Bo czy komuś na podwórku zdarzało się grać na flecie? A z ukulele dzieci wychodzą i grają.

To nie kolorowa zabaweczka

Wygląda jak mała gitara przystosowana dla dzieci, choć Bartek Orłowski karci: – Kto mówi, że ukulele to mała gitara, ten idzie do piekła. Ukulele to nie kolorowa zabaweczka, to jest pełnosprawny instrument, na którym można grać wszystko.

Ostateczną formę czterostrunowe ukulele uzyskało na Hawajach. W Szczecinie miłością do niezwykłego instrumentu zaraża Bartłomiej Orłowski, który jesienią ubiegłego roku założył szkołę gry na ukulele.

Dzięki jego wielkiej pasji do tego instrumentu udał się flash mob w Kaskadzie. Występ na Jarmarku Wielkanocnym. Piknik ukulele na Jasnych Błoniach. A już koncert z dzieciakami w Filharmonii w Szczecinie to był „odlot w kosmos”.

Kiedy rozmawiamy, Bartek Orłowski trzyma w ręce ukulele i co chwilę będzie przygrywał na niej jakąś melodię.

Tak wiele w ukulele

Spotykamy się w pracowni Akukulele, którą urządził na poddaszu budynku przy al. Wojska Polskiego 215.

Pod budynkiem widziałam zaparkowanego żółtego fiata ozdobionego kolorowymi ukulele. Na oknie świeci kolorowy neon w kształcie ukulele. A jeszcze się dowiem, że na ścianie będzie okolicznościowe graffiti.

W rogu stoi pióropusz. – Pamiątka po występie z Chorymi na Woodstocku – tłumaczy gospodarz. – Moja żona w tym pięknym pióropuszu przyszła na ten koncert i tak mi teraz został na lampie. Teraz to jest passe.

Gitarzysta zespołu Chorzy uczy gry na ukulele i tych po szóstym roku życia i tych po czterdziestym. – Bo ukulele to instrument dla każdego – tłumaczy.

Siłą ukulele jest, że ma łatwy próg wejścia. – 90 proc. moich uczniów to amatorzy, którzy zamarzyli sobie, żeby grać – mówi. – Właśnie wróciłem z Ińska, gdzie poprowadziłem krótki warsztacik z 10 osobami dorosłymi, z których żadna nie trzymała wcześniej ukulele w ręku. Po pół godzinie zagraliśmy pierwsze trzy piosenki i to się udało. Szczęście tych osób było nieopisane. Tak to działa. Bo ukulele to radość. Wystarczy zagrać kilka dźwięków i uśmiech pojawia się na twarzy. Ukulele jest figlarne, fikuśne, przyjazne.

Z potrzeby serca

– Dzieciństwo spędziłem w Pyrzycach. Starsza siostra zabrała mnie na korowód, i ten korowód mnie wciągnął, tańczyłem w zespole ludowym – wspomina Bartek Orłowski. – Potem mama zaprowadziła mnie na prywatne lekcje gry na pianinie. Druga siostra grała na gitarze.

Podbierałem tę gitarę, kupioną na targu od rosyjskiego obywatela. Palce krwawiły.

O ukulele usłyszał od Piotra Klimka na zajęciach z instrumentoznawstwa w Katedrze Edukacji Artystycznej US na pierwszym roku studiów. Kilka lat później Olek Różanek zawiązał zespół, który się nazywał Ukulele, ale nazwa nie była zobowiązująca, po prostu grali akustycznie.

Bartek wspomina: – W roku 2009 czy 2010, na któryś z festiwali Akustyczeń przyjechał zespół Miąższ z Lublina i jego wokalistka Joanna, wtedy Zawłocka, a dziś Lewandowska, wystąpiła z ukulele. Pierwszy raz zobaczyłem ukulele na scenie i jak dzieje się magia.

– Ja swoje ukulele kupiłem w okolicach 2015, kiedy najwięcej koncertowaliśmy. Z Chorymi. Dla frajdy, żeby się nie nudzić w trasie, potrzebny był mi jakiś poręczny instrument do busa, bo ukulele mogłem zabrać wszędzie.

(Tu rozmówca gra na ukulele „Guantanamera, Guajra Guantanamera…”)

– Jeden z momentów przełomowych był wtedy, kiedy Oskar Walczyński z Salonu Muzycznego FAN, zaproponował, żebym poprowadził warsztaty z ukulele. Zrobiliśmy trzy tury po 50 osób – ciągnie opowieść muzyk.

Na podyplomowych studiach z menedżmentu kultury na Uniwersytecie Ekonomicznym w Poznaniu miał na zaliczenie napisać plan finansowy. Tabela wyświetliła cyferki, że szkoła gry na ukulele może się udać.

– Na egzaminie dyplomowym powiedziałem, że dziękuję bardzo za ten przedmiot. Rzucam pracę po 15 latach w jednym miejscu (w Akademii Sztuki) i otwieram swoją pierwszą działalność gospodarczą.

Bartek Orłowski: – Był rok 2021, kończyłem 40 lat i poszedłem za potrzebą serca.

Nowa jakość w edukacji

Ukulele jest małe, leciutkie. – Miałem uczennicę gry na gitarze, dziewczynce ciężko było, miała malutkie rączki – opowiada nauczyciel. – Mówię do niej: „choć, spróbujemy ukulele”.

Dla najmłodszych lekcja trwa maksymalnie pół godziny, raz w tygodniu, bo dzieci przecież też mają dużo innych zajęć.

Ukulele pięknie brzmi w zespole. W pracowni Orłowskiego dzieci tworzą UkuBanditititos, młodzieżówka - UkuBanditos, a najstarsi UkuBandę, która ćwiczy co środę półtorej godziny.

Rock’n’rollowiec uczy dzieci gry na ukulele, a dzieci mu mówią: „O, włosy dziś panu mniej sterczą”.

Bartłomiej Orłowski jest pedagogiem certyfikowanym przez James Hill Ukulele Initiative, za którym stoi trzypokoleniowa tradycja nauczania ukulele w kanadyjskich szkołach.

Ze szczecińską pisarką Katarzyną Huzar-Czub pracują nad wydawnictwem z kanonem piosenek do gry na ukulele. Robią przekłady i tworzą autorskie piosenki.

W przyszłym roku Bartek Orłowski chce rozpocząć szkolenia dla nauczycieli, bo wierzy, że ukulele to szansa na rewolucję w edukacji muzycznej. – Wiem, w jakim stanie jest edukacja muzyczna w naszym kraju i wierzę, że ukulele jest w stanie ruszyć w posadach ten stan – mówi niebanalny edukator. – Bo czy komuś na podwórku zdarzało się grać na flecie? A z ukulele dzieci wychodzą i grają.