Kiedy przechodziłam między półkami uginającymi się pod ciężarem literatury (choć to zadziwiające, że księgarnie w Szczecinie jeszcze istnieją) mój wzrok przyciągnęła okładka książki Wojciecha Zimińskiego „Biuro wszelkiego pocieszenia”. Jej forma oraz zawartość zaintrygowały mnie na tyle, aby tą książkę zdobyć. Wszak człowiek obytym chce być.

Wojciech Zimiński to postać znana z programu „Szkło kontaktowe” oraz audycji w radiowej Trójce. Ironiczne spojrzenie na rzeczywistość, trafne puenty – oto cechy, które kojarzą mi się z ów autorem. Tego samego oczekiwałam od „Biura wszelkiego pocieszenia”, czyli zbioru jego felietonów. Czy moje oczekiwania zostały spełnione? I tak, i nie...

Chaos, maszynka do mięsa i dzieci

Książka niewątpliwie ma jeden atut – czyta się ją szybko. I to by było na tyle. Każdy krótki felieton rozpoczyna się od zdania „Tu Biuro wszelkiego pocieszenia”. Nie ma żadnego porządku tematycznego zawartych tekstów. Chaos – myślę, że to jest odpowiednie określenie charakteryzujące tą publikację. Na jednej stronie czytamy o skomplikowanej obsłudze flaischwolf, czyli maszynki do mięsa, zaś zaraz na sąsiedniej kartce autor porusza równie skomplikowaną tematykę wychowywania dzieci. Chociaż kto wie? Może obie te kwestie mają jakiś wspólny mianownik?

Trawnik rzecz święta

Część felietonów ma swoje odzwierciedlenie w rzeczywistości. Chociażby jak ten o własnym trawniku. Przed moim domem jest kawałek trawnika, niewielki, ale wystarczający, żeby zmieścił się na nim samochód. Przyjemnie jest mieć zielony trawnik. Mnie jest przyjemnie, ale tym, którzy tam wjeżdżają samochodem, jest to obojętne. Postanowiłem zachować się jak namolny dziad i kolejnym parkującym zwracałem uwagę (...). Kiedy kolejny raz waliłem się pięścią po głowie, karcąc się za mądrzenie i wtrącanie w życie innych, najwyraźniej na skutek wstrząsów zdałem sobie sprawę z prostego faktu, który umknął wcześniej mojej uwadze. Miałem przecież rację. I to nie taką wątpliwą rację czy nadającą się do dyskusji, ale rację prawdziwą i niepowtarzalną. Znacie takie sytuacje ze swojego życia? Ja znam i to bardzo dobrze. Na wielu podwórkach każdego dnia toczy się batalia o miejsce parkingowe. I na każdym podwórku znajdzie się też pani, która ukryta za swą firanką strzeże podwórkowego porządku. Co jak co, ale Ordnung muss sein!

Bez niespodzianek

Wachlarz zagadnień w książce pana Zimińskiego jest bardzo szeroki. Otóż znajdziemy w niej omówienie tematyki dotyczącej piłkarskiego spluwania, komunikacji za pomocą klaksonu, okazywania męskości, łapówkarstwa wśród ortopedów itp. W sumie dla każdego coś miłego. I na tym można zakończyć. Tylko, że przeczytane teksty w ogóle nie zapadają w pamięć. Są i zaraz ich nie ma. W trakcie czytania i owszem – uśmiech się pojawia, ale tylko na chwilę. Nie jest to również poczucie humoru, które powala na łopatki (może ewentualnie na piszczele). No cóż, spodziewałam się czegoś więcej. Ale z drugiej strony. nasze życie byłoby monotonne, gdyby nie niespodzianki.

Następna propozycja "Książki na weekend" za 2 tygodnie. Wszystkie części cyklu "książka na weekend" tutaj.