Z czym kojarzą się Dni Morza? Bądźmy szczerzy – przede wszystkim z piciem napojów wyskokowych w butelkach po Coli, spotkaniem ze znajomymi oraz pokazem sztucznych ogni. Ale jakby nie było, dni te na stałe wpisały się w kalendarz wielu szczecinian. Z okazji obchodów Roku Chopinowskiego oraz aspiracji miasta do bycia Europejską Stolicą Kultury, organizatorzy postanowili połączyć „sztukę wyższych lotów” z kulturą masową. Efekt? Chopin na Wałach!

 tego sobotniego„Vipem” być…

„Chopin na Chopinie” pod taką nazwą kryć się miało niepowtarzalne widowisko, m.in. w wykonaniu Leszka Możdżera oraz Orkiestry Akademii Beethovenowskiej. Tytuł sugerował, iż koncert ten odbędzie się na żaglowcu „Fryderyk Chopin” Rzeczywistość okazała się inna. Przed samym żaglowcem była ustawiona scena. I nic w tym dziwnego oprócz tego, że dostęp do niej był bardzo ograniczony. Z założenia Dni Morza są dla szczecinian. Niestety tylko z założenia. Dlaczego? Bowiem Dni Morza, a raczej Sail Szczecin (w końcu ostatnio panuje moda na zmianę wszelkich nazw, w tym rond i ulic) są przeznaczone do wąskiego grona odbiorców, zwanych potocznie „vipami”. A cóż to znaczy być vipem? Otóż jako taki jegomość bądź jejmość masz wyznaczone specjalne miejsce w loży. Jest to miejsce nie byle jakie, bowiem naprzeciwko sceny. Możesz czuć się naprawdę wyróżniony/wyróżniona bowiem nie dość, że wszystko zobaczysz, to jeszcze usłyszysz. Reszta szczecinian już takiego luksusu nie zaznała, gdyż dźwięk był skierowany tylko na wcześniej opisanych „wybrańców”. Na lepszy odbiór nie wpłynęły nawet rozstawione dwa telebimy, skoro nagłośnienie było znikome. Wbrew pozorom znaczna część publiczność wybrała się właśnie na ten koncert. Przecież nie co dzień jest okazja do posłuchania pięknej muzyki klasycznej i to na dodatek z żaglowcem w tle. I choć wizualizacje wyświetlane na masztach były ciekawe, to cała reszta zawiodła. Wały Chrobrego z minuty na minutę coraz bardziej pustoszały…

Złego początki

Trzeba również wspomnieć o kilku kwestiach, które miały miejsce jeszcze przed rozpoczęciem koncertu. Już od godzin wcześniejszych mieszkańcy zaczęli gromadzić się w okolicach Odry. I co oni mogli wtedy zobaczyć? Jeden wielki chaos organizacyjny. Ktoś wydzierał się do mikrofonu odnośnie kolejności występów, ktoś inny cały czas biegał po scenie. Rzeczą zrozumiałą jest, że próba musi się odbyć. Ale nie w czasie kiedy ludzie szykują się na widowisko, a zamiast tego mogą jedynie zobaczyć ogólnie panujący bałagan. Taka sytuacja w ogóle nie powinna mieć miejsca. Już wtedy zaczęły się pojawiać oznaki i komentarze dezaprobaty. Ale co tam, później będzie lepiej. Czy aby na pewno?

Festina lente, czyli śpiesz się powoli

„Lekkie opóźnienie” powoli staje się stałym punktem programu szczecińskich występów. Koncert planowo miał się odbyć o 22.00. Ale przecież nic się nie rozpocznie bez wzajemnych pochwał i podziękowań. Organizatorzy stwierdzili również, że skoro „Fryderyk Chopin” wyrusza ze Szczecina w swój międzynarodowy rejs, to trzeba przedstawić jego załogę. Ale nie tylko z imienia i nazwiska, ale także z ich życiorysem i opisaniem hobby. Wszystko to niemiłosiernie przeciągało się w czasie i potęgowało uczucie zniecierpliwienia.

Chcemy fajerwerki!

Pokaz sztucznych ogni jest nieodłącznym elementem tych pierwszych czerwcowych wolnych dni. Wiele osób kojarzy Dni Morza tylko z fajerwerkami i przychodzi wyłącznie na nie. Czy to dobrze czy nie, trudno stwierdzić. Jednak wczoraj atmosfera oczekiwania na sztuczne ognie osiągnęła apogeum. Jedną z kluczowych przyczyn było niezadowolenie z organizacji koncertu. Skoro widownia nie miała z niego żadnej przyjemności, to zaczęła domagać się fajerwerków. W pewnej chwili znani wszystkim „indiańscy muzycy” postanowili skorzystać z okazji niezadowolenia widzów i naprzeciwko Muzeum Narodowego rozpoczęli swój występ. Konkurencja nie śpi. Ludzie siedzący na skarpie, z racji tego, że nic już nie słyszeli, zaczęli się ze sobą integrować. Nieważnym okazał się także fakt, że szczecińska Pogoń nie popisała się w ostatniej kolejce. Nastroje kibiców odżyły z podwójną siłą, co jakiś czas inicjując „fale”. I tak właśnie Chopin połączył się z PZPN-em.

A fajerwerki? Po zeszłorocznym, międzynarodowym festiwalu sztucznych ogni, kiedy niebo nad Wałami rozświetlone było milionami świateł, oczekiwania szczecinian znacznie wzrosły. Z przykrością trzeba stwierdzić, że wczorajszy pokaz znacznie odbiegał od ogólnych wyobrażeń. Synchronizacja z muzyką praktycznie nie istniała, a sam pokaz do nadzwyczajnych nie należał. Aż szkoda było tak długo na nie czekać…

A może Dni Morza w Gryfinie?

Nie tak dawno, w majowy weekend odbyły się Dni Gryfina. Choć miejscowość mała, to jednak z roku na rok pokazuje, że można zorganizować coś na dużą skalę. Zawsze znajdą się jakieś niedociągnięcia, ale co tu dużo mówić. Program Dni Morza, nawet w porównaniu z repertuarem Dni Gryfina, wypada po prostu słabo. U nas za to nie brakuje atrakcji w postaci wyłączenia prądu na Diabelskim Młynie. Ponad 50 osób uwięzionych na wysokości na pewno miało niezapomniane wrażenia w ten sobotni wieczór…