Jej największy zabytek zyska drugie życie, a ona sama może pochwalić się „edukacyjnym zagłębiem” i portowymi krajobrazami. Z drugiej strony w miejskich legendach wciąż krążą historie o jej „szemranej przeszłości”. „Niby wygodnie do niej dojechać, niby ma wszystko co potrzebne, a jednak…” – mówi Arkadiusz Lisiński, radny osiedla Żelechowa.

– Błękitna kamienica nie jest najgorsza. Najładniejsza jest jednak ta niezrobiona. Ma jeszcze niemiecki napis – pokazuje.

fot. K. Rzeszotarska

„Wszyscy pamiętamy ten smak”

Zaczynamy u zbiegu ul. Grzymińskiej i Gościsława. Nie bez przyczyny, bowiem w dolnej części Żelechowej znajdziemy wszystko, co najstarsze. Wspomniane kamienice, „Dom Pastora”, czyli neogotycki budynek parafialny z 1918 roku oraz ratusz dawnej gminy Züllchow.

– W dawnym ratuszu widziałbym Centrum Aktywności Lokalnej, ale jest w prywatnych rękach. Od 20 lat jednak nic się z nim nie dzieje. Amputowano mu tylko balkon – opowiada Arkadiusz Lisiński.

Dawny ratusz/fot. K. Rzeszotarska

Przy ul. Gościsława znajdziemy także pozostałości po dawnych zakładach opiekuńczych, które prowadził doktor Gustaw Jahn. Obok Sophii Tilebein, która ze swojego majątku finansowała pensje dla kobiet w trudnej sytuacji, to najbardziej zasłużony mieszkaniec dawnej gminy.

– Tutaj są resztki budynku dyrekcji, który liczył 3-kondygnacje – dodaje Arkadiusz Lisiński wskazując na… jednokondygnacyjną kostkę. Lata temu budynek przejął Zakład Produkcyjny Nord, który specjalizuje się w wyrobach gumy, cukierków rozpuszczalnych, czekoladowych i karmelków.

– Wszyscy pamiętamy smak bloków Bambo – śmieje się społecznik.

Ul. Gościsława, skąd rozpoczynamy spacer po Żelechowej/fot. K. Rzeszotarska
Fabryka NORD/fot. K. Rzeszotarska

Niby strefa śródmiejska, ale bardziej jednak podmiejska…

Obecnie Żelechowa liczy około 14 tysięcy mieszkańców. Arkadiusz Lisiński mieszka tutaj od 24 lat. Większość swojego życia związał z północą Szczecina.

– Urodziłem się na Golęcinie. Potem, na kilkanaście lat, wyemigrowałem do rozwijającego się dzięki budowie elektrowni Gryfina, gdzie rodzice dostali prace. Wróciłem do Szczecina na studia, mieszkałem przy ulicy Chopina w domu asystenckim, poznałem dziewczynę ze Stołczyna i znaleźliśmy sobie mieszkanie na Żelechowej. Niezła pętla – opowiada.

Jeśli chodzi o planowanie urbanistyczne, Żelechowa to nadal strefa śródmiejska. Z jednym „ale”.

– Jeśli chodzi o zagospodarowanie, utrzymanie i pilnowanie, to zamienia się w strefę podmiejską – tłumaczy Arkadiusz Lisiński. – Jesteśmy niemal w geograficznym środku Szczecina, to oznacza, że powinno być tutaj optymalnie jeśli chodzi o dostępność. W rzeczywistości okazuje się, że barierą komunikacyjną jest nadodrzanka. Śródmieście chciałoby ją zlikwidować, aby być bliżej rzeki, a dla nas to właściwie bezalternatywna droga do sąsiadów i centrum miasta – argumentuje.

Ruch na budowie i jedna z niewielu takich wielkich płyt

Docieramy w okolice ulicy Żelaznej. Jest sobota, godziny poranne, a w okolicach przystanku Szczecińskiej Kolei Metropolitalnej uwijają się pracownicy generalnego wykonawcy.

