Trudno o bardziej charakterystyczny punkt na spotkanie. Umówiliśmy się na przystanku kolejowym przed 252-metrowym kominem dawnej fabryki Wiskord, czyli najwyższą budowlą w Szczecinie.
Dziś to Big Tower – obiekt do skoków Dream Jump (czyli wykorzystujących układ asekuracyjny z lin dynamicznych oraz bloczka), podczas których swobodne spadanie trwa podobno aż 9 sekund.
– To nie dla mnie, ale wiem, że bardzo dużo osób z naszego osiedla już skakało – opowiada pani Izabela.
Na osiedlu Żydowce-Klucz mieszka od 30 lat. Świetnie pamięta czasy, gdy komin pełnił swoją pierwotną funkcję. Był częścią Zakładów Chemicznych WIskord, które powstały po wojnie na gruzach niemieckiej fabryki. Wytwarzano tam włókna sztuczne, między innymi kord, używany w oponach samochodowych. Zasłynęły jednak przede wszystkim z produkcji bardzo popularnych kaset magnetofonowych Superton C-60 i C-90.
„Fabryka była spoiwem całego osiedla. To wokół niej tętniło życie”
W latach świetności Wiskordu pracowało tam blisko 3 tysiące osób, często w szkodliwych warunkach. Rekompensatą za ciężką pracę były dodatkowe benefity, z których korzystały całe rodziny.
– Fabryka była spoiwem całego osiedla. To wokół niej tętniło życie. Po szkole przychodziłam do mamy do pracy na obiady, a później na zajęcia taneczne w zakładowym klubie. Było tam bardzo wiele kółek zainteresowań z różnorodnymi zajęciami dla dzieci i młodzieży – wspomina Izabela Jankowska.
W 2000 roku Wiskord upadł. Syndyk podzielił majątek i sprzedał małym firmom, które dziś działają w pofabrycznych budynkach. Przetrwał klub kajakarski w przystani na Kanale Ceglanym (zostanie wyremontowana w ramach Szczecińskiego Budżetu Obywatelskiego). Mijamy akurat grupę młodzieży idącą na trening. Być może jest wśród nich następca Daniela Jędraszko, srebrnego medalisty igrzysk olimpijskich w Sydney z 2000 roku i czterokrotnego mistrza świata w kanadyjkowej dwójce z Pawłem Baraszkiewiczem.
Kiedyś występowała tu Maryla Rodowicz „Wydano tyle pieniędzy, a amfiteatr stoi pusty”
Najbardziej spektakularną pamiątką po najlepszych czasach Wiskordu jest amfiteatr przy ul. Warsztatowej. W latach 70. pracownicy fabryki zbudowali go w czynie społecznym. Później fabryka dbała, by regularnie odbywały się tam festyny i koncerty, na które często przyjeżdżały gwiazdy polskiej estrady.
– Pamiętam, jak siedziałam na widowni z mamą na występach Karin Stanek, Czesława Niemena i Maryli Rodowicz. Trzydzieści lat temu działo się tutaj bardzo dużo – relacjonuje nasza przewodniczka.
Słuchając tych opowieści, oglądamy jak amfiteatr wygląda po remoncie z 2020 roku, za który miasto zapłaciło 2,5 mln zł. Właśnie jedna z mieszkanek robi rundki treningowe, wchodząc po schodach na widowni. Problem w tym, że wieczorami i w weekendy wcale nie dzieje się tutaj więcej.
– Wydano tyle pieniędzy, a amfiteatr stoi pusty. Były wielkie zapowiedzi, opowieści, że to drugi największy obiekt tego typu w Szczecinie. Tymczasem nic nie jest organizowane. Raz był wyświetlany film w ramach kina pod chmurką i w te wakacje będzie drugi seans – mówi Izabela Jankowska.
„Na relaks to można pójść co najwyżej do sklepu Dino”
Podobne opinie o amfiteatrze słyszymy również od innych mieszkańców. Oczekują, że za organizację wydarzeń zabiorą się rada osiedla i miasto (obiektem zarządza Zakład Usług Komunalnych). To tym istotniejsze, że Żydowce i Klucz, delikatnie mówiąc, nie mają zbyt rozbudowanej oferty rozrywkowo-kulturalnej.
