Zamiłowanie do wody otrzymał w genach - jego babcia była trenerką pływania. Mateusz pływa odkąd skończył 5 lat. Obecnie uważany jest za jedną z największych nadziei polskiego pływania. W 2007 roku zdobył złoty medal na 1500m stylem dowolnym podczas rozgrywanych w Melbourne mistrzostw świata. O cieniach i blaskach bycia sportowcem, nadziejach i planach na przyszłość- Mateusz Sawrymowicz w rozmowie z dziennikarką portalu wSzczecinie.pl, Anną Czyżewską.

Miałeś niedawno kontuzję, jak do tego doszło?

Przewróciłem się nieszczęśliwie na lodzie. Za tydzień będę miał operację - rekonstrukcję
zerwanego więzadła. Nie wiadomo, kiedy będę mógł wrócić na treningi.

Wielu Twoich rówieśników dąży do tego żeby wyjechać z Polski. Wiążesz swoją przyszłość ze Szczecinem?

Nie urodziłem się w Szczecinie, ale spędziłem tu całe życie, tu jest mój dom i nie mam zamiaru nigdzie wyjeżdżać. Tutaj też trenuję, budują nam basen, więc nie będę musiał nigdzie wyjeżdżać. Jak bym marzył o wyjeździe, to bym to zrobił. Miałem propozycję wyjazdu do Stanów, ale nie skorzystałem.

Bardzo dużo podróżujesz, jak w kontekście innych miast oceniasz Szczecin?

Wiadomo, że nie dorównuje zagranicznym metropoliom, że na przykład Los Angeles czy Tokio będzie atrakcyjniejsze. Jednak to dobre miasto do życia. Nie ma korków, tłoku, ludzie tu nie biegną, jest spokojnie.

Nie każdy zdaje sobie sprawę, jakiej żelaznej dyscypliny wymaga od Ciebie pływanie.
Ile czasu spędzasz na treningach?

To zależy. Przed ważnym startem, w miarę upływającego czasu te treningi są coraz cięższe i dłuższe. Kiedy już jesteśmy wdrożeni w trening to wygląda to tak: rano godzina treningu na lądzie i 2 - 2,5 w wodzie, w zależności od wykonywanych zadań. Później mamy przerwę, a po południu znowu godzina na lądzie i 2 - 2,5 w wodzie. Zdarza się, że w sumie poświęcamy na trening nawet 9 godzin dziennie.

Dostrzec można jednak również plusy. Sukcesy okupione są ciężką pracą i masą wyrzeczeń, ale dają też dużą niezależność, którą ma niewiele osób w Twoim wieku?

Dostajemy stypendia, ale one zależne są od wyników. Teraz ministerstwo wprowadziło nowe zasady. Uważam, że nie dostajemy tyle, ile powinniśmy. Może faktycznie niewielu moich rówieśników zarabia tyle co ja, ale też nie pracują tyle. Za to, ile pracujemy i poświęcamy powinniśmy zarabiać dużo więcej. Jednak wiadomo, że nie trenujemy dla pieniędzy, nie miałoby to sensu, nie dalibyśmy rady robić tego tylko dla zarobku.

I wyjazdy…

To jest ciekawe, wiadomo. Zwiedziliśmy bardzo dużo, byliśmy dwa razy na obozie w Miami, w Kanadzie, kilka razy w RPA, w Japonii i Chinach. Wiele krajów mamy szansę zobaczyć, w zależności od tego, gdzie są organizowane imprezy. Na przykład za rok mistrzostwa świata odbędą się w Shanghaju.
Teraz nie daliśmy się przekonać do wyjazdu, bo mamy sesję, musimy nadrobić szkołę, ale mogliśmy jechać do ciepłych krajów. Jednak wiemy już jak to jest, że nie da się pogodzić takich wyjazdów z uczelnią.

Tęsknisz będąc tak długo poza domem?

Tak.

Za czym najbardziej?

Za polską kuchnią. Oczywiście również za rodziną i znajomymi. Jak przyjeżdżam do Szczecina, czuję się, że jestem u siebie, a tam to zawsze jest życie na walizkach.

Znajdujesz czas na życie studenckie?

Nie wiem nawet do końca co to jest prawdziwe życie studenckie. Jeśli imprezy, to tylko i wyłącznie w weekend. Treningi mam od poniedziałku do soboty, zatem tylko w niedzielę nie muszę rano wstawać. Nie zawsze nawet mogę być na zajęciach, ale staram się przychodzić kiedy tylko pozwala mi na to plan treningów. Mało mam czasu w ciągu dnia na cokolwiek. Jeżeli trwają ciężkie treningi to czas mam wypełniony po brzegi. Zawsze coś jest kosztem czegoś. Na przykład dzisiaj powinienem się uczyć. A jak relaks to tylko w weekend.

Jak wtedy odpoczywasz? Już chyba nie sportowo?

Różnie. W ostatnią niedzielę byłem na szczecińskiej Gubałówce [na imprezie Crazy Slide – przyp. aut.], co prawda tylko jako widz, a nie uczestnik, bo jestem kontuzjowany.
Na inny sport nie mam już siły, chociaż czasami żałuję. Jak widzę taki śnieg jak teraz w Szczecinie, to wiem, że jakbym miał zdrowe kolano, to od razu poszedłbym pojeździć chociaż na Gubałówkę. Jednak pływanie zabiera nie tylko czas, ale i siły.

