Bez znanej Marzeny, ale za to o niecodziennej przebieżce Guzika i sąsiada wolącego grać w Xboksa. Ponad 80 śmiałków zmierzyło się z zawiłościami polskiej ortografii w ramach 6. edycji Dyktanda Uniwersyteckiego. Zaszczytny tytuł Uniwersyteckiego Mistrza Ortografii zdobył Jakub Zaryński.

Dyktando Uniwersyteckie co roku przyciąga mieszkańców regionu, którzy chcą zmierzyć się z meandrami języka polskiego. W tym roku za kartki i długopisy chwyciły 84 osoby.

– Postanowiłem znowu spróbować swoich sił. Już kiedyś udało mi się zająć trzecie miejsce. Na co dzień pracuję jako asystent notariusza, kiedyś protokowałem rozprawy w sądzie, co też może trochę przypominać pisanie dyktanda – mówił chwilę przed rozpoczęciem dyktanda Bartosz Jung. Laureat z 2018 roku najbardziej obawiał się obcojęzycznych słów.

„Najtrudniejszy był tytuł dyktanda” – „Przebieżka à rebours”

W tym roku w tekście nie pojawiła się Marzena, bohaterka poprzednich dyktand. Byli za to niby stary, ale młody duchem Guzik i pewien jegomość, który chciał uchodzić za superdżentelmena i postanowił pomóc pewnej przeuroczej sąsiadce. Od groma było obcojęzycznych słów, które niejednemu uczestnikowi przysporzyły problemów. Warto jednak podkreślić, że wszystkie znajdują się w Słowniku języka polskiego PWN. 

– Tekst był przeciętnie trudny, ale za to ciekawy i zabawny. Najtrudniejszy był tytuł, którego nie zrozumiałem – śmiał się po wyjściu z auli Patryk Markowski, student stosunków międzynarodowych. – Myślę, że udział w dyktandzie to fajna możliwość przetestowania swoich umiejętności.

– Dla mnie również najtrudniejszy był tytuł dyktanda, w którym zawarto francuskie sformułowanie. Nie wiedziałem jak je napisać – dodał Bogumił Nowysz, również student stosunków międzynarodowych. – Chciałbym kiedyś pojechać na Ogólnopolskie Dyktando, które odbywa się co dwa lata. Kiedy dowiedziałem się, że u nas jest podobne, uznałem że może to być niezła próba. Nie czytam jakoś bardzo dużo, ale zawsze byłem dobry z ortografii. Lubię też wiedzieć, jak poprawie pisać, dlatego kiedy nie wiem jak dane słowo zapisać, często to sprawdzam.

Po francusku, polsku i angielsku

Jednymi z najmłodszych, jak nie najmłodszymi uczestniczkami, były 17-letnie Maria Lewińska i Zyta Szafarz. Nastolatki również przyznały, że najtrudniejsze były dla nich obcojęzyczne słowa.

– Słowa były niesamowite, po francusku, polsku i angielsku. Nie wiedziałam nawet, że znajdują się w słowniku języka polskiego – śmiała się Maria. – Trudność sprawiły mi zagraniczne pisownie. Może nie te po angielsku, ale po francusku. Problem miałam również z przedrostkami. Czasem trzeba napisać łącznik, a czasem nie. Trzeba o tym pamiętać.

– Uczymy się w klasie o profilu humanistycznym i przyszłyśmy tutaj z ciekawości. Chciałyśmy spróbować, a to dla nas nowa formuła konkursu. Mi największą trudność sprawiły rasy psów. Kompletnie nie wiedziałam, jak zapisać jedną z nich – dodaje Zyta Szafarz.

Jakub Zaryński nowym Uniwersyteckim Mistrzem Ortografii

Tekst pt. „Przebieżka à rebours” ułożyła profesor Ewa Kołodziejek wspólnie z doktorem Rafałem Sidorowiczem. Nad organizacją i przebiegiem dyktanda czuwało jury złożone z pracowników Instytutu Językoznawstwa Uniwersytetu Szczecińskiego.

Z dyktandem najlepiej poradził sobie Jakub Zaryński, który poza tytułem Uniwersyteckiego Mistrza Ortografii otrzymał nagrodę pieniężną w wysokości 3 tysięcy złotych. Tytuł Uniwersyteckiego Wicemistrza Ortografii zdobyła Monika Kołacz, a Uniwersyteckim II Wicemistrzem Ortografii została Alicja Małaszczycka.

Zapraszają na sobotnie świętowanie

Dyktando Uniwersyteckie zainaugurowało tradycyjnie już obchody Święta Uniwersytetu Szczecińskiego. Natomiast już w sobotę (27 maja) uczelnia zaprasza na festyn w alei kwiatowej. Czekać będzie wiele atrakcji jak pokazowe loty dronem badawczym, warsztaty oszczędzania, mikroskopy, teleskopy, konkursy językowe i plastyczne, wielka kolorowanka dla dzieci czy bańki mydlane. 

W alei kwiatowej obecni będą także pracownicy Uniwersytetu Szczecińskiego. W sposób wesoły i przystępny pokażą, czym zajmują się jako naukowcy, a studenci zdradzą jak łączyć naukę z pasją.

 

Poniżej pełny tekst tegorocznego dyktanda

Przebieżka à rebours

Jako że chciałem uchodzić za superdżentelmena, postanowiłem pomóc pewnej przeuroczej szczeciniance i zabrać na spacer jej ponadpiętnastoipółletniego psa. Na co dzień nie ulegam takim prośbom, wolę grać na Xboksie lub testować half-pipe’y w skateparku. Ale sąsiadce niepodobna odmówić, zwłaszcza że sprzedała mi okazyjnie meble w stylu fin de siècle.

Sąsiadka uwielbia psy, szczególnie takie rasy, jak beagle i chihuahua, ale sama ma yorkshire terriera. To wesoły piesek o imieniu Guzik, dość powolny, choć wciąż nieobliczalny, niby stary, ale młody duchem. Poszliśmy więc z Guzikiem nie najłatwiejszą trasą w stronę ulicy Axentowicza. Zrazu szedł powoli, człapu-człapu, ale potem nabrał hiperprędkości. Od lat niedosłyszał, więc nieomalże wpadliśmy pod ciężarówkę cysternę, która z hurgotem usiłowała wyprzedzić autochłodnię.

Na Drodze Siedmiu Młynów Guzik poczuł wiosnę. Z impetem wbiegł w rzeżuchę i anżelikę, wytarzał się w chabrach, po czym oprószony wielokolorowym pyłkiem zerwał się ze smyczy i zniknął w burzanie. Ożeż ty, urwisie! W okamgnieniu zanurzyłem się w morzu traw, a w głowie już układałem poszukiwawczy anons do gazety „Jak Pies z Kotem”. Nagle południowo-wschodni wiatr przyniósł donośne „hau, hau”. To z pszenżyta rosnącego nieopodal mały hultaj szczekał na czarno-białe hajstry lecące po szarogranatowym niebie. Nie brzmiało to jak sonata Księżycowa Beethovena, głos był schrypiały i rzężący, ale pobrzmiewały w nim nutki hurraoptymizmu.

Tak więc zamiast spokojnego spaceru wyszła nam megaprzebieżka na odwrót, bo to ja się schodziłem, zhasałem, wręcz zharowałem. Za to Guzik – pełny chillout! Jednakże nie srożę się i chętnie spacer powtórzę niejeden raz, więc - au revoir, mój druhu!