– Po pracy czy szkole nie ma gdzie spędzać czasu. Brakuje kawiarni, nie ma żadnych zajęć dla dzieci, a tym bardziej dla seniorów. Na relaks to można pójść co najwyżej do sklepu Dino – ironicznie komentuje pani Izabela.
Młodzież organizuje sobie zajęcia sama. – Gramy na boisku przy szkole albo idziemy posiedzieć do amfiteatru czy parku. Żeby porobić coś innego, trzeba już jechać na inne osiedla. Najbliższego McDonalda mamy w Outlet Parku. To 40 minut jazdy autobusem – opowiada Kacper z ósmej klasy Szkoły Podstawowej nr 24.
Nową ciekawą miejscówką może stać się plaża nad Kanałem Kluckim przy ul. Perkuna w Kluczu. Kąpać się tam co prawda nie wolno, ale są miejsce na piknik na trawie, plac zabaw, boisko do piłki siatkowej i pomost, z którego można popłynąć kajakiem w stronę pobliskich kanałów Międzyodrza.
Historia, w którą nikt by nie uwierzył, gdyby nie to, że wydarzyła się naprawdę
Kiedyś w Żydowcach było nawet kino – „1 Maj” przy ul. Przodowników Pracy, czyli dzisiejszej Dmowskiego. Teraz jest tam warsztat samochodowy. Zniknął też Rydz – bar, w którym piło się piwo, organizowano dyskoteki i dyskutowano o wszystkich wydarzeniach na osiedlu. Nawet o tak wydawałoby się nieprawdopodobnych, jak historia z 1996 roku, która jednak wydarzyła się naprawdę.
Straż Graniczna zatrzymała wówczas olbrzymią kontrabandę 14 ton afrykańskiego haszyszu. Narkotyki miały zostać zniszczone w piecu Wiskordu. Tyle tylko, że w całości nie spłonęły. Czarne bryłki zmieszane z żużlem wyspano na hałdę za fabryką, a także wykorzystano, by załatać dziury w okolicznych ulicach i wysypać boisko w Radziszewie. Wieść o łatwo dostępnych narkotykach szybko się rozeszła. W teren ruszyły dziesiątki poszukiwaczy.
– Przyjeżdżali ludzie z kilofami i wielkimi torbami. Pamiętam, że całkowicie rozgrzebali boisko w Radziszewie. Na osiedlu pojawiło się tyle haszyszu, że ludzie wręcz się nim obrzucali – wspomina pani Izabela.
Tutaj naprawdę niemal wszyscy się znają
Na osiedlu Żydowce-Klucz mieszka nieco ponad 2 200 osób. Sporo w domach jednorodzinnych (zwłaszcza w Kluczu), ale też w kamienicach i budynkach zbudowanych dla pracowników fabryki (w Żydowcach).
Już na wstępie usłyszeliśmy, że wszyscy się tutaj znają. I rzeczywiście. Nasza przewodniczka wita się niemal z każdym przechodniem, z niektórymi rozmawiamy nieco dłużej. Na chwilę zatrzymujemy się w Barze Kogucisko przy ul. Dmowskiego 56. To rodzinny biznes prowadzony od pół roku przez mamę i dwie córki.
– Mieszkamy w Żydowcach, a ja bardzo lubię gotować. Mąż spełnił moje marzenie i kupił mi bar – uśmiecha się pani Katarzyna. – Wcześniej w okolicy nie było takiego miejsca z domowymi obiadami, tylko kebaby i kebaby. Przychodzi do nas coraz więcej osób, wszyscy są przyjaźnie nastawieni. Ostatnie miesiące to same pozytywne emocje.
„Żyje się tutaj dobrze”, ale „osiedle starzeje się, na ulicach praktycznie nie widać dzieci”
W czasie naszej krótkiej rozmowy przez ul. Dmowskiego przejeżdżają dziesiątki samochodów. Ruch jest olbrzymi, to główna droga wyjazdowa w kierunku Gryfina. Wystarczy jednak odejść kilkaset metrów w bok, zwłaszcza na wzgórza z domkami w Kluczu, by poczuć wiejski klimat. Usłyszeć śpiewające ptaki i szczekające psy, a nawet zobaczyć zwierzęta gospodarskie.
