Chciałabym napisać, że licznie przybyła publiczność przyjęła artystów z otwartymi ramionami. Niestety, czułam wczoraj rozczarowanie. Frekwencja była niska. Na szczęście nie zdeprymowało to ani trochę zespołu oraz słuchaczy, którzy się pojawili.

Udałam się do szczecińskiego klubu Imperium ze świadomością, że czeka mnie miły wieczór. Otuli mnie romantyczna, melancholijna nuta jesiennej muzyki. Kiedy dobry koncert przeradza się w coś absolutnie fantastycznego? Chyba w momencie, w którym czujesz przypływ inspiracji. Emocje, które stara się przekazać artysta na scenie są odczuwane przez każdy neuron w twoim ciele. Tak było na wczorajszym koncercie Skubasa. Zupełnie się tego nie spodziewałam. Wisienką na torcie całego wydarzenia było zejście całego zespołu ze sceny do ludzi podczas bisu. Jak powiedział wokalista, chciał on w ten sposób lepiej poznać publiczność. Gitarzysta Wojciech Makowski rozdawał piwo wśród słuchaczy. Wszyscy otoczyli artystów, śpiewając i klaszcząc chłonęli nieoczekiwany występ „unplugged”. Miło, prawda?

Melancholia z pazurem

Pierwszy raz byłam na koncercie w nowo otwartym klubie Imperium. Cieszę się, że w końcu mamy lokal z takim nagłośnieniem. Brzmienie było selektywne, świetnie wyważone i po prostu przyjemne. Poza tym trzy gitary na scenie robią swoje, nieprawdaż? Oprócz rzeczonego Skubasa, gościliśmy Macieja Starnawskiego i Wojciecha Makowskiego. Sekcją rytmiczną dowodzili doskonali: Filip Jurczyszyn (bas) i Wojciech Sobura (perkusja). Utwory takie jak: Nie Pytaj Mnie, Wilczełyko czy świetnie znany słuchaczom radiowej „Trójki” Linoskoczek zyskują nowy wymiar na żywo. Stają się „brudniejsze”, bardziej szorstkie, z pazurem. Cały repertuar z debiutanckiego krążka brzmi bardziej rockowo live.

Nie zabrakło nowych utworów: Nie Mam Dla Ciebie Miłości czy Kołysanki. Ten ostatni to utwór skomponowany dla syna wokalisty, który urodzi się w styczniu.

Na koncercie padło stwierdzenie, że „nie ma nic piękniejszego od śpiewającej publiczności”. Zespół bisował dwukrotnie, choć wydawało mi się, że zaczarowane audytorium nigdy nie wypuści muzyków. Ciężko było się rozstać z tym nastrojem i niezwykłą atmosferą. Tym, którzy nie byli, tym którzy nie wierzą, polecam debiutancki album Skubasa „Wilczełyko”.