Tomasz Gierwiatowski, znany w Szczecinie ze swojej społecznej aktywności jako lider Ligi Superbohaterów, utknął w Japonii. Jak mówi w rozmowie z portalem wSzczecinie.pl, wyjechał tam w pierwszej połowie marca, kiedy jeszcze nic nie wskazywało na tak poważne restrykcje, jakie właśnie wprowadzono.

„Nie jest to fajne, jeżeli nie ma informacji, kiedy wrócisz i czy wrócisz”

Lider Ligi Superbohaterów wyjechał do Japonii, ponieważ jego wyprawa była zaplanowana i opłacona od ponad pół roku, bez możliwości zwrotu kosztów. Kiedy decydował się na wyjazd, ryzyko komplikacji nie było jeszcze tak wielkie. Jak mówi Tomasz Gierwiatowski w rozmowie z portalem wSzczecinie.pl, w Japonii miał podszkolić język oraz wypocząć. Takich trudności się nie spodziewał.

– Była ogromna batalia o to, żeby lot z Japonii do Polski się odbył. Dwa tygodnie temu anulowano wszystkie połączenia do Polski i setka Polaków została dosłownie uwięziona. Potrzebowaliśmy pomocy, wysyłaliśmy maile do ambasady i do mediów, żeby ktoś zauważył nasz problem – mówi Gierwiatowski.

Jak mówi, najgorsze było to, że LOT nie poinformował pasażerów o tym, że loty z Tokio do Polski zostały anulowane. Mieszkańcy musieli sami się organizować, współpracować i wymieniać informacjami: – Nie było żadnych informacji. Finansowo byłem przygotowany na dwa tygodnie i kilka dni ekstra. Nie jest to fajne, jeżeli nie ma informacji, kiedy wrócisz, czy wrócisz i czy będziesz mieć w ogóle gdzie spać – dodaje Gierwiatowski.

Szef Ligi Superbohaterów zatrzymał się u znajomych w miejscowości Shirakawa-go.

W Japonii bez koronawirusowej paniki

W Japonii koronawirusa przeżywa się spokojniej niż w Polsce: – Media co pół godziny informują o zakażeniach. Mieszkańcy Tokio są informowani o zagrożeniach. Japończycy są bardzo czystym narodem, czułem się tutaj bezpiecznie, bo w Tokio na co dzień nosi się maseczki i nie podaje się sobie rąk, tylko się kłania. Na każdym kroku dostępny jest alkohol do dezynfekcji rąk – mówi Tomasz Gierwiatowski.

W związku z epidemią Liga Superbohaterów zmuszona została do ograniczenia działalności.

– Nasze działania to odwiedziny bezpośrednie na oddziałach dziecięcych. Musieliśmy zawiesić tego typu aktywność z oczywistych względów. Teraz przesyłamy videopozdrowienia i jak znacie jakieś dzieciaki w potrzebie, to oczywiście zapraszamy do kontaktu – dodaje Gierwiatowski.