W Szczecinie mamy nowe muzeum. Otwarto Centrum Dialogu "Przełomy". Czy się spodoba? Pierwsi odwiedzający pozytywnie zareagowali na interesującą, choć jeszcze niedokończoną ekspozycję.

Człowiek wchodzi do ciemnego jeziora

W czwartek, po obchodach Wydarzeń Grudnia 1970 roku otwarto podwoje nowego gmachu przy, a raczej w placu Solidarności. Zainteresowani zaopatrzeni w darmowe zaproszenia mieli możliwość sprawdzenia, co się dzieje w podziemiach nieopodal Filharmonii Szczecińskiej. Czy to tylko czeluście, a może jednak coś pozytywniejszego? Raczej to drugie, choć, kiedy odwiedzający rozpoczyna zwiedzanie musi pokonać mroczną klatkę schodową biegnącą, jakżeby inaczej, w ciemny dół. Ten motyw z klatką schodową miałem w głowie już dwa, a nawet trzy lata temu. Tak jakby człowiek wchodził do ciemnego jeziora – z pasją opowiedział mi architekt Robert Konieczny. I chyba tak jest, bo kiedy odwiedzający zejdzie już na dół, ląduje w mętach brunatnego, nazistowskiego Szczecina. Kolorowy film pokazujący ostatnie chwile pięknego, ale zbrukanego totalitaryzmem miasta nie jest w stanie rozwiać posępnej atmosfery.

 

Od Chin, przez Ukrainę po Grecję

W następnej sali zwiedzający przechodzi przez wagon towarowy symbolizujący przyjazd nowej polskiej ludności, która zasiedliła Szczecin i przez jakiś czas koegzystowała, nie zawsze w pokojowy sposób, z wyjeżdżającymi stąd Niemcami. Po drodze można wysłuchać autentycznych wspomnień Szczecińskich Pionierów. Po przejściu przez wagon zwiedzający trafia do sali, w której ukazane zostały różne drogi, koleje losu, które sprowadziły nowych mieszkańców do Szczecina z różnych zakątków świata – od Chin, przez Ukrainę po Grecję. Są wspomniane mniejszości narodowe, również Żydzi. Nie zabrakło także filmu z osławionego procesu szczecińskiego Francuza Andre Robineau.

 

Nadkruszona gwiazda z Pomnika Wdzięczności

Nie zapomniano również o czerwonoarmistach, którzy panowali w Szczecinie w pierwszych miesiącach po wojnie. Najbardziej spektakularnym eksponatem przypominającym ich obecność jest nadkruszona gwiazda, która kiedyś była elementem osławionego Pomnika Wdzięczności z placu Żołnierza. Kolejna sala to już czasy stalinowskie. Odtworzono tutaj celę więzienną, a zdjęcia oprawców komunistycznych z tamtego okresu, patrząc na nie pod odpowiednim kątem, przypominają złowieszcze wampiry, a nie ludzi z krwi i kości. Następne pomieszczenie przedstawia czasy gomułkowskie ze sprzętami tamtego okresu np. radioodbiorniki. Jeden ze starszych odwiedzających z rozrzewnieniem przyznał: mam takie radio do dzisiaj i działa. Kupiłem je na pierwszą rocznicę ślubu, a to było pięćdziesiąt lat temu.

 

Przerażające manekiny z malucha

Kolejne sale są poświęcone samym przełomom. To najważniejsza część muzeum – podkreśliła kierowniczka i twórczyni placówki Agnieszka Kuchcińska–Kurcz. To tam zwiedzający znajdzie opowieść o wydarzeniach Grudnia 1970 roku. Sala, w której prezentuje się tą narrację jest utrzymana w całkowicie innej kolorystyce niż pozostałe. Jest biała, wręcz lodowata, a nie czarna niczym gorąca smoła. Opowiada o tragicznym losie szesnastu ofiar, w tym nastolatki, która podczas tego niespokojnego dnia siedziała zamknięta w domu. A mimo tych środków ostrożności, kula wpadła do pokoju, odbiła się rykoszetem i ją zabiła. Ją, czyli Jadwigę Kowalczyk. Kolejna sala to dekada gierkowska z charakterystycznym maluchem, czyli Fiatem 126p, w którym siedzi typowa polska rodzina z tego okresu. Robią za nią manekiny. Przerażające – zauważył ktoś z tłumu. Manekiny od początku do końca stworzył artysta. Są charakterystyczne, wręcz brzydkie. Ale mam wrażenie, że ta brzydota jest celowa. Kobieta ma krostki na łokciu, a jej synek jest wysmarowany czekoladą. Samochód i słodycze – to symbole gierkowskiego luksusu.

 

Dyskoteka dla wszystkich

Kolejne sale to Sierpień 1980 i stan wojenny wprowadzony rok później. Jak się nieoficjalnie dowiedziałam jeszcze wiele pracy w tym obszarze przed pracownikami. Na pewno przybędzie jeszcze eksponatów i ich opisów, których na razie brak w całym muzeum. Wracając jednak do samej wystawy. Wędrując przez lata osiemdziesiąte napotykamy osobną salę, która napełnia niepokojem ponieważ jest psychodeliczną mieszanką sztuk graficznych i dźwiękowych. Nieprzyjemny dźwięk przedstawia według autora opresyjność pereelowskich blokowisk. W drodze do ostatniej sali mijamy jeszcze transporter opancerzony razem z zomowcem i przechodzimy do pomieszczenia poświęconego roku 1989. W pamięć zapada plakat wyborczy Jacka Piechoty, byłego ministra ze Szczecina. Do zagłosowania na niego zachęcał sam Marek Sierocki zapraszając przy tym na dyskoteki do dwóch klubów w Szczecinie i Policach. Dyskoteka dla wszystkich! - krzyczy plakat. To hasło wyborcze czy reklama dobrej imprezy?

 

Byle czasu starczyło i publika dopisała

I na tym kończy się podróż poprzez korytarze i zakątki nowego muzeum. Przed muzealnikami jeszcze sporo pracy, ale już widać, że szczecinianom przybędzie nowoczesna placówka opowiadająca w interesujący sposób o najnowszych dziejach naszego miasta. Zwłaszcza, że ekspozycję tworzyły na stałe… trzy osoby, a środki były ograniczone. Tym bardziej należy podziwiać ich determinację i pomysłowość. Cała wystawa, jak się dowiedziałam, ma zostać dokończona do 25 stycznia. Realizację projektu oceniam obecnie na 80 procent. Ale wiem, że już niedługo będzie gotowa na sto. Samo ustawienie oświetlenia zajmuje sporo czasu. Gra świateł buduje atmosferę. Teraz to bardziej przypomina oglądanie sztuki teatralnej podczas próby generalnej – obrazowo przedstawił mi to Robert Konieczny, wspomniany już architekt. No cóż, niezła to sztuka ze sporym potencjałem. Byle doprowadzić ją do końca i aby publika dopisała.