Jeszcze TYLKO DZIŚ (12.10.2008) o godz. 20.00 można wziąć udział w artystycznym projekcie ,,Łasztownia 2008. Cztery obrazy w przestrzeni". To niesamowita podróż do przeszłości miasta, budynków, a więc i siebie...

Dość dziwnie się czułam w skafandrze ochronnym, który każdy uczestnik w celach bezpieczeństwa winien był przywdziać. Śmiechy z powodu wyglądu zebranych ucichły, gdy znaleźliśmy się pod mostem na Trasie Zamkowej. Wyglądaliśmy... kosmicznie (dla mijających nas ludzi w autach raczej komicznie). Zostaliśmy podzieleni na grupy i poinformowani o czekających na nas niebezpieczeństwach.

 

Po okazaniu numerków (miałam nr 13., co nie zapowiadało się optymistycznie) przekroczyliśmy bramy i wkroczyliśmy na teren dawnej rzeźni miejskiej. Krążyliśmy między zniszczonymi, nie oświetlonymi budynkami, których widok przyprawiał o dreszcze.

 

Odwiedzaliśmy niektóre z nich. Penetrowaliśmy z przestrachem ich wnętrza, oświetlając latarkami zakamarki, oglądając nieczynne toalety, zaglądając w wyrwy w ścianach, bojąc się, co mogą skrywać. Byliśmy... w środku trupa, jak się jednak okazało, całkowicie żywego.

 

Cztery obrazy

 

My ,,no name" 

 

Ubrania ochronne, w których wszyscy wyglądali tak samo, pozbyły nas tożsamości. Nieważna była płeć, narodowość, wiek, zawód - staliśmy się ,,czystymi kartami" bez przeszłości.

 

,,Czułem się jak w filmie ,,Seksmisja"" 

 

Nasza grupa najpierw weszła do ,,kosmicznego pomieszczenia". Raziło nas światło, było gorąco. Po kilku chwilach, kiedy przeszło oszołomienie, usłyszeliśmy szumy. Ściany ,,oddychały", a niektórzy mieli wrażenie, że ogromny pokój zmienia kształt (dlatego mieli zawroty głowy). Miejsce żyło.

 

Niemiecki Szczecin jak na fotografii

 

I miało swoją historię, co udowodnił drugi obraz. Zatrzymany w czasie lokal z lat dwudziestych: mężczyzna, który zastygł paląc papierosa; kobieta, która zamarła rozmawiając przez telefon. Stroje z epoki, stary gramofon, perły i kapelusze mówiły o przeszłości Szczecina i jej ówczesnych mieszkańcach, którzy pozostawili niezatarty ślad w tożsamości miasta. Dlaczego byli nieruchomi? Może dlatego, że o nich zapomnieliśmy, a jedynie powroty do przeszłości mogą ją ożywić.

 

,,Kiedyś miasto było pełne kwiatów..."

 

Trzecim etapem wędrówki po Łasztowni było ,,zielone cmentarzysko". Głosy ludzi, którzy przyjechali do Szczecina po wojnie razem tworzyły gwar, niezrozumiały szum, który można było zrozumieć nasłuchując z bliska pojedynczych wspomnień. Jak często bowiem nie słuchamy starych osób, bojąc się potoku wynurzeń, powtarzania ciągle tych samych anegdot, słów, że ,,kiedyś było lepiej..." zapominając, że postacie te są częścią odchodzącej historii, której my jesteśmy ciagłością.

 

,,Obciąża moją krew, przemierza żył korytarze (...)"*

 

Ostatnie pomieszczenie na trasie, wielkości hali, które kiedyś mogło być miejscem uboju bydła, a dziś grożące zawaleniem, ,,krwawiło". Być może dlatego, że wykrwawiało się przez wszechobecne dziury, wyrwy, ,,rany otwarte", których nikt nie może ,,zatamować", a może dlatego, że jest wciąż pełne życia.

 

Sztuka przestrzeni, sztuka tożsamości

 

Ożywianie takich miejsc może odbyć się tylko w jeden sposób: dzięki sztuce i ludziom, którzy będą chcieli zostać jej odbiorcami. Sztuka jest narzędziem, którym my możemy łączyć się z przeszłością (miejscem, ludźmi) i teraźniejszością (my), tworząc i odkopując warstwy tożsamości przestrzeni miasta.

 

* ,,Dorosłość jak początek umierania" Hey