Nie mogłam sobie odmówić opisania tak nadmuchanego tematu jakim są Walentynki, dlatego wyjątkowo „Pisząc wprost” ukazuje się dziś, a niej tradycyjnie – w środę. Ale do rzeczy. Wszak są Walentynki!

Cenię sobie ten dzień z jednego powodu – lubię obserwować emocje jakie podczas niego towarzyszą napotkanym przeze mnie ludziom. Jedni wręcz się nie mogą go doczekać, inni – psioczą pod nosem, jaki to kicz, tandeta i w ogóle wielkie „ble”.

Oprzeć się pokusie

Ale Walentynki to nie tylko dzień 14 lutego, to praktycznie cały tydzień, jak nie dwa „akcji przygotowawczych” do tego święta. Przykład z wczoraj (znaczy się z poniedziałku). Wchodzę do jednego z salonów prasowych po swoje ulubione czasopisma. Jako tradycyjny konsument biorę to, co mnie interesuje i równie tradycyjnie udaję się do kasy, aby za wybrany towar zapłacić. Okazuje się jednak, że taka prosta transakcja jak zakup-sprzedaż wcale taką prostą nie jest. Czy życzy sobie Pani dodatkowo walentynkowy kubek? Nie dziękuję – odpowiadam uprzejmie, bo wiem, że zadawanie tego typu pytań należy do obowiązków sprzedawców. A może wyjątkowe czekoladki w kształcie serduszek? Urocze, ale również wyrażam swój brak zainteresowania prezentowaną ofertą. Mogę Pani także zaproponować lizaki z napisem „I love you” – kontynuuje nieugięta ekspedientka. Wie Pani co – odpowiadam – ja po prostu chciałabym zapłacić za swoją gazetę…

Be my Valentine

Udało się – zakup dokonany. Zatem podążam dalej centrum handlowego. Gdzie nie spojrzę – serca. I to wszelakiego rodzaju. Czerwone, różowe, białe, małe, duże, średnie. Do koloru, do wyboru. No i oczywiście wszechobecna „angielszczyzna” w postaci: Happy Valentine`s Day, I love you, be my Valentine itp. Ja rozumiem, że to „święto” przybyło do nas zza zachodniej granicy, ale język polski przecież ubogim nie jest. Jednak zauważam takie zjawisko, że wszystko co związane z komercją, musi być w innym języku. Chyba wtedy tak bardziej światowo wygląda. A może to odmiana kompleksu polskości?

Płać podwójnie

Co tu dużo pisać. Jakby nie było, Walentynki dźwignią handlu są. Restauracje, kawiarnie, puby przeżywają wówczas oblężenie. Bez rezerwacji nie wejdziesz. Nieważne, że masz zwykłą ochotę na piwo czy kawę – wstęp tylko w parach (bo jakżeby inaczej – za parę płaci się podwójnie. Logiczne). Oczywiście nie obejdzie się bez „słitaśnego” prezenciku: serduszka, misie, dla ambitniejszych – biżuteria królują na walentynkowych stołach. Zresztą kupić można wszystko, co dusza tylko sobie zażyczy.

Solo i w tandemie

Walentynki – zmora dla singli, utrapienie dla „podwójnych”. Osobom żyjącym w pojedynkę (nieważne czy z wyboru czy nie) 14 lutego na każdym kroku przypomina się, że bycie solo nie jest w modzie. Zatem nie pozostaje im wtedy nic innego, jak tylko mijanie kawiarnianych wystaw, za którymi kryją się pary zakochanych. Istnieje też opcja wybrania się na imprezy w stylu antywalentynkowym, które w ostatnich latach cieszą się coraz większą popularnością. Hmm, ciekawe dlaczego?

Ale Walentynki to czasami przykry obowiązek dla ludzi będących w tak zwanym związku. Często na przymus chłopak kupuje dziewczynie czerwoną różę, a ona jemu różową karteczkę z napisem „Love”. Kwiatek zwiędnie, kartka powędruje do kosza. Wszystko po to, bo w Walentynki po prostu wypada być zakochanym i okazywać to na wszelkie możliwe sposoby. Tylko zapominamy o takiej drobnostce, że to co zbudowane jest na sztucznej podstawie, nigdy nie będzie trwałe. Choć chwilami brakuje czasu na bliskość dnia codziennego, to jednak uśmiech na dzień dobry czy buziak na dobranoc o wiele bardziej smakują niż czekoladki z limitowanej kolekcji walentynkowej.

Niemniej jednak - udanego dzisiejszego dnia!

Zobacz też:

Rady dla zakochanych - wczoraj i dziś

_____

Następna odsłona cyklu "Pisząc wprost" za 2 tygodnie.

Wszystkie odcinki tutaj.