Jesteśmy po pierwszym dniu tegorocznej odsłony Festiwalu Boogie Brain. Wraz z deszczem gwiazd spadła na uczestników imprezy także prawdziwa ulewa.

Koncertowa ulewa

„A przez cały dzień było tak słonecznie!” – dało się co chwila słyszeć wśród przybyłych na festiwal. Warunki atmosferyczne pokrzyżowały niektórym plany  co do spędzenia wieczoru przy delektowaniu się muzyką. Krzysztof, ochroniarz pracujący podczas imprezy powiedział nam, że „wiele osób wróciło do domów z obawy przed powtórką gromobicia. Nie tylko festiwalowicze byli przemoknięci, także my - pomagający przy imprezie”.

Około godziny 20:00, w drodze na festiwal, mijaliśmy grupki skupione pod drzewami w Parku Kasprowicza, walczące o skrawek choćby liścia, który uchroniłby przed znacznym zmoczeniem. Całkowicie mokrzy dotarliśmy do Teatru Letniego i schroniliśmy się, tak jak sporo festiwalowiczów, pod parasolami w ogródku piwnym. Widzieliśmy jak na stoisku z jedzeniem cały czas gasło światło. A także jak niektórzy niewzruszeni deszczem słuchacze zakupywali  pyszne przekąski...

Niestety, części pierwszego koncertu musieliśmy posłuchać z oddali.  Niestety, bo świetna muzyka była skutecznie zagłuszana przez szum drzew i hałas piorunów. Najlepszego dj’skiego seta tego wieczoru zagrała Natura.

Tylko dla wytrwałych

Humory jednak dopisywały – a to było najważniejsze. Z wodą w butach przybyliśmy pod scenę, gdzie znajdowała się grupka bawiących się. Pod sceną na szczęście nie padało.

Nie wszystko poszło wg planów – Eastwest Rockers przerwali swój koncert. „Słoneczne” reggae’owe kawałki nie przepędziły chmur. Może było ich za mało? Na Jazzanovie kołysaliśmy  się w rytmach nujazzowych kompozycji, które tym razem podane były  bez elektroniki, której niektórym trochę  brakowało. Występ jednak był relaksującą przerwą pomiędzy innymi, wzbogaconymi elektroniką, koncertami. "Brakowało mi ich szybszych kawałków, zabawa z miksowaniem wychodzi im po mistrzowsku. Wiem jednak, że ostatnio odeszli od swojego profilu muzycznego" - stwierdził po koncercie Michał, fan elektronicznych dźwięków. Imponująco wypadł człowiek-orkiestra, Robert Owens, który – prezentując swoje utwory – wpadał w muzyczny trans. Hipnotyzował głosem i zaskakiwał dźwiękami. Hałasu narobili Inner  City Dwellers, którzy rapowali w rytmach ostrzejszych kawałków. Dzięki nim na scenie zrobiło się tłoczno i gwarnie. Próbowali zagadywać publiczność i stworzyli świetny klimat okołoscenowy.

Do końca fantastycznej uczty muzycznej poprowadzili nas Scratch Perverts. Do domu wracaliśmy około godziny 4:00 i mimo że woda chlupała nam w butach, to czekamy na kolejną dawkę dźwiękowych emocji.