W wypełnionej niemalże do ostatniego miejsca , Hali Opery, zobaczyliśmy wczoraj kolejny występ w ramach Szczecin Music Fest. Tym razem na scenie zaprezentowała się amerykańska wokalistka - Lizz Wright.
Ta czarnoskóra artystka, urodziła się w małym miasteczku w stanie Georgia i od wczesnego dzieciństwa dorastała w muzycznej atmosferze. Jej matka śpiewała gospelowe pieśni, a ona sama będąc jeszcze kilkuletnią dziewczynką zaczęła się uczyć gry na pianinie. W dalszych latach szkoliła swój głos, m.in. na stanowym uniwersytecie w Atlancie i zbierała kompozycje, które zebrała na debiutanckim albumie „Salt”. Z niego wybrała do set listy wieczoru numer “Walk With Me, Lord" oparty na tradycyjnej pieśni. Rozpoczęła jednak swój występ od innej kompozycji - pochodzącego z repertuaru Neila Younga utworu „Old Man” (znanego z legendarnej płyty „Harvest”).
Już na wstępie swoje duże możliwości pokazał pianista Glenn Patscha, ubarwiając swoimi partiami, dwa pierwsze utwory, zagrane w dość spokojnym tempie. Trzeci numer – czyli “Feed The Light” z albumu „Fellowship”, był już bardziej ekspresyjny, a kolejne piosenki, które zaśpiewała Lizz, przekonały chyba wszystkich, że zachwyty recenzentów i krytyków nad jej głosem, nie są bynajmniej przesadzone. Jego moc odczuliśmy szczególnie w bardziej dynamicznym „Easy Rider”, który według mnie był jednym z lepszych fragmentów całego występu.
Towarzyszący Lizz zespół tworzą poza Glennem także Robin Macatangay – gitary, Nicholas D'Amato – bas oraz Jonathan Rix – perkusja. Zostali oni przedstawieni przez wokalistkę już po pierwszym utworze. Wówczas także powiedziała kilka słów na temat bardzo zmiennej tego dnia pogody w Szczecinie. Ogólnie nie mówiła zbyt wiele, ale wyraźnie okazywała zadowolenie z aplauzu, którym publiczność nagradzała kolejne utwory takie jak „Stop” czy bodajże najbardziej żywiołowy „Hey Man”. W głównej częsci programu Lizz zaśpiewała w sumie dziesięć kompozycji i zeszła ze sceny. Było jednak pewne, że jeszcze na nią wróci, bo widzowie długimi brawami domagali się dogrywki. Po kilku minutach ona nastąpiła. Na zakończenie wieczoru otrzymaliśmy jeden z najbardziej znanych utworów Lizz – „Coming Home”, poprzedzony smakowitą basową introdukcją.
To nie był na pewno tak ekspresyjny występ jak kilka innych, które już widzieliśmy w historii Szczecin Music Fest, ale Lizz nie należy do artystek, które biegają po scenie lub tańczą. Jest skupiona na interpretacji poszczególnych kompozycji, a są one przeważnie dość stonowane i spokojne. Był to zatem występ, którzy docenili przede wszystkim wielbiciele dobrego, nastrojowego smooth – jazzu (choć w niektórych kompozycjach można było usłyszeć także na elementy fusion czy r`n`b).
Następny artysta, która zagra w ramach SMF to także muzyk jazzowy. Leszek Możdżer wystąpi dwukrotnie podczas jednego wieczoru - 21 maja w Filharmonii.
Komentarze
1