieniło od czasu, gdy Pana piwo zostało nazwane „najlepszym piwem 2012 roku”?


Co się zmieniło? Tak naprawdę niewiele, dalej pracuję gdzie pracowałem, dalej warzę piwo – no może mam mniej czasu na to z racji obowiązków, które na mnie spadły po zdobyciu tego tytułu. Mianowicie musiałem pojechać do Cieszyna, uwarzyć to piwo razem z piwowarem. I teraz wspólnie z pracownikami Grupy Żywiec przygotowujemy się do tej premiery, która ma mieć miejsce w Warszawie.
 

Zrobiło na Panu wrażenie warzenie piwa w prawdziwym browarze?


Tam jest dużo łatwiej. W domu trzeba zrobić wszystko samemu, słód ześrutować, wrzucić do garnka, przelewać, mieszać – a tam wszystko wygląda bardzo profesjonalnie. I dzięki temu browary komercyjne mają swoją powtarzalność, każde piwo od nich smakuje tak samo. A na kuchence domowej zawsze jest taka możliwość, że pójdzie coś inaczej i wyjdzie piwo albo kiepskie, albo naprawdę wyjątkowe.

Pytanie od, którego powinnam zacząć – skąd pomysł na to, by warzyć piwo w domowym zaciszu? Nie lepiej, łatwiej, wygodniej wybrać się do sklepu po butelkę piwa? Szczególnie dziś, gdy ogromną popularnością cieszą się małe browary?

To piwo sklepowe średnio mi smakowało. I do niedawna to co było dostępne to było tak naprawdę średnie. W Polsce była taka nudna piwna, od niedawna można zauważyć małą rewolucję. Powstał AleBrowar, Pinta, Manufaktura Piwna, które robią nietuzinkowe, bardzo charakterystyczne piwa. To też browary, które powstają dzięki piwowarom domowym, którzy chcą puścić w Polskę coś innego.
Kiedyś dostałem takie inne, nietuzinkowe piwo od kolegi, który od jakiegoś czasu warzył piwo i pomyślałem „fajna rzecz, lepsze niż w sklepie, to trzeba spróbować”. I tak pierwszy rok, powarzyliśmy z ojcem. Piwo wychodziło jak eksperymenty, niektóre dobre inne takie sobie. Któregoś razu stwierdziliśmy, że pora powarzyć na poważnie i może na jakieś konkursy powysyłać. I tak się zaczęło warzenie z głową, na troszeczkę lepszym poziomie. Kilka konkursów wypadło całkiem nieźle i postanowiliśmy wysłać do Żywca i się udało.
 

Jak w ogóle wygląda warzenie piwa w domowej kuchni?

Duży garnek, 30 litrów, potrzebujemy słód, który jest jednym z głównych składników. Ten słód musimy ześrutować, później wrzucamy to do garnka, podgrzewamy w wodzie, są takie przerwy, w których powstają ze słodu, właściwie ze skrobi zawartej w słodzie, powstaje cukier fermentowany lub w temperaturach wyższych niefermentowany, który daje taką pełnię piwu – to jest tzw. proces przecierania, potem trzeba piwo przefiltrować, następnie to co odzyskaliśmy trzeba zagotować – około godziny - w tym czasie chmielimy. Cały proces trwa około pięciu godzin, a później fermentuje to z dwa tygodnie i leżakuje z pół roku.
 

Jaki jest sekret dobrego piwa?


Na pewno trzeba je zrobić z surowców lepszej jakości, nie ulepszać w żaden sposób piwa, używać chmielu w odpowiednich ilościach – w tej chwili piwa, które są sprzedawane w sklepach prawie tego chmielu nie mają, niewiele jest browarów, które potrafią porządnie nachmielić piwo. Dobrze przeprowadzona fermentacja, bez pośpiechu. Potrafię fermentować piwo dwa tygodnie, a później leżakować je pół roku. Cierpliwość – to jest chyba sekret.

Koźlak dymiony ze śliwkowym aromatem – proszę powiedzieć parę słów o tym trunku. Skąd pomysł na recepturę, z tego co kojarzę nie jest ona taka banalna?


Zanim to piwo uwarzyłem to nigdy nie piłem komercyjnego przykładu tego piwa. Ponieważ jest to dosyć trudny w zdobyciu produkt. Jest rzadko warzone, najczęściej na jesień – zimę. Wyobraziłem sobie jak to piwo powinno smakować, zajrzałem do surowców, które akurat miałem i tak na oko, według mojego doświadczenia stworzyłem jakieś proporcje, które się okazały strzałem w dziesiątkę. Z niektórymi słodami, np. z tym wędzonym – który się okazał tym trafionym – to był czysty przypadek. Akurat był słód, którego jeszcze nie próbowałem i postanowiłem go kupić. Często w piwowarstwie domowym stworzenie jakieś receptury to przypadek. Bo akurat coś było w domu, dorzuciło się i dało to niesamowity efekt. Dużo szczęścia trzeba mieć i trochę zmysłu kulinarnego.

A jaka była reakcja kolegów z pracy na zwycięstwo w tak prestiżowym konkursie? Częściej wpadają na piwo?

Każdy chciał spróbować. Jakiegokolwiek piwa domowego. Nie chwaliłem się wśród kolegów z pracy, niektórzy wiedzieli, niektórzy degustowali. Ale jak się ukazały jakieś artykuły to każdy chciał spróbować, chociaż butelkę. I tak z pełnej piwnicy nie zostało nic.[śmiech]

Gdzie spędzi Pan premierę Pana piwa?


Premiera odbędzie się w Warszawie. Godzina 18 wybija, biorę buteleczkę, otwieram, przelewam, próbuję i mówię coś o tym co wyprodukowaliśmy. Mam nadzieję – powiem szczerze, jeszcze w tej chwili nie próbowałem tego piwa – że jest dość podobne do tego, które ja uwarzyłem. Nie będzie identyczny, nie ma co marzyć, ale mam nadzieję, że będzie podobne i że nie będę musiał się wstydzić.

Komu poleca Pan, by skosztował Pana wyrobu?


Z doświadczeń w domu polecam szczególnie mężczyznom. Na przykład moja żona nie przepada za wędzonymi piwami. Szczególnie dobrze smakuje z potrawami mięsnymi, pieczonym mięsem, golonka, szaszłyk, coś w tym stylu. Na pewno nie jest to piwo sesyjne – czyli usiąść z kolegami, przy meczu wypić pięć piw. To jest piwo, którym możemy się delektować. Będzie dość mocne, będzie miało w granicach 7% alkoholu. Mocniejsze, rozgrzewające, treściwe.

Czyli poleca Pan piwo mężczyznom i kobietom, by podały je swoim mężom do obiadu?

Bardzo dobra sentencja na koniec.