– Nie sądzę, aby to był główny środek transportu dla mieszkańców tego osiedla. Co 15 minut w szczycie komunikacyjnym jeżdżą tramwaje linii 6 i autobusy – komentuje Arkadiusz Lisiński. – Może się za to okazać interesującą alternatywą dojazdu do Polic, Gryfina lub na Dworzec Główny.

Ul. Żelazna, dolna Żelechowa/fot. K. Rzeszotarska
Żelechowa będzie miała stację SKM/fot. K. Rzeszotarska

Idziemy dalej, co by nas kurz z budowy za bardzo nie przykrył. W dolnej części Żelechowej przeważa zabudowa powojenna, domy robotnicze z lat 20 i 30. XX wieku oraz ta nowsza, choć z czasów PRL.

Mijamy piekarnię, budkę z patriotycznym graffiti „MKS Pogoń Szczecin”, jeden z trzech kościołów oraz narożną kamienicę, w której przed laty był sklep mięsny.

fot. K. Rzeszotarska

– A tutaj jest kapsuła czasu – wskazuje nasz przewodnik na wjazd wiaduktu kolejowego przy ul. Hożej. – W 2017 roku był w tym miejscu remont. Dzieciaki porobiły rysunki i zdjęcia osiedla, wrzuciliśmy monety, aktualne wycinki prasowe.

Okolice wiaduktu z kapsułą czasu/fot. K. Rzeszotarska

Zbliżamy się do kolejnego typu zabudowy na osiedlu – wielkiej płyty. To, co ją wyróżnia, to elewacja z owalnymi wnękami wokół balkonów.

– To jedna z niewielu takich wielkopłytowych elewacji, ale już zanika. Mieszkańcy skarżyli się, że te wnęki ograniczają im dostęp do światła. Były również w nienajlepszym stanie technicznym. Nowe wygryza stare – słyszymy. Połowa budynku jest już z nowymi balkonami.

Nowe balkony na osiedlu z wielkiej płyty/fot. K. Rzeszotarska
Stara i nowa elewacja/fot. K. Rzeszotarska

„Dobry wpływ na okrzepnięcie społeczności lokalnej”

Obok znajdziemy szkołę podstawową z patriotycznym muralem. Jak słyszymy, „edukacja na Żelechowej jest rewelacyjna jeśli chodzi o szczecińskie warunki”. Zwłaszcza w okolicach skrzyżowania ul. Hożej i Bogumińskiej.

– W promieniu 500 metrów mamy liceum, szkoły politechniczne, kształcenie zawodowe, szkołę podstawową, która wymaga już remontu z racji bycia rówieśniczką tysiąclatek, przedszkole i żłobek. Tak bliskie zlokalizowanie szkół miało dobry wpływ na społeczność. Ludzie nosili tę okolicę w sercach – podkreśla nasz przewodnik.

Czy teraz społeczność Żelechowej jest równie silna i zżyta? Nie.

– Przez naturalne zjawiska jak atomizacja naszego życia, ale i brak rozwiązań, które niwelują bariery geograficzne wewnątrz osiedla. Niby na górną Żelechową można podjechać 3 przystanki autobusem, ale tam wprowadzają się już zupełnie inni ludzie – tłumaczy społecznik.

Jak dodaje, miasto powinno bardzo mocno zastanowić się nad administracyjnym podziałem osiedli.

– Jeśli mamy bariery nie do przeskoczenia, brak łączności, to czy nie warto inaczej poprowadzić tych granic? Dół Żelechowej ma więcej wspólnego z Golęcinem niż z górną częścią. To problem, z którym mierzą się wszystkie północne osiedla.

Szkoła z patriotycznym muralem/fot. K. Rzeszotarska

„Ciemna przeszłość” Żelechowej

W latach 90. XX wieku okolice ulicy Robotniczej i Żabiej obrosły historiami o „życiu półświatka”.

– Może dlatego, że dziwnym trafem „oko miasta” zaczyna słabnąć w okolicy Drzetowa. Chociaż rzeczywiście, w latach 90-tych północ Szczecina przyklęknęła na krawędzi zapaści społecznej w związku z upadkami zakładów przemysłowych. Ludzie zaczęli szukać alternatywnego, często bezprawnego zajęcia – opowiada Arkadiusz Lisiński.

