Andrzej Kochański: Jak spędza święta duet BAiKA?
Kafi: Pochodzę z rodziny, która pielęgnuje tradycję. Upatruję w rytuałach i obrzędach wyjątkowości i jestem podekscytowana, kiedy nadchodzi czas przygotowań i domowej krzątaniny.
Lubię porządki i ten stan wypucowania wszystkiego, kiedy każdy kąt jest wymieciony, podłogi wymyte, w szafach poukładane. Wtedy ja sama czuję się spokojniejsza, że oto, pozornie, ale jednak, wszystko jest na swoim miejscu. A potem, po szale, nierzadko nerwowej atmosferze, godzinach przestanych w kuchni, kilometrach z odkurzaczem, wszystko zwalnia, uspokaja się, przychodzi „nagroda” w postaci lenistwa i obżarstwa. Przepadam za tym kontrastem.
Święta spędzamy z najbliższymi, odwiedzamy rodziców, siedzimy w odświętnych strojach przy stołach, to u jednych, to u drugich. Niekiedy wymaga to sporo logistyki. Były święta, kiedy przejechaliśmy autem prawie 2000 km. Wolałabym mieć wszystkich u siebie, do czego będę dążyć. Za parę lat, już to Piotrowi zapowiedziałam, Wigilia i święta będą u nas. Nie na 6, a 16 osób.
Banach: Jakoś nie lubię tego świąteczno-sylwestrowego okresu, od lat nie ma w nim magii, którą pamiętam z dzieciństwa, a jest nerwówka i mnóstwo stresów. Mam wrażenie, że wydarzają się wtedy wszystkie przykrości, które nie zdążyły się wydarzyć w ciągu roku, taka swoista kumulacja.
Macie okazję, żeby wyhamować? A może na co dzień nie pędzicie, więc nie ma takiej potrzeby?
Banach: Bardzo potrzebuję odpoczynku, ale nie sądzę, bym zaznał go w tym ostatnim tygodniu grudnia.
Kafi: Z wyhamowaniem bywa różnie. W tamtym roku ubieraliśmy choinkę po kolacji wigilijnej, bo przed zabrakło czasu. W tym roku na szczęście jest spokojniej. Oboje nie lubimy pośpiechu. Staram się zaplanować jak najwięcej i działać według harmonogramu. Kiedy zdarzają się niespodzianki, największym wsparciem jest zawsze Piotr. Znajdzie wyjście z każdej sytuacji, czego nie mogę powiedzieć o sobie. Za nerwowa jestem.
Jesteście parą w życiu osobistym i artystycznym. Jak udaje Wam się godzić te dwie sfery życia? To skomplikowane czy przeciwnie – przychodzi Wam naturalnie?
Banach: Cóż, takie znów łatwe to nie jest, ale jakoś sobie radzimy. Przetrwaliśmy dziesięć lat, więc jak widać rzecz jest do zrobienia.
Kafi: Uważam, że jako para, bardzo ładnie się uzupełniamy. Po dziesięciu wspólnych latach pewne rzeczy irytują lub złoszczą, ale to dzięki nim i różnicom charakterów jesteśmy kompletni i silni. Życie osobiste przekłada nam się na artystyczne, to nieuniknione. W sposób naturalny funkcjonujemy w obu tych światach, i kiedy dobrze, i kiedy źle.
W Szczecinie spotykam osoby, które są zdziwione, że już tu nie mieszkacie. Co zadecydowało o Waszym wyjeździe i gdzie znaleźliście swoje miejsce na Ziemi?
Kafi: O zamianie dużego miasta na niewielkie miasteczko zadecydowała chęć życia w mniejszej, zżytej ze sobą społeczności i pragnienie posiadania swojego kawałka ziemi i większej przestrzeni do życia. Z decyzją nosiliśmy się dłuższy czas, a pandemia przyspieszyła podjęcie konkretnych działań. Ostatnie pięć lat potwierdziło, że to był bardzo dobry ruch.
Banach: Kocham Szczecin, to moje miejsce na Ziemi, ale kiedy zaczął się czas przymusowych pobytów w domu i społecznego dystansu, miasto, jako duże skupisko poddenerwowanej sytuacją ludności, zaczęło mnie męczyć. Przykry był mi widok przechodzących na drugą stronę przechodniów, byśmy czasem nie przeszli zbyt blisko obok siebie i sprzedawców w sklepach obsługujących mnie z ponurą miną zza plastikowej przegrody. Wyprowadziliśmy się więc do małego miasteczka w Wielkopolsce i tam było całkiem inaczej, więc zapuściliśmy w nim korzenie pośród życzliwych nam ludzi.
Co poza muzyką jest dla Was ważne?
