Zapytajcie go, co go w tej jeździe uwodzi, co mu się podoba. Odpowie Wam: gdy jadę - mam orgazm, mam śliczne i liczne orgazmy uliczne.

Są wszędzie: na ulicy, na chodniku, w bramie, na klatce schodowej, a bywa, że i w windzianej kabinie sterczenie ich obmierzłe, nogom Twym na przekór z kąta ku siniakom się wynurza. Stoją w ciemności i cieniem się czają. Albo są w ruchu. Ale i wtedy się czają. Wtedy czają się szczególnie. Bo ich domena - ruch właśnie. Dla i do ruchu istnieją. Ruch to legitymacja ich przyczajonego istnienia; siania ruchliwego zgorszenia, budowania wciąż nawracającego zagrożenia.

A zawsze spięte, sprzężone, zwarte, złączone.

Bo gdy pojedyncze, to już nie pedały – to pedał. Jeden samotny, opuszczony, przyjaciela pozbawiony pedał, pedaluks, pedalisko.  Taki to już tylko na śmietnik, na złom, na zapomnienie. Już noga mu nie w głowie, już mu gira nie pomoże, już go pęcina nie ożywi, z niebytu nie wyciągnie. Nie popłynie z krwią golenia, nie zatrzeszczy, łydce napiętej jękiem rozkosznym nie odpowie.

Ale takich mało.

A gdy są ze sobą, gdy już wspólnotą ud, stóp i kolan w ruch pobudzone - nad nimi dupa jak fatum, jak memento. Bo pedały dupę wyznają i dupie się poddają. Pedały dupy pozbawione wnet się w rdzę oblekają, milkną, nieuchronnie zamierają.

Entropia nimi zawłaszcza.

Ale gdy już zad nad nimi, zad sprawczy, demiurgiczny, gdy musculus gluteus maximus bierze je w posiadanie, wtedy wiadomo, że powyżej łapki-sterowniczki, łapki-kierowniczki proceder zakręcony prowadzą, cel pedałom wyznaczają. 

Lecz nad łapkami, lecz jeszcze wyżej Punkt Dowodzenia, Sterownia, Centrum GPS. Tam wyblakłe, zanurzone w bezbarwnej galarecie, okolone rudawymi rzęskami gały, gałki, gałeczki wiodą pedały. Mózg w stuporze, resztki pamięci podręcznej w kieszeniach, sieć neuronowa poszarpana z ucha wystaje, na wietrze jak stara pończocha powiewa.

A maszyna dąży, pędzi, pedałuje…Chodnik, ulica, brama, podwórko…Defasonuje buty, łokcie ze stawów wybija, kruszy szczęki i kolana, na kierownicę pupy jak na rogi nawleka.

Ma rower, a rower ma jego.

Szybki jest i uzbrojony; ramę ma, siodło i wielbi pedały. Orientacja popularna taka. Zapytajcie co go w tej jeździe uwodzi, co mu się podoba. Odpowie Wam: gdy jadę - mam orgazm, mam śliczne i liczne orgazmy uliczne. Przejazd przez miasto w godzinach szczytu to pełne szczytowanie, to feeria szczytowania.

Więc daje czadu. Więc obnaża swoją rozkosz jazdy pod prąd, na przekór, w poprzek i na skos. Łańcuch, krawężnik, schodek, rabatka, pijak, urzędnik, listonosz, matka, dziecko, dziadulo, dziewczynka, piesek – on się przebije, przeskoczy, zmiecie…

A niech mu tam ktoś fiknie, uwagę zwróci, niech no mu krzyknie. Zaraz go zaprzyjaźniony jakiś fan pedałów obroni, plecami zasłoni. Albo w te pędy do gazety lokalnej się uda, a po drodze pod telewizyjne studio podjedzie, film o prześladowanych pedałach dziennikarzom zaproponuje. I taki film z nim zrobią. Bo temat ciągle modny. Bo rower proszę Was, to współczesna polska święta krowa. To pojazd ze wszech miar chroniony…To rydwan współczesny przeciw miastu wzniesiony.

Dosiadają go Achaje, co to mają twarde jaje. 

Wyuzdany mariaż dwóch pedałów oraz rozpartej powyżej dupy więcej zwolenników ma i obrońców, niźli karetka pogotowia na sygnale. Roweracy więcej buty mają i samozadowolenia niż Janek Kos, który – jak powszechnie wiadomo – za pomocą czołgu Rudy, oraz psa, wojnę II światową wygrał był (no, może ten i ów mu nieco pomógł). Chodnikowy Rowerzysta pomocy nie potrzebuje.

Łaknie lęku i podziwu.

Nie dalej jak przed kilku tygodniami, na ulicy Jagiellońskiej, jeden taki opedalony wariat wjechał na przejściu dla pieszych, przy zielonym dla pieszych świetle, w młodą kobietę. Poturbował, poranił, ciąży pozbawił.

Są słowa, których nie można żadnymi eufemizmami zastąpić.
I ja ich tu nie wypowiem.
Zbytnio szanuję Portal, do którego piszę.
I Czytelnika zbytnio.  

Apel mam jednak do rowerzystów: uważajcie na czarny kapelusz na chodniku; facet pod nim może wam powyrywać z dupy pedały. Nawet jeżeli będziecie tłumaczyli, że właśnie ćwiczyliście scenę z filmu „Uwierz w ducha” i wypadliście z kadru.