Gołąb miejski to stworzenie śmietnikowe. Niektórzy nazywają go nawet pierzastym szczurem. Zdegenerowany przez wieczne dokarmianie zatracił już niemal zdolność latania. Cupie tylko, albo podlatuje po rzucony mu kęs, na dach lub na pobliskie drzewo. Obsiada place, przystanki, ale i kubły na śmieci. Plącze się po nogami, wpada pod koła, włazi niemal do siatki z zakupami. Gorszy jest od psa, bo ten rzadko sra na głowę.

Kilka dni temu spadł przede mną gołąb.
Zwyczajnie, z nieba i pod nogi.
Ktoś to jeszcze zauważył, podszedł, za nim inny przechodzień. Jakaś kobieta podniosła ptaka z chodnika i przeniosła na pobliski trawnik. Podeszły jeszcze ze dwie osoby. Wywiązała się dyskusja. Ktoś radził, aby troskliwa pani umyła szybko ręce bo „gołąb może zarazić kurzą grypą”, ktoś inny uznał, że ptak miał zawał serca, inny, że to z braku wody „bo gorączka panie taka, że ptaki jak muchy, tylko komary czują się jak ryby”. Pani, która gołębia przeniosła na trawę otarła łzę i zaproponowała, aby zadzwonić do weterynarza lub „gdzie indziej” i zawiadomić o wypadku. Jakiś pan powiedział, że jego syn jest ornitologiem i że to naturalne, iż ptaki padają. Natura czyni swoje – dowodził pan. Nie trzeba się przejmować. Gołębi w Szczecinie już jest zbyt wiele i w sposób naturalny muszą wyginąć.

… a poczekawszy jeszcze drugie siedm dni, Noe powtóre wypuścił gołębicę z korabia / I wróciła do niego gołębica pod wieczór, a oto różdżka oliwy urwana w uściech jej, a tak poznał Noe, że opadły wody z wierzchu ziemi… (Gen. 8, 10-11:).

Podczas tejże rozmowy gołąb nagle zatrzepotał skrzydłami i przeskoczył w obręb pobliskiego krzaka. Nic mu nie będzie – zawyrokował pewien wyrostek. Posiedzi i poleci. Olać to!

Pokiwaliśmy głowami. Ptak się poruszył i tym poruszeniem zwolnił nas z bezradności. Bo tak na dobrą sprawę nikt nie był pewien, co robić; dzwonić po pomoc, podjąć się reanimacji ptaka metodą usta dziób, wziąć do domu, czy machnąć rękę bo „zaraz mu przejdzie”.

… a zarazem wystąpiwszy z wody, ujrzał rozstępujące się niebiosa i Ducha jako gołębicę nań wstępującego... (św. Marek 1,10, „Chrzest Jezusa").

Zobacz pan – ojciec ornitologa wskazał mi palcem niedalekie zarośla, z których wystawały nogi leżącego człowieka. Tam leży strunowiec a nikt nie patrzy czy żyje. Nie ma czasu na humanitaryzm podczas którego dodatkowo w mordę można dostać. Takie czasy, takie właśnie czasy…

 „Otoś tyś jest piękna, oczy twoje jak gołębicy” (1,14). „Piękne są jagody lica twego jako synogarlicy” (Pieśń nad pieśniami - 1,9).

Przed aktem kopulacji ptaki karmią się wzajemnie, następnie samczyk drepcze dookoła samiczki i co chwilkę muska pióra na grzbiecie i skrzydle. W końcu samiczka przysiada i ptaki kopulują. Po udanej kopulacji para odlatuje głośno klaszcząc skrzydłami. Następnie gołębie znów się pieszczą. Niekiedy bywa tak, że po kopulacji samczyk przysiada i jest deptany przez samicę. Rytuał taki powtarza się kilkanaście razy dziennie.
Po ok. 17 dniach wykluwają się 2 niedołężne pisklęta, które oboje rodzice ogrzewają i karmią początkowo mleczkiem z wola, potem rozmiękczonymi nasionami. Charakterystyczne jest, że gołębie oboje wysiadują jaja, przy czym samiec wysiaduje je po południu.
Gołębie łączą się w pary na całe życie. Są jednymi z najbardziej czułych i troskliwych rodziców w przyrodzie.
(Wikipedia).  

Wciąż jeszcze, zwłaszcza w naszej zachodnio-chrześcijańskiej kulturze, gołąb jest symbolem pokoju, spokoju, dobroci, troskliwości i opiekuńczości. Zdegenerowany jednak przez ciągłe dokarmianie obsiada gromadnie, wespół z kaczkami krzyżówkami okolice kościołów - garnizonowego i św. Jakuba. No i oczywiście rejon dawnego „Grzybka” przy Bramie Portowej.  

Ten ptak nam spowszedniał, zszarzał, „spsił się”, dla niektórych w latającego szczura przepoczwarzył. Obrzucany wciąż okruchami przez stare matrony, ścigany przez psy i dzieci stał się denerwującą i – jak się wydaje – wątpliwą ozdobą miasta.

Nie ma go na szczecińskich widokówkach, bo zwykł gromadzić się w miejscach dla miasta wstydliwych, brudnych, zaniedbanych.

Miasto nie ma rynku dla gołębi.

Więc może taki wybudować?
I nazwać – dajmy na to - Szczeciński Gołębnik?
Aby miały się one na nim dobrze?
Aby znowu stały się lubiane?  

Widzę, że na parapecie przysiadł jeden i coś grucha. Una paloma ...
A mi palma od słońca odwala.
Poleję go wodą.
Gorączka taka…