– Mam dużo drobiu. Perliczki, gęsi, kury, kaczki. Ludzie przyjeżdżają i biorą ode mnie po 40-60 jajek – opowiada starszy pan.
Spotkaliśmy go w grupie mężczyzn układających cegły z zabytkowej łukowej bramy dawnego cmentarza, która runęła w czasie prac przy pobliskich torach kolejowych. Prokuratura nie połączyła jednak tych faktów i sprawę umorzono. Miejski konserwator zabytków zobowiązał księdza proboszcza do odtworzenia muru i zabezpieczenia sąsiedniej kaplicy, do której często włamują się wandale.
– Żyje się tutaj dobrze. Nie mam na co narzekać – mówi drugi z mężczyzn porządkujący cegły. – Kiedyś było tutaj więcej mieszkańców, ale po upadku fabryki wiele osób wyjechało za granicę. Osiedle starzeje się, na ulicach praktycznie nie widać dzieci. Szkołę mamy dużą, ale nie jest wykorzystywana tak jak powinna.
Przydałby się taki autobus jak w Podjuchach
Mowa o wspomnianej SP 24. Najkrótsza droga od strony głównej ul. Rymarskiej prowadzi po schodach. – Dlatego babcie, gdy odbierają wnuki, czekają na nich na dole – opowiada Izabela Jankowska.
Na górze jest też kościół (wkrótce stanie tam nowy, większy) i część domów, a wszystkie sklepy na dole, więc bez samochodu trzeba się wspinać z zakupami. – Przydałyby się takie busy jak w Podjuchach, które wjeżdżają na strome wzniesienia – słyszymy.
Komunikację ze śródmieściem Szczecina usprawniła budowa przystanku kolejowego Szczecin Żydowce. Do dworca głównego jedzie się pociągiem zaledwie 10 minut. Kursuje autobus linii 64, którym można podjechać do Podjuch czy Szczecińskiego Szybkiego Tramwaju na Jaśminowej. Do tego dochodzi jeszcze bezpłatna „jedynka” z Gryfina do Ronda Ułanów Podolskich.
– Nie narzekam na komunikację. Córka chodzi do liceum, podjeżdża pociągiem, przejdzie się kawałek i już jest w szkole. Bardzo szybko – podkreśla nasza przewodniczka.
Najbardziej kolorowy „cmentarz” w Szczecinie
Nieoczywistym miejscem, które warto zobaczyć w Kluczu jest… grzebowisko dla zwierząt. To bardzo kolorowy „cmentarz” z wiatraczkami w różnych barwach, ulubionymi zabawkami zwierząt, a nawet małymi figurami ulubieńców.
„Tęczowa kraina” jest prywatnym przedsięwzięciem. Można tam skremować i pochować wszystkie zwierzęta domowe.
Droga na cmentarz prowadzi w pobliżu węzła dróg S3 i A6. – Kiedyś były tutaj pola. Wszystko w truskawkach i czereśniach. A dalej poligon, na który chodziło się na grzyby. To wszystko przecinała wtedy tylko autostrada na Berlin – opowiada pani Izabela.
„Nie było takiego momentu, żebym myślała o przeprowadzce”
Z ponad dwugodzinnej wycieczki po osiedlu Żydowce-Klucz zapamiętamy jeszcze na pewno kwitnące maki. Tego dnia były niemal wszędzie. Nawet na hałdzie gruzu w pobliżu cmentarza, gdzie mimo niesprzyjających warunków wyrosły wspólnie z innymi kwiatami.
– Fajnie jest na naszym osiedlu. Blisko do puszczy i nad rzekę. Tutaj mieszkali moi dziadkowie, a mama pracowała przez 30 lat w fabryce. Nie było takiego momentu, żebym myślała o przeprowadzce – podsumowuje Izabela Jankowska.
Komentarze