czyli o świetnym zespole, co ma dobre teksty, a który zagrał wczoraj na scenie w Hormonie będzie tutaj mowa.

Mocno spóźnionemu zespołowi czekająca publiczność przebaczyła wszystkie przewinienia, gdy oczom zebranych ukazała się Ania Brachaczek, wokalistka grupy Biff. Przywdziała tego wieczora, porzucając - znaną np. z plakatów - różową, balową, ,,kopciuszkową" suknię na rzecz szalenie obcisłej, panterkowej kreacji, dzięki której pewnie pragnęła pokazać pazur. Reszta muzyków, czyli Jarek Kozłowski, grający na perkusji, Michael Pfeiff - basista i gitarzysta Hrabia Fochmann wypadli trochę blado jeśli chodzi o aspekt galanteryjny. Jednak nic to, skoro - jak mówi znane powiedzenie - nie szata zdobi zespół, a zupełnie inne zalety.

 

A do najbardziej znaczących stron Biff należy oczywiście choreografia. Wspaniały układ taneczny prezentowany przez Anię, to jednak nie wszystko - dodatkiem do występu były także efekty wizualne, jak flatterfetti wystrzelone wprost w publiczność. Nie sposób również nie wspomnieć doskonałej i przemyślanej polityce PR-owskiej zespołu - częstowanie przybyłych na koncert słodyczami dało znakomity efekt promocyjny.

 

Zupełnie poważnie już pisząc Biff to całkowity profesjonalizm w graniu i śpiewaniu, biorący się z dużego doświadczenia poszczególnych jego członków, którzy nie przez jeden zespół się przetoczyli (Pogodno, Mitch&Mitch, Los Trabantos, i in.) i ciężkiej pracy (ponoć mają dużo prób). Inne plusy to talent do tworzenia hitów - tak, tak! - skocznych, tanecznych utworów, przy których trudno powstrzymać się przed pląsaniem i do pisania inteligentnych tekstów pełnych humoru i zabaw językowych (,,zatruj mnie, jak Ślązaka jodem, gdy z Chorzowa samochodem, jedzie latem do Darłowa, w upał"). Poza tym Biff umie nawiązać kontakt z publicznością (zwłaszcza Ania Brachaczek, którą koledzy z zespołu zostawili na scenie mówiąc z przekąsem, że ,,może zaraz skończy gadać"), dzięki czemu tworzy się fantastyczna atmosfera, a pozytywnej energii i na drugi dzień sporo pozostaje.

 

Ta supergrupa ze Śląska, jak pisze o nich prasa, ma być następcą Pogodna, co się nie stanie, bo to zupełnie inna muzycznie kapela. Zagrała wczoraj ,,Ślązaka" czyli pretendenta do nagrody  Eurowizji (wg zapewnień grupy), kilka innych piosenek w szybszym rytmie i parę spokojniejszych, jak ,,Komunie", ,,Moja dziewczyna" (okraszonej opowieścią o festiwalu piosenki studenckiej). Na koniec bisowała trzykrotnie czym podbiła serca zgromadzonej publiczności. W tym mojego, dzięki czemu przez całą jesień złotą i polską (miejmy nadzieję) nucić będę ,,jesienne drzewa kłaniają mi się w pas, rzucając mi pod nogi kasztany...".