Spotykamy się w okolicy skrzyżowania ulic Felczaka i Wąskiej – na początku lat 60. stały tutaj tylko jedna kamienica i szary gmach urzędu miasta, a najnowszą zabudową były trzy bloki mieszkalne wzniesione dla pracowników Zarządu Portu Szczecin-Świnoujście.
Opowieści o stoczniowej potędze i powiew nowoczesności
– Rodzice przyjechali do Szczecina z okolic Sierpca. W całej Polsce mówiło się o ziemiach odzyskanych, dobrym życiu, stoczniowej potędze i szansie na lepsze jutro – opowiada nasza przewodniczka.
Wraz z rodzicami i trzema siostrami zamieszkała w trzypokojowym mieszkaniu w jednym ze wspomnianych już nowych bloków. Z czasem w kwartale nieopodal urzędu miasta zaczęły wznosić się kolejne budynki, a wśród nich – Wojewódzki Dom Sportu.
– Wcześniej na jego miejscu były działki. Z siostrami brałyśmy koce i chodziłyśmy się tam bawić. Potem, gdy zaczęła się budowa, to skakałyśmy po hałdach piasku. Budowa tej pływalni dawała taki powiew świeżości i nowoczesności – wspomina pani Grażyna.
Niewielu pamięta, że Wojewódzki Dom Sportu według projektu architekta Mariana Rąbka mógł pochwalić się zewnętrznym basenem i kortami tenisowymi w miejscu dzisiejszej Floating Areny.
– Od strony ulicy były zasłonięte drzewami i mało rzucały się w oczy. To był bardzo fajny kompleks, pierwszy w mieście. Przychodziły tutaj tłumy – słyszymy.
Dziś w jego miejscu powstaje Szczeciński Dom Sportu 2.0 z większą halą sportową i basenem 30-metrowym. Nowa zabudowa nie przypadła jednak do gustu naszej przewodniczce.
– Powstaje zbyt blisko ulicy i jest po prostu ogromna. Nie pasuje do niczego. Poprzedni kompleks nie raził, był wręcz niewidoczny. Gdy w 2012 roku wybudowali Floating Arenę, ta również pasowała swoimi gabarytami do okolicznej zabudowy – ocenia mieszkanka.
„O, a tutaj co nam chcieli zrobić!”
Idziemy dalej. Przechodzimy obok niewielkiego pasażu handlowego i wieżowca z lat 70., w którym znajdziemy same kawalerki.
– Tego typu wieżowce były budowane z myślą o młodych, aby szybko mogli zamieszkać na swoim. To miał być dla nich etap przejściowy, między wyprowadzką z domu rodzinnego a większym mieszkaniem. Ale wiemy, jak to często jest – uśmiecha się pani Grażyna. Szybko jednak jej twarz zmienia wyraz.
– O, a tutaj co nam chcieli zrobić! – mówi, wskazując na wykopany dół przy ul. Szymanowskiego.
Planowaną inwestycją mieszkaniową w pobliżu Jasnych Błoni i urzędu miasta żył cały Szczecin. Deweloper Modehpolmo chciał na niewielkim terenie wybudować nowy blok mieszkalny, raptem kilka metrów od stojącej już zabudowy.
Sprawa wywołała oburzenie wśród okolicznych mieszkańców. Obecnie zajmuje się nią Naczelny Sąd Administracyjny (Wojewódzki uznał, że jest niezgodna z miejscowym planem zagospodarowania przestrzennego, a deweloper złożył odwołanie).
– Nie rozumiem, jak można było dopuścić do wydania pozwolenia na budowę. Przecież to wszystko wyglądało wręcz absurdalnie. Mieliśmy ładny skwer, a teraz – wielki dół. I nadal pozostaje niepewność. Nie wyobrażam sobie w tym miejscu jakiegokolwiek budynku – mówi pani Grażyna.
Miejsca na nową zabudowę na osiedlu jest niewiele. Przeważnie powstaje w miejscu starych obiektów. Tak jak osiedle „Crocus Hill”, które zajęło teren szpitala pulmonologicznego, czy inwestycja „Aloha”, która zajęła przestrzeń boiska.