Kafi: Dzięki przeprowadzce mogłam wdrożyć w życie projekty do tej pory tylko zapisywane na Pintereście albo podziwiane u innych. W końcu mogę hodować warzywa, pielęgnować ogródek, chodzić boso po trawniku, czytać książki w hamaku, pić herbatę w piżamie na werandzie, pleść wianki na każdą porę roku i ozdabiać nimi dom, robić na drutach, szydełku, szyć (z obecnymi zasobami mogłabym otworzyć pasmanterię), stroić, przestawiać, malować, meblować. Mam naturę twórcy, a kiedy nie mogę kreować, jest mi źle i podupadam na zdrowiu, dosłownie. Muszę coś tworzyć, a kiedy nie tworzę, to zbieram inspiracje.
Banach: Kiedyś z muzyką o palmę pierwszeństwa rywalizowało u mnie karate. Dość długo nie mogłem się zdecydować, co jest dla mnie ważniejsze i próbowałem jakoś to łączyć. Jednego dnia szedłem na trening, drugiego na próbę, jednak kiedy kontuzje z treningów zaczęły negatywnie wpływać na moje granie na perkusji dokonałem wyboru. Teraz pasję muzyki dzielę z pasją pisania, a te ze sobą nie kolidują. W tym roku nagrałem płytę, którą uważam za jedną z najlepszych w moim dorobku i napisałem kilka wierszowanych bajek, które ukazały się pod wspólnym tytułem „Banach dzieciom w każdym wieku”. W przyszłym roku spróbuję powtórzyć ten wyczyn.
Wasza najnowsza płyta nosi tytuł „Czas końca złudzeń”. Skąd taki tytuł?
Banach: Jestem twórcą spontanicznym, nie kalkuluję, nie robię wielu podejść, po prostu coś przychodzi mi do głowy i już. Dopiero kiedy zaproponowałem Kafi ten tytuł, a ona natychmiast go zaaprobowała, zacząłem się zastanawiać, jak go będziemy wyjaśniać. Można to zrobić na wiele sposobów, a można też nie wyjaśniać i potraktować go jako temat do przemyśleń dla naszych odbiorców.
Kafi: Każdy tytuł jest jak klamra, spina konkretny temat, opowieść. Czas końca złudzeń dopełnia się u nas od dwóch, trzech lat na różnych poziomach – emocjonalnym, zawodowym, personalnym i kiedy Piotr zasugerował, żeby opatrzyć tym hasłem naszą trzecią płytę, byłam zachwycona. Utrafił w sedno. Co do wydźwięku tytułu alarmuję, że nie jest negatywny. Proszę posłuchać piosenek i przemyśleć treść, a sami spostrzegą Państwo, że kończące się złudzenia, to naprawdę nie tragedia a początek nowych rzeczy, może jeszcze lepszych niż dotychczas? Dojrzewanie to chyba niekończący się proces, a nabywanie wraz z nim życiowej mądrości jest szalenie satysfakcjonujące i uspokajające.
Wydajecie się parą z pozytywnym usposobieniem do życia. Tymczasem płyta jest raczej ostra, zadziorna, miejscami chropowata. Dlaczego tak? Czy życie życiem, a to co na płycie tym co na płycie?
Banach: To się miesza, raz życie życiem, a płyta płytą, a raz płyta życiem, a życie płytą. Jak już wspomniałem tworzenie jest dla mnie procesem spontanicznym, nad którym nie mam kontroli, więc sam jestem czasem zaskoczony, jak bardzo niekompatybilny jest mój nastrój z moim dziełem.
Kafi: „Wydajecie się” jest tutaj określeniem kluczowym. Oboje jesteśmy silnymi osobowościami. Na tyle pewnymi siebie i swojego miejsca w świecie, że nie potrzebujemy tego udowadniać. Uśmiech, szacunek, grzeczność to najlepsze co możemy dać innym, więc sobie nie żałujemy, przez co często jesteśmy odbierani jako osoby wycofane, niepozorne, poczciwe, ciche i skromne. Natury jednak mamy niepokorne. Piotr jest osobą ponadprzeciętnie inteligentną, ma olbrzymią wiedzę o świecie i ludziach. Ja może aż takiej wiedzy nie mam, ale posiadam silną intuicję, szybko wyciągam celne wnioski. Jeżeli ta płyta jest ostra, zadziorna i miejscami chropowata, to nie jest to przypadek. To ona jest naszą wypadkową, nie odwrotnie.
Co jest dla Was najważniejsze w życiu osobistym i w życiu muzycznym? Czego należy Wam życzyć na Święta i na nowy rok?
Banach: Mi długich i efektywnych wakacji, a najważniejsza jest wolna wola. Żeby nie było przymusu i robienia czegokolwiek wbrew sobie. Oczywiście nie mam tu na myśli codziennych obowiązków, bo co jest do zrobienia trzeba zrobić, chodzi mi o ten stan ducha, w którym człowiek czuje że, coś mu umyka, że nie żyje pełnią życia.
Kafi: Proszę mi życzyć umiejętności bycia wdzięczną, więcej cennej życiowej energii, zdrowia, poczucia sensu, dobrych ludzi wokół, humoru, prawdziwych przyjaźni i niekończącej się miłości Piotra – to jest dla mnie najważniejsze.
Komentarze