Lubicie język czeski? A francuski? Przekonują Was skoczne rytmy i radosne melodie? Wciąga Was energia ska i reggae? A może piękne kobiece głosy? Jeśli tak, to dzisiejsze dźwięki Wami zawładną. Przedstawiam rewelacyjny, praski zespół Basta Fidel i jego najnowszą płytę „Fu”.

Praskie ska

Bohater dzisiejszego odcinka nie został wybrany przypadkowo. Jak obiecywałem, czasami sięgnę do mało uczęszczanych zakamarków świata płyt, by czymś zaskoczyć i zarazić muzyką szerzej nieznaną a jak najbardziej tego wartą... Dziś lądujemy w Pradze by posłuchać, jak Czesi radzą sobie z graniem ska.

Jak się okazuje, nasi południowi sąsiedzi rytmy Jamajki mają w genach tak samo jak i my. Czeska scena reggae i ska prezentuje się okazale, by wymienić tu choćby legendarny Švihadlo, Fast Food Orchestra, Radikal Dub Kollektiv czy właśnie Basta Fidel…

Muzyczny sprzeciw wobec dyktatora

Zespół powstał w 2004 roku na bazie zespołu Fidel Castro, który grał w latach 1997-2003. Owocem działalności Fidela Castro była płyta „Had ma vice tel nezli rukou" („Wąż ma więcej ciała niż rąk” – weź tu człowieku tłumacz czeski!), utrzymana w klimacie ska i rocksteady. Po rozwiązaniu zespołu, cześć ekipy (perkusista, gitarzysta oraz dwóch saksofonistów) wraz z nowymi członkami, stworzyła zespół Basta Fidel. Dlaczego akurat Basta Fidel? Wymowne słowo Basta, przed imieniem dyktatora, jest wyrazem sprzeciwu wobec jego rządów na Kubie.

Zespół szybko wypracował swój niepowtarzalny styl, oscylujący wokół ska z elementami jazzu, swingu, roots regaae, muzyki bałkańskiej czy chill-out’u. Wszystko to zdominowane jest przez ekspresję śpiewu wokalistki Marquet, która uwodzi słuchaczy fantastycznym głosem. Utwory Basta Fidel śpiewane są w języku czeskim, francuskim i angielskim.

Plezír, czyli skowronek

W 2006 roku ukazał się debiutancki album kapeli, zatytułowany „Plezír”. Został niezwykle ciepło przyjęty w Czechach. Był to debiut na tyle udany, że zaowocował nominacją do Angel Award, nagród przyznawanych przez czeską akademię muzyczną, w kategorii Album Reggae/Ska. Cały czas zespół występował na scenach Pragi, oraz wielu miast Czech, Słowacji, Węgier, Niemiec i Austrii.

Wywar ze ska

Najnowszy album „Fu” to wycieczka po najróżniejszych odmianach ska. Dwanaście niezwykle zróżnicowanych utworów tworzy spójną, pełną energii formę. Piękne, spokojne dźwięki trąbki rozpoczynające płytę są tylko preludium do żywiołowej muzyki.

Otwierająca płytę „Cigošská” to znakomite połączenie charakterystycznego riffu ska z cygańską stylistyką. „Where are you boys” to z kolei zaśpiewane z niebywałą werwą pytanie, gdzie podziali się panowie chętni postawić drinka…

Władająca trzema językami Marquet sprawnie bawi się słowem. „Drunk’n’bass” oraz „Fou” to utwory zaśpiewany w języku francuskim, z nawijką charakterystyczną dla dancehallu i ragga. Równie sprawnie co słowem, zespół bawi się muzyką, skacząc ze stylu do stylu, jakby chcąc udowodnić, że do potrawy o nazwie ska można dodać niemalże wszystko. Trzeba przyznać, że smakuje to wybornie.

W utworze „Nobody Wins”, który oparty jest na tradycyjnym rytmie ska, może z lekką domieszką swingu, po komendzie „disco!”, rozbrzmiewa pulsujący bas, który kojarzy się najprawdziwszym „umcyk umcyk”, wprost z potupaji. Czemu nie? Energia w dźwiękach jest różnych. Czuć, że muzycy potrafią się świetnie bawić i mają dystans do swej twórczości.

Nie może zabraknąć też typowych, bujających i skocznych piosenek jak „Cut My Head Off”, „Manga” czy „Pesso”. Ciekawym eksperymentem jest też skrzyżowanie ska z żydowskim folkiem w utworze „HešNAHem”.

Dni Czeskie w Szczecinie i Basta!

Fu” to czysty entuzjazm. Płyta idealna na otaczającą nas zimową szarówkę, dodająca energii i uśmiechu. To namacalny dowód, że ska nie musi być zamknięte w ramach gatunku, nie musi być ani monotonne ani ograniczone wyłącznie do bujania.

No i znacie już Basta Fidel. Teraz wspólnymi siłami trzeba zorganizować w Szczecinie dni czeskie by móc ich zaprosić. W końcu jeszcze w Polsce nie grali… A podobno na żywo miażdżą wszystko w zasięgu 100 metrów!