Spektaklem „Lutownica, ale nie pistoletowa, tylko taka kolba” grupa teatralna Mumio robiła wrażenie w poniedziałek na przybyłych licznie szczecińskich widzach. Wszystko odbyło się na deskach Teatru Współczesnego, gdzie nie zabrakło takich atrakcji, jak choćby przeciąganie liny…

Ludzie w groteskowych przebraniach: Biedronki, Psa, Jeża, Zająca. Instrumenty: gitara basowa, elektryczna, kontrabas (do opisywania jego budowy), wielka trąba, syntezator, perkusja. Tak, to zwiastuje nawał absurdu, jego lawinę, która zaraz odbije się salwami spazmatycznego śmiechu po widowni…

Są kostiumy, instrumenty, skromna dekoracja, jednak można się pokusić o stwierdzenie, że panuje pewnego rodzaju minimalizm. Przy tym, jak ogromne przestrzenie abstrakcyjne otwierały się przed zebranymi widzami, scena zdawała się być jedynie małym zalążkiem historii, jaką był każdy „skecz”.

Było tam wszystko: mistrzowski Mariusz Wełna (biografia człowieka, opowiedziana w niezwykłym tonie), milczące spojrzenia, powodujące duszący i nieokiełznany śmiech. Normalny widz wyszedłby… kultowy został.

Doprawdy nie sposób oprzeć się zabiegom Basińskich i Borucińskiego. Wokół tego, co robią, tworzą niezwykłą otoczkę, czemu by nie powiedzieć: „nie z tego świata”? Ale ona jest z tego świata, z małomiasteczkowych rozmów przy kawie, wspomnień z dzieciństwa, majaków… Czasem głęboko przefiltrowana przez ostrą jak brzytwa inteligencję aktorów Mumio i wydana w takiej formie, by nasze lęki i zagięcia codzienności wyszły na jaw oraz… rozśmieszyły.

Oprócz wyraźnie zarysowanych konturów scenek odgrywanych przez sympatyczną zwierzęcą ferajnę nie zabrakło, jak mniemam, improwizacji. Nie umknęli jej widzowie, powiało teatrem enwironmentalnym – ci z pierwszych rzędów pili herbatę bez szklanek. Ci z dalszych, przeciągali linę z Biedronką i Psem. Nie uniknął jej także autor zdjęć do tego artykułu, który wciągnięty został w swoiste przedstawienie, przy okazji ujawniając nieco kulisy swojej pracy…

Końcówka, to był już czysty popis. Teatr, Mumio i widownia nie dogadali się i wszyscy zostali na miejscach po spektaklu. Wszyscy próbowali jakoś ratować sytuację, odbywały się rozmowy: „Ile nam jeszcze zostało do następnego spektaklu?”, „Którą ma pan godzinę?”. Z pomocą przyszedł operator świateł, a widownia i Mumio pożegnali się w ciepłej atmosferze Niezrozumiałego.