Ruchliwą ul. Bogumińską docieramy do ulicy Kruczej, a stąd – do ul. Gaińskiej. To tutaj zaczyna się kwartał z zabudową jednorodzinną, wśród których prym wiodą domy z lat 60. i 70. ubiegłego wieku.

Zabudowa jednorodzinna na Żelechowej/fot. K. Rzeszotarska

„Mam alergię na to słowo”

Wchodzimy do Parku Brodowskiego. To dawny cmentarz, który obecnie jest pod ochroną konserwatora. – Trzeba na wszystko uważać, nawet na wytyczenie ścieżek. Nie do końca jest tutaj wyjaśniona sytuacja z ekshumacją – opowiada Arkadiusz Lisiński.

Park Brodowski/fot. K. Rzeszotarska

To zarazem jeden z trzech parków Żelechowej. Zieleni jest całkiem sporo, choć jak słyszymy, od lat na uporządkowanie czeka teren u zbiegu ulic Dębogórskiej i Robotniczej, przed którym postawiono słynną ławeczkę pani Tilebein.

– Ten park został nawet wrzucony do Szczecińskiego Budżetu Obywatelskiego, ale przegrał z Pogonią. Ławeczka powstała specjalnie po to, aby był wyraźny kontrast. Na szczęście Zakładu Usług Komunalnych wywiązuje się z utrzymania tej skarpy i klombu. Na lato zaczyna wyglądać to całkiem przyzwoicie i człowiek odwraca uwagę od tego parku w ruinie – mówi Arkadiusz Lisiński.

Jak dodaje, projekt przebudowy parku Tilebein był już gotowy kilka lat temu.

– Trzeba wywieźć tylko śmieci, gruz i utwardzić ścieżki. Ale nie, bo wszystko trzeba zrobić „kompleksowo”. Mam alergię na to słowo. Nie można załatać dziur na Stalmacha, ponieważ trzeba kompleksowo zrobić nadodrzankę. Parku Tilebein nie można uporządkować, bo trzeba kompleksowo ze wzmocnieniem muru oporowego. Torowiska na Golęcinie też nie można zrobić, bo trzeba kompleksowo z zajezdnią – denerwuje się społecznik.

Ławeczka pani Tilebein/fot. K. Rzeszotarska

„Zabudowa w tym miejscu wymknęła się spod kontroli”

Mijamy zielony Dom Kombatanta, do którego autobusy dojeżdżają raz na godzinę, aż wreszcie docieramy do jednego z największych i najnowszych osiedli mieszkaniowych Żelechowej w pobliżu ul. Małe Błonia i Łącznej.

Choć w wielu ogłoszeniach przeczytamy, że homogeniczna zabudowa to część Warszewa, nic bardziej mylnego.

– Walczyłem z tym 5 lat, ale darowałem sobie. Ci ludzie na dzień dobry wprowadzają się na fałszywym założeniu. Na dole Żelechowej mamy piekarnię, warzywniak, Społem, Lidla, Biedronkę. A tutaj? Kebab i Żabka. I to jeszcze po stronie Warszewa. A nie, mają jeszcze plac zabaw. Ekskluzywny, ponieważ jest zamknięty. Zabudowa w tym miejscu wymknęła się spod kontroli – uważa Arkadiusz Lisiński.

fot. K. Rzeszotarska/fot. K. Rzeszotarska
Zabudowa na górnej Żelechowej/fot. K. Rzeszotarska

Niedaleko znajdziemy PRL-owskie osiedle Kormoranów. Wśród plusów mieszkania na górze Żelechowej bez wątpienia jest bliskość Puszczy Wkrzańskiej. Dzięki działaniom społeczników udało się oznaczyć szlaki turystyczne do Alt Buchholz i Wieży Bismarcka.

– Z dolnej części osiedla można tutaj dojechać autobusem linii 99 i udać się na 2-kilometrowy spacer do Alt Buchholz. Idąc dalej, żółtym szlakiem, dotrzemy do Wieży Bismarcka. Cała trasa ma 7 kilometrów – słyszymy.

