Kto w sobotni wieczór wybrał się do szczecińskiego Teatru Letniego na pewno nie ma powodów do narzekań. Maciej Maleńczuk z zespołem Psychodancing udowodnił, że nie przypadkiem jego kompozycje rozpoznawalne są przez słuchaczy wszystkich grup wiekowych i że dalej potrafi porwać charyzmatycznym wokalem. Wszystko to przy akompaniamencie wszechstronnych i znakomitych muzyków.

„Zmierza na bankiet muzyków ekipa...”

W ciepłej atmosferze amfiteatru Maleńczuk z kolegami przywitany został owacjami. Widownia wypełniona była prawie po brzegi. Zaczęli mówionym „Intrem”, następnie były „Duety”.Początek dało się więc przewidzieć – to kolejność ze wspólnej płyty nagranej przez panów przed trzema laty.

„To była blondynka...”

Muzycy nieco się rozkręcili, a na pierwszy plan jeśli chodzi o treść wystąpiła miłość – stracona, zapomniana, dawna i teraźniejsza, sensualna, czasem zupełnie niewyrafinowana. Oprócz utworów, które artysta nagrał na wspólnej płycie z Psychodancingiem, takich jak „Wakacje z blondynką”, „Andromantyzm”, „Nie mogę ci wiele dać”, publiczność mogła przysłuchać się najpopularniejszym i najbardziej lubianym piosenkom Pana Macieja z czasów Püdelsów. Były to takie klasyki, jak „Tango libido”, czy „Jestem sam”.  Nie zabrakło najnowszego hitu – „Ostatniej nocki”.

„Bierzcie mnie, nieście, doceńcie wreszcie...”

Utworem, który niejednego mógł zauroczyć, była piosenka „Dawna dziewczyno”. W jej trakcie muzycy udowodnili swoje umiejętności instrumentalne. Muszę przyznać, że największe wrażenie  zrobiły na mnie solówki klawiszowca, który w trakcie całego występu pokazał się z jak najlepszej strony – wnosi naprawdę wiele do brzmienia kwintetu. Zgranie, zrozumienie i talent – to słowa, które opisują prawdziwie cechy muzyków Psychodancingu. Nie boją się żadnego stylu.

„Jak świnia na bankiecie muzyk się urzyna...”

W przerwach między utworami nie można było narzekać na nudę. Uważany przez wielu za zapatrzonego w siebie i aroganckiego celebrytę, Maleńczuk dał pokaz luzu i naturalności. Publika odwzajemniała się wzorowo. Często dowcipne zapowiedzi dotyczyły polskiej rzeczywistości, relacji damsko – męskich oraz żywotu artysty – muzyka. Bez patosu i sztuczności.

Prawdziwa różnorodność

Było refleksyjnie, poważnie, depresyjnie, z przekąsem. Było zabawnie, nawet kiczowato (nie ma to jak wiązanka starych włoskich, francuskich i rosyjskich hitów w stylu disco), energicznie. Dwie godziny muzyki i zabawy na bardzo dobrym poziomie.

Oby więcej takich artystów występowało w naszym Teatrze Letnim, oby więcej było tak udanych wieczorów. Wyjeżdżając, Maleńczuk przez okno swego busa pomachał do zmierzającej ku domom publiczności, krzycząc: „Do zobaczenia, Szczecin!”. Trzymamy więc za słowo.

 

Foto: Anna Antczak