Wczoraj, w piątek 3. października, odbył się koncert grupy Loco Star. Dźwięki elektroniki sensualnej można było usłyszeć w Sali Kominkowej XIII Muz.
Zespół Loco Star - gwiazda piątkowego wieczoru - wszedł z lekkim opóźnieniem na scenę. W Sali Kominkowej Klubu XIII Muz zebrała się spora liczba fanów grupy. Fala publiczności wpłynęła do pomieszczenia i zaczęła sięgać po znane już ,,muzowe" miejscówki, czyli poduchy. Chyba niepotrzebnie, bo przez nie zrobiło się tłoczno, nie wszyscy weszli do środka, a i potańczyć nie było za bardzo gdzie. Zespół zdziwił się z takiego obrotu sprawy, zresztą tak jak organizatorzy koncertu.
Wszystko to okazało się nieważne, gdy pojawili się członkowie grupy, wraz z jego wokalistką - Marsiją - na czele. Rozpoczęli piosenką ze swojej pierwszej płyty ,,Loco Star". Publika dała się ponieść jej ciepłemu i mocnemu głosowi. Artystka spowita w długą suknię - między piosenkami - nawiązywała kontakt ze słuchaczami. Choć początkowo spięta, potem oddała się energetycznemu tańcowi. Zespół grał na przemian utwory z albumu debiutanckiego i najnowszego ,,Herbs". Marsija popijała - jak sama zaznaczała - ,,nie herbatę" i, jakie było zdziwienie widowni, poczęstowała ją słodyczami.
Grupa grała bardzo zmienione covery takich artystów jak Tom Waits czy Jeff Buckley. Można było odpłynąć przy dźwiękach utworu ,,Arps", który zaczyna się od cichych tonów, a z każdą sekundą zmienia się jego nastrój, rośnie napięcie, dzięki coraz głośniejszmu wokalowi i wzmocnionemu dźwiękowi. ,,Herbs" wraz z dobrze słyszalnymi pałeczkami od perkusji brzmiał doskonale, jak na płycie.
Grupa wysyłała pozytywne fluidy, także dzięki świetnemu zgraniu i życzliwości okazywanej sobie nawzajem przez wszystkich jej członków. Marsija nie bała się powstrzymać perkusisty czy basisty gubiących tempo i zacząć od początku. Dźwięki trąbki, na której grał Tomasz Ziętek, puszczający także sample, leciały w eter tworząc naprawdę magiczną oprawę muzyczną do pięknego głosu wokalistki.
Wczoraj mogliśmy usłyszeć taneczną, rytmiczną elektronikę z elementami lounge i ... zobaczyć psa zespołowego, który - nieśmiało wszedł na scenę, został przedstawiony publiczności klaszczącej i wzdychającej z zachwytu, po czym zawinął się w kable od laptopa...
Wieczór pełen cudownych, muzycznych doznań skończył się jak zwykle ,,za szybko". Dla tych, którzy chcieli przenieść klimat koncertu do domu, przeznaczone były egzemplarze płyt, które zespół sprzedawał i autografy, które chętnie rozdawał.
Komentarze
5