Pod większością Twoich zdjęć można przeczytać wiele komentarzy pełnych zachwytów dziewczyn. Dużo masz fanek?

Nie, nie. Czasami zdarza się, że spotykam fanki i fanów, ale są to najczęściej młodzi pływacy i pływaczki. Nie są to takie fanki, jak grup rockowych, które rzucają bieliznę na scenę :-) Przeważnie są to dzieci, które cieszą się , jak zobaczą jakiegoś starszego zawodnika z sukcesami, który ma już medale.

Jesteś zadowolony ze sławy, którą dały ci sukcesy w pływaniu?

Sława zabiera dużo czasu - spotkania z dziennikarzami, albo inne obowiązki, z tym związane, często trudno nam je dopasować do naszego planu treningowego. Jednak trzeba to robić, bo nie czyni się tego tylko dla siebie. Nie uważam, że to źle, po prostu tak już jest. W pewien sposób promuje to nas, pomaga nam w innych sferach życia np. w szkole.

W Szczecinie powstaje nowoczesny basen, to szansa dla Was, czy raczej może dla młodszego pokolenia szczecinian na powtórzenie takich sukcesów jak Twoje?

Dla nas to jest wybawienie, został jeszcze czas - 2 lata do Igrzysk w Londynie. Dla nas to duża ulga, że będziemy mogli tu trenować, spędzać więcej czasu w Szczecinie, studiować, być tu, gdzie się dobrze czujemy. Bo kiedy wyjeżdżamy nawet na 300 dni w roku (jak to miało miejsce w ostatnim czasie) to mamy już tego dosyć. Nie chce nam się wyjeżdżać, trenować. Na Igrzyskach w Pekinie byliśmy przez to wykończeni psychicznie. Fajnie było to wszystko zobaczyć, ale wydaje mi się, że pojechaliśmy na te igrzyska nastawieni nie tak, jak byśmy tego chcieli. Basen w Szczecinie ułatwi nam psychiczne znoszenie treningu, pogodzenie go ze szkołą.
Myślę, ze będzie najlepszym basenem w Polsce. Daje to też możliwość na organizowanie u nas mistrzostw Polski i imprez międzynarodowych. To duży krok na przód. Jest to duża zasługa naszego trenera, ale też nasza. Musimy pamiętać, że jeśli nie ma odpowiednich obiektów to nie będzie sportu na najwyższym poziomie. Nowy basen to także duża szansa dla młodych zawodników

Co trzeba zrobić, aby osiągnąć sukces?

Nie ma gotowej recepty. Decydujące są predyspozycje zawodnika. Ponadto trener i relacja pomiędzy nim a zawodnikiem. Ważna jest również motywacja, wsparcie ze strony szkoły, możliwości finansowe. Jednak kiedy przychodzą sukcesy, to poniesione wcześniej poświęcenie jest całkowicie rekompensowane i motywują one do dalszej pracy.

Wiele razy w wywiadach mówiłeś, ze sukcesy Cię obciążały, że czułeś się przez nie zobowiązany.


Sukcesy tak, ale chodzi przede wszystkim o poprawianie własnych wyników. Bo za sukcesami idzie nadzieja na kolejne sukcesy i pojawia się presja z tym związana. Ktoś na Ciebie liczy, czujesz wsparcie osób, ale z drugiej strony zastanawiasz się co będzie, jak coś nie wyjdzie.

Jakie emocje towarzyszą Ci tuż przed startem? Uspokajasz się czy pobudzasz?

Raczej uspokajam się. To jest długi dystans, płynę jednak 15 minut, trzeba to zrobić z głową. Mój organizm budzi się w trakcie.

Co Cię wtedy uspokaja?

Muzyka. Muzyka odcina. Ale na starcie ważne jest poczucie, że dobrze się trenowało i wiara we własne siły. Na zawodach liczy się już tylko głowa. Rozgrzewka nie ma za dużego znaczenia.
W Melbourne nie myślałem o tym, że chcę mieć medal, byłem bardzo zmęczony po eliminacjach i płynąc w dzień finału nie dopuszczałem do siebie myśli o rywalizacji, myślałem tylko o sobie. Odsuwałem myśli, ze ktoś mnie dogania czy, że zaraz stracę siły. Dlatego może tak dobrze poszło.

Myślisz, że mógłbyś robić coś innego?

Pewnie, że tak. Teraz miałem trochę przerwy i posmakowałem życia zwykłego człowieka. Jest fajnie. Pływanie to ciężka praca fizyczna, ale również obciąża psychicznie. Ale sport zawsze będzie ważny w moim życiu.

Widzisz siebie w roli trenera?

Raczej nie, do tego trzeba mieć podejście, trzeba to lubić. Myślę, ze miałbym już dosyć basenu.

 Jakie masz plany na najbliższy rok?

Na pewno wyleczenie kolana, zaliczenie szkoły. Ważne jest dla mnie dojście do formy sprzed choroby- mononukleozy, którą wcześniej przeszedłem. Właściwie już do formy wróciłem, a teraz znowu przydarzyła mi się kontuzja. Dla mnie najważniejsze są obecnie Igrzyska w Londynie i do tego dążę. Mam nadzieję, że się wyrobimy i ten cały pech, który miałem do tej pory przełoży się na szczęście.

Wszystko musi się wyrównać. Kibicujemy i trzymamy kciuki!