– Przy Pleciudze też tak wcisnęli nową zabudowę. Ludzie wychodzą na balkon i zaglądają sobie w okna. Jedyny plus, że na parterze powstał sklep – słyszymy.
„Jasne Błonia są dla nas jak podwórko”
Docieramy do „najpiękniejszego miejsca tego osiedla”.
– Nie wyobrażam sobie tego osiedla bez Jasnych Błoni. Ten widok nigdy mi się nie znudzi. Przychodzę tutaj od lat 60. i cały czas mnie zachwyca. Są dla nas jak podwórko. Kiedyś tylko nie można było siedzieć na trawie – opowiada nasza przewodniczka.
Wspomina przy tym o wizycie Papieża Jana Pawła II, który do Szczecina przyjechał 11 czerwca 1987 roku. Na Jasnych Błoniach odprawił mszę dla rodzin. Kilka lat później na zielonym terenie postawiono pomnik z podobizną Ojca Świętego według projektu Czesława Dźwigaja.
– To chyba nadal jest największe wydarzenie w historii polskiego Szczecina. Tłumy, po prostu tłumy ludzi opanowały Jasne Błonia. Niektórzy już dzień wcześniej przyjeżdżali i zajmowali miejsce, żeby wziąć udział w mszy. Mi co prawda nie udało się dostać na Jasne Błonia, ale widziałam przejazd papieża ulicami – opowiada.
Gdy Jan Paweł II zmarł, na Jasnych Błoniach mieszkańcy ułożyli wielki krzyż ze zniczy. – Trawa została tak mocno popalona, że musieli ją wymieniać – dodaje.
Tuż obok znajdziemy Przychodnię i Szpital Wojskowy. W ostatnich kilku latach obie instytucje przeszły szereg prac remontowych. – I bardzo dobrze, ponieważ kiedyś to była taka ruina, że strach było przychodzić – śmieje się nasza przewodniczka.
Willa szczecińskiego filantropa i niechciany angielski zamek
Przechodzimy ulicą Królowej Korony Polskiej, aby zobaczyć jeden z zaledwie kilku w mieście kościołów wybudowanych w duchu modernizmu. Wraz ze świątynią według projektu architekta Adolfa Thesmachera wybudowano salę teatralną, która dziś pełni funkcję dodatkowej kaplicy. Nieopodal funkcjonuje pierwsze w Szczecinie okno życia.
– Zapraszam, na mszę można dołączyć w każdej chwili – słyszymy od spotkanego przed świątynią księdza.
– Do lat 90. był jedynym kościołem na naszym osiedlu. W 1991 roku powstała parafia Dominikanów. Najpierw prowadzili msze w blaszaku, a potem wybudowano kościół przy placu Ofiar Katynia – opowiada p. Grażyna.
Spacerując aleją Wojska Polskiego, mijamy starą, poniemiecką zabudowę mieszkaniową. To na terenie tego osiedla znajdziemy willę szczecińskiego filantropa Johannesa Quistorpa (przez lata siedziba Wojewódzkiej Stacji Pogotowia Ratunkowego), tzw. angielski zamek, którego przetargi na sprzedaż pozostają nierozstrzygnięte ze względu na brak chętnych oraz Willę Lentza wzbudzającą zachwyt wśród fanów architektury eklektycznej.
„Oj, na mieście mówiło się o tej inwestycji”
Zbliżamy się do najwyższego wieżowca w mieście. Budynek Polskiego Radia i Telewizji został oddany do użytku w 1980 roku.
– Oj, na mieście mówiło się o tej inwestycji. Pamiętam, gdy już skończyli budowę i telewizja zorganizowała dni otwarte. Można było przyjść, zobaczyć, jak wygląda w środku. Swego czasu organizowali także dni otwarte podczas kręcenia Śmiechu Warte z Tadeuszem Drozdą – opowiada szczecinianka.
W 2004 roku budynek przy ul. Niedziałkowskiego został wystawiony na sprzedaż. Pierwsza cena wywoławcza wyniosła 13,5 mln zł. Kolejne – 8 mln zł i 6,5 mln zł. W 2015 roku wieżowiec został sprzedany za ponad 3 mln zł firmie Idea-Inwest.
