Piątkowy wieczór można było spędzić przed telewizorem bądź w dyskotece. Była też trzecia droga, która łączyła takie zalety wymienionych jak siedzenie oraz słuchanie muzyki, dając ponadto wybierającemu ją bezpośredni kontakt ze sztuką z najwyższej półki oraz udział w urodzinach. Mowa o koncercie Grzegorza Turnaua z okazji urodzin dąbskiego Klubu Delta.

Wirtuozerskie urodziny

Już od kilku dni niosła się wieść „Biletów brak”, a także tak brzmiał napis widniejący w dniu koncertu na drzwiach Klubu Delta. W jego środku znajdowało się 140 wybrańców, którym udało się kupić, wcale nietani, bilet na występ krakowskiego barda, któremu tego wieczora towarzyszył miast całego zespołu, jeden wybitny gitarzysta – Jacek Królik. W ubiegłym roku Turnau wraz z zespołem bawił na Zamku Książąt Pomorskich, natomiast w tym zaprezentował się w atmosferze bardziej kameralnej, a właściwie sowiej.   

Koncert zorganizował Klub Delta z okazji piątej rocznicy swego istnienia, dlatego nie zabrakło akcentów urodzinowych. Był tort i świeczki, a także prezent w postaci Odznaki Honorowej Gryfa Zachodniopomorskiego. Otrzymała ją, decyzją Marszałka Województwa Zachodniopomorskiego, Alicja Betka, dyrektor Miejskiego Ośrodka Kultury, którego filią jest Klub Delta. Odznakę przyznawaną za wkład w rozwój Pomorza Zachodniego wręczył Wojciech Drożdż, członek Zarządu Województwa Zachodniopomorskiego, a podziękowania w imieniu prezydenta Szczecina złożyła wiceprezydent ds. oświaty Elżbieta Masojć .                                                                                                                        

Tak, i trzykroć puszczyk wrzasł. Lelek jęczy: czas już, czas

Po części oficjalnej przyszedł czas na Wieczór piosenek sowich. Na scenie za elektrycznym fortepianem pojawił się Grzegorz Turnau, a tuż obok na wysokim krześle zasiadł Jacek Królik z gitarą elektroakustyczną. Na Sali panowały iście kinowe ciemności. Tylko scena wraz z jej aktorami była oświetlona. Aktorami, jako że dialogowi głosu Turnaua oraz instrumentów towarzyszyły kabaretowe wstawki: zabawne opowiastki, miny, zachowania, dzięki którym dłonie słuchaczy mogły zaznać odpoczynku przekazując strunom głosowym niewymuszony odruch radosnej odpowiedzi artystom. Jednak największa pracę podczas koncertu wykonały uszy – rejestrujące niuanse dźwięków – oraz mózg szanownej publiki – przetwarzający piękną muzykę na wizje, nastrój tudzież dreszcze.                                                                                                                         

Sowa, ptak aktywny nocą i tajemniczy, inspirował wielu artystów, przeczytamy o nim przecie i u Mickiewicza i u Shakespeare’a. Skąd jednak sowa u Turnaua? Otóż, gdy przebrzmiały dźwięki pierwszych utworów, artysta wyjaśnił, że pewnego dnia natrafił na artykuł, z którego dowiedział się, że wystąpi w recitalu „sowich piosenek”. Zabawna literówka nasunęła Mu myśl, by stworzyć sowi koncert, podczas którego można będzie zaprezentować piosenki nie tylko swoje. Turnau stwierdził, że sowa – symbol mądrości, a zarazem wedle hieroglifów egipskich śmierci – uosabia to, o czym się śpiewa: przemijanie i dążenie do mądrości. Przy okazji padł również żart, że sceniczny partner Jest dyskretny i drapieżny – ma coś z sowy. I rzeczywiście: było nastrojowo, a chwilami wręcz agresywnie, gdy Turnau bębnił palcami i niekiedy innymi częściami ciała w fortepian, a Królik szarpał struny niczym sowa swój łup.                                                                                                                       

Głos, w oprawie w fortepianu i gitary

Wykorzystanie mądrego ptaka w tytule pozwoliło muzykowi z Krakowa sięgnąć po utwór Lady Madonna z repertuaru The Beatles oraz po własne aranżacje piosenek do tekstów Jeremiego Przybory (uwiecznionych zresztą w 2004 roku na płycie Cafe Sułtan): O Kutno!, Zimy żal, Przeprowadzka czy Moja dziewuszka nie ma serduszka, która tradycyjnie została przyrównana do piosenki Billy`ego Joela She`s Always a Woman. Turnau zaczerpnął również z twórczości Marka Grechuty. Ciekawą podróżą po uczuciach była konfrontacja pełnego emocjonalnych wibracji Gdziekolwiek z zagranym po nim burzliwie Motorkiem. Utwory swoich idoli artysta przeplatał własnymi piosenkami, prezentując znane niemal wszystkim: Bracką, Pompę czy Cichoszę i te, których nie uwieczniono na teledyskach – jak na przykład Murarza.                                                                                                                       

Swoisty mikrokosmos, który powstał na zatopionej w ciemności sali, miał dwa słońca. Co prawda, Turnau mógłby wystąpić sam, lecz atmosfera byłaby wtedy zupełnie inna. Gitara Jacka Królika była dla Turnaua najlepszą przyjaciółką, taką, która zna na wskroś, wysłucha, potrafi coś powiedzieć, a czasem mówi z Tobą jednocześnie, uśmiechając się przy tym filuternie. Ponadto ten wymowny instrument posłużył muzykom za bęben, na którym wspólnie wystukiwali, budując napięcie i naprężając uwagę słuchaczy do nieskończoności, wstęp do Natężenia świadomości.                                                                                                                         

Noc winogrona gwiazd rozdaje

Ponad godzinny koncert upłynął w atmosferze kreowanej przez Turnaua i Królika – publiczność śpiewała, śmiała się lub…gwizdała melodie – tak jak jej zagrali. Dwóch muzyków – cała orkiestra dźwięków grających na uczuciach. Na bis usłyszeliśmy 24 smutki i Przeprowadzka i trzeba było się przenieść ze świata muzyki do rzeczywistości. Ten, dla niektórych zapewne, bolesny powrót nie zakończył się jednak osowiałością. Organizatorzy koncertu czekali już na gości z urodzinowym tortem, a w pamięci pobrzmiewała muzyka.                                                                                                                  

Gdziekolwiek będziesz
Cokolwiek się stanie
Będą miejsca w książkach i miejsca przy stole