Odległość przy składaniu życzeń i zabawie na weselu? „Nie ma opcji, żeby to się udało”
Przedstawiciele firm z branży ślubnej mówią wprost, że na ich działalność prowadzona jest swojego rodzaju nagonka. Rzeczywiście wielu ważnych polityków w swoich wypowiedziach uzasadniało wzrost liczby zakażeń koronawirusem poluzowaniem obostrzeń na takich wydarzeniach, jak właśnie śluby. Spekulacje medialne dotyczące przywracania pewnych ograniczeń spowodowały, że branża ślubna zanim na dobre zdążyła się „odmrozić”, to już musiała zmierzyć się z kolejną falą rezygnacji wystraszonych nowożeńców.
– Sytuacja naszej branży wygląda źle. Będzie nam ciężko odetchnąć przez kilka najbliższych sezonów. Czujemy się kozłem ofiarnym, wcale nie jest tak, jak słyszymy w plotkach, że wesela odbywają się np. w zwiększonej liczbie osób, pilnujemy bardzo restrykcji. W moim przypadku wszystkie imprezy, które miały odbyć się w liczbie powyżej 100 osób, po prostu się nie odbyły – mówi w rozmowie z portalem wSzczecinie.pl Bernadetta Kowalczyk, wedding plannerka.
Jak obecnie wygląda organizowanie ślubów? – Lista gości z uzupełnieniem o ich dane nie jest wielkim problemem, ale obawy o kwarantannę czy straszenie liczbą zachorowań powodują wielki stres. Wszystkie pary młode martwią się, że przygotowania do ślubu zostaną zniweczone, bo z dnia na dzień zmienią się plany – mówi Kowalczyk. – Kontrola policji, jakiekolwiek legitymowanie byłoby zaburzeniem komfortu gości. Trudno jest także zachować odległość, np. przy składaniu życzeń. Nie ma opcji, żeby to się udało. Specyfiką wesela jest bliskość. Jesteśmy razem – dodaje.
„Ludzie tłoczą się na plażach nad morzem, a śluby traktowane są jako wielkie zło”
Większość ślubów zaplanowanych na rok 2020 się nie odbyła lub miała miejsce tylko w formie kameralnej, bez wystawnego wesela. Jak szacują nasi rozmówcy, liczba odwołanych imprez może sięgać nawet… 95%. Te wesela, które się odbyły, były znacznie skromniejsze.
– Konieczność przełożenia wesela to ogromny, negatywny ładunek emocjonalny. Sytuacja, która trwa, „ciągnie się” od marca, pary młode nie są już pewne, czy np. wiosną coś się zmieni. Nie zakładamy już, że w tym roku sytuacja się poprawi, ale patrzymy z dużą niepewnością na przyszły rok. Zauważamy, że goście boją się przyjeżdżać na wesela, to jest poważny problem – mówi Karolina Andrzejak, Lily Wedding Planner i dodaje: – Ludzie tłoczą się na plażach nad morzem, a śluby traktowane są jako wielkie zło. Nowe obostrzenia nie dotyczą wszystkich obszarów naszego życia i jest to coś, co nas oburza. Jeżeli ktoś decyduje się przyjść na wesele jako gość, to zdaje sobie sprawę, że trudno jest tutaj zachować dystans i siedzieć tylko przy stole. Zdecydowanie gorzej wygląda integracja między rodzinami. Pary młode mają dosyć tej sytuacji, nasi klienci mówią, że już chcą mieć z głowy ten temat i mają dość niepewności. U nas w regionie wesela na 200 osób są niepopularne, ale zdarzały się wesela na 160-170 osób. I jak wtedy zrobić redukcję do 150 osób? Przecież to bardzo kłopotliwa sytuacja.
Wedding plannerzy nadal pracują, choć przyznają, że najczęściej konsultują już ceremonie zaplanowane na rok 2021.
Komentarze
30