„Kiedyś znało się każdego”
Choć jesteśmy blisko centrum, to w niedzielne przedpołudnie nie mijamy zbyt wielu osób na trasie. Jak układają się stosunki sąsiedzkie na osiedlu?
– Kiedyś znało się każdego. Dzieci ganiały się po podwórkach, a starsi dyskutowali na ławkach albo na klatkach. Kiedyś z sąsiadami w bloku było się po imieniu. A teraz? Może i jest ładniej, boiska są nowsze, ale dzieci mało widać – słyszymy.
Śródmieście-Północ jest także osiedlem z najniższą frekwencją w głosowaniach do rad osiedli. W tym roku, przez wprowadzenie 5-procentowego progu, tutejsza wspólnota nie będzie mieć swoich reprezentantów w samorządzie.
Końskie zalety pod dawnym „doskonalakiem”
Wracamy na szlak. Z wieżowca TVP skręcamy w ulicę Niedziałkowskiego – kiedyś arteria pełna szarych kamienic, dziś cieszy oczy kolorowymi elewacjami.
Mijamy Teatr Lalek Pleciuga, który w 2009 roku zajął miejsce boiska na dawnym placu Żukowa. – To zmiana zdecydowanie na plus. Kiedyś było boisko, obok chodziło się na kasztany, a z drugiej strony był basen, gdzie karmiło się kaczki. Ostatnie lata teren był jednak mocno zaniedbany i wieczorami strach było tędy przechodzić – wspomina szczecinianka.
Ulicą Wąską skręcamy w plac Kilińskiego. Zerkamy na gmach najlepszego liceum w Polsce – LO 13, a trochę niżej – na modernistyczną zabudowę dawnej Szkoły Rzemiosł Artystycznych według projektu Karla Weishaupta i Gregora Rosenbauera. W latach 20. ubiegłego wieku uznawany był za jeden z najnowocześniejszych gmachów w Niemczech.
Od 1946 roku znajduje się tutaj Wojewódzki Zakład Doskonalenia Zawodowego.
– Pamiętam, że od początku spodobała mi się ta czerwona cegła, choć wtedy nie zwracało się tak uwagi na detale architektoniczne. Spędziłam tam nawet noc, śpiąc na materacu, gdy przyjechałam na egzaminy wstępne – wspomina pani Maria.
W latach 70. uczęszczała do klasy krawiectwa ciężkiego w technikum odzieżowym, które dzieliło modernistyczny budynek z „doskonalakiem”.
– Bardzo miło wspominam te lata. Tylko na wuefie było „ciężko”, bo płot przy boisku zawsze obsiadali chłopcy z budowlanki i robili sobie z nas żarty, gdy musiałyśmy na przykład skakać w dal.
Szara plama na mapie Śródmieścia-Północ
Docieramy do miejsca, które wzbudza smutek u naszej przewodniczki.
– Ryneczek Kilińskiego kiedyś tętnił życiem, tłumy ludzi robiły tutaj zakupy. Były stoiska z warzywami, owocami, mięsem, aleja rybna, a nawet odzież. Wszystko można było tutaj kupić. Manhattan nie był dla niego konkurencją. Były bardzo pyszne paszteciki. Teraz stoją puste budy, które straszą.
Przechodzimy pustymi alejkami. Otwarte są jedynie budki z owocami morza oraz pub fanów Pogoni Szczecin.
„Czuć tutaj sympatyczną małomiasteczkowość”
Spacer powoli dobiega końca. Jak podkreśla pani Grażyna, „nie wyobraża sobie życia na innym osiedlu”.
– Choć na osiedlu nie ma dużych dyskontów, to mamy do nich kilkanaście minut spacerem. Osiedle jest wręcz otoczone komunikacją – można dojść do placu Szarych Szeregów, placu Grunwaldzkiego, zejść na dół do alei Wyzwolenia. Mimo że jesteśmy tak blisko centrum i mamy najważniejszy budynek w mieście, to samo osiedle jest ciche i spokojne. Czuć tutaj sympatyczną małomiasteczkowość – ocenia.
Komentarze