Punkt startowy do Alt Buchholz/fot. K. Rzeszotarska

Z górnej Żelechowej można wsiąść do trzech autobusów – jeden dowiezie nas do placu Rodła, a dwa pozostałe do pętli Kołłątaja. Obok nowej zabudowy Małych Błoni, osiedla Pustułki, Bocianiego Gniazda, Siennej, Kukułeczki-Pelikana, znajdziemy także jeden z najbardziej zdegradowanych zabytków w mieście – dworek Sienno. Jego właścicielem jest deweloper Lider House, odpowiedzialny za część inwestycji w okolicy.

Dworek Sienno/fot. K. Rzeszotarska

Najtrudniejsze pytanie już padło

– Podziałów jest więcej niż tylko góra-dół. Jest jeszcze nowoczesne-stare, poprzemysłowe-sypialniane, śródmiejskie-podmiejskie. Niby wygodnie dojechać do tej Żelechowej, niby ma wszystko, co potrzebne, a jednak. To wszystko przez to, że jest niedoinwestowana, niedokończona, niedostosowana w niektórych elementach – opowiada Arkadiusz Lisiński.

Jak dodaje, pytanie „co wyróżnia Żelechową?” było jednym z najtrudniejszych, które padło podczas tego spaceru.

– Może Stawy Bliźniaki. One już raczej na pewno będą zrobione. Zostały wpisane do miejskiego programu zagospodarowania terenów zielonych i zieleńców jako jeden z 4 parków miejskich zaplanowanych do zrealizowania do 2030 roku – dodaje.

To zbiorniki retencyjne, które znajdziemy przy ul. Studziennej i Widuchowskiej. W czasach przedwojennych były wykorzystywane na potrzeby Fabryki Cementu Portlandzkiego.

– Najstarsi mieszkańcy Żelechowej opowiadali mi, że w latach 70. pływali łódkami po tych stawach. Na pewno muszą zostać odrestaurowane mury oporowe, które są w bardzo słabym stanie – słyszymy.

Stawy Bliźniaki/fot. K. Rzeszotarska
Sypiący się mur oporowy stawów/fot. K. Rzeszotarska

Naprawa murów to jedno, a drugie – uporządkowanie okolicy wokół. Niektórzy traktują te tereny jako wysypisko śmieci.

– Ludzie tu przyjeżdżają i po prostu wyrzucają te śmieci z bagażnika. Nie znam mentalności, która kryje się za takimi zachowaniami. To kwestia oszczędności? Wygody? A jak widzę takie drzwi, jak te, to mam podejrzenia, że mogą pochodzić z jednej z działek. Straż miejska mogłaby tutaj ustawić fotopułapki – proponuje nasz przewodnik.

Dzikie wysypisko/fot. K. Rzeszotarska

Szansa na społeczny i kulturalny rozwój

Spacer kończymy w okolicach jednego z największych zabytków w mieście. Obecnie Stara Olejarnia jest własnością Grupy Arche znanej z całej Polsce z renowacji zrujnowanych zabytków. W planach jest budowa hotelu z częścią SPA i zapleczem gastronomicznym.

– Próbujemy nawiązać kontakt z przedstawicielami tej firmy. Zależałoby nam, aby pojawiła się tutaj przestrzeń w postaci księgarnio-kawiarni, biblioteki. To na pewno wprowadziłoby na Żelechowej życie społeczne i kulturalne. Fajnie, gdyby nam się udało spróbować porozmawiać o tarasie widokowym – mówi Arkadiusz Lisiński i dodaje:

– Uruchomienie jakiegokolwiek procesu na Północy jest dramatem. Ta cała łatka z zamieszkującą tutaj patologią jest dla niektórych bardzo wygodna. Czas jednak odkorzenić te legendy. Najlepiej działa zakasanie rękawów i samemu zabranie się do pracy. Tylko po co jesteśmy w takim razie w pewnym organizmie miejskim, płacimy podatki?

Stara olejarnia, którą firma Arche ma zamienić na hotel/fot. K. Rzeszotarska