Sebastian Płachecki, działacz stowarzyszenia "Młodzi Demokraci" (młodzieżówki PO), w trakcie jesiennej kampanii wyborczej do parlamentu współorganizował happening, który miał na celu nagłośnienie nielegalnego rozwieszania afiszy wyborczych przez sztab PiS-u. Teraz sam odpowiada za łamanie prawa.

–Moim celem było napiętnowanie osób, które oprócz tego, że łamią prawo również powodują niebezpieczeństwo w ruchu drogowym i zaburzają ład estetyczny w mieście – mówił Płachecki składając wyjaśnienia przez sądem.

Rzeczywiście, we wrześniu ubiegłego roku Szczecin opanowała plaga nielegalnych plakatów. Były rozwieszone na latarniach i słupach, głównie z wizerunkiem byłego już senatora Krzysztofa Zaremby i obecnego radnego (a wtedy kandydata na posła) Marka Duklanowskiego. Finalnie ZDiTM naliczył kary: dla Zaremby ponad 8 tysięcy złotych, dla Duklanowskiego o tysiąc mniej. Duże kary zostały naliczone również komitetom wyborczym Ruchu Palikota i SLD (odpowiednio 10 i 14 tysięcy złotych). O sprawie alarmowały szczecińskie media. W końcu stowarzyszenie "Rowerowy Szczecin" domagało się usunięcia nielegalnych tablic ze ścieżek rowerowych, bo zagrażało to bezpieczeństwu.

Ale apele na nic się zdały. Rzeczniczka Straży Miejskiej tłumaczyła wtedy, że nielegalne materiały wyborcze można usunąć tylko wtedy, gdy wiszą np. na znaku drogowym, bo są pod specjalną ochroną. To nieprawda. -To, że materiały wyborcze są prawnie chronione, nie oznacza, że wolno je wieszać gdziekolwiek bez wymaganych zgód. Plakaty można ściągnąć w trybie interwencyjnym – tłumaczył dla krakowskiej Gazety Wyborczej Krzysztof Lorentz, dyrektor Zespołu Kontroli Finansowania Partii i Kampanii Wyborczych Państwowej Komisji Wyborczej.

Wobec inercji służb porządkowych "Młodzi Demokraci" zorganizowali happening, aby się temu przeciwstawić. Sebastian Płachecki wspólnie z Dawidem Pyczem powiesili na latarni tekturowy plakat z wizerunkiem polityków, którzy mieli w nosie bezpieczeństwo, prawo i estetykę. Jednak w tym przypadku strażnicy miejscy okazali się legalistami.

-Podczas pełnienia służby zauważyliśmy rozwieszanie plakatów na słupie usytuowanym na placu przed urzędem miasta. Zapytaliśmy o zezwolenie, jednak obwiniony go nie posiadał – mówił zeznając jako świadek jeden ze strażników miejskich.

Dla strażników bez znaczenia były powody takiego zachowania Płacheckiego.

-Nawet, jeżeli byłby to jakiś protest, to nic mi nie jest wiadome na temat tego, aby kodeks wykroczeń rozróżniał odpowiedzialność osób, które je organizują od osób, które ich nie organizują – zeznawał strażnik.

Strażnicy uznali, że odpowiednią karą będą mandaty w wysokości każdy po 100zł. Dawid mandat przyjął, Sebastian nie. Wniosek o ukaranie trafił, więc do sądu. Kolejna rozprawa w sierpniu.

-Uważam, że mandat został nałożony niesłusznie – twierdzi Płachecki.

 

Nadgorliwość strażników - komentarz

Strażnicy zdecydowali się ukarać dwie osoby, które powiesiły jeden plakat, ale zrezygnowały ze ścigania osób, które rozwiesiły ich setki. Prawda jest taka, że gdyby nie samowolka w centrum miasta i inercja służb, to happeningu by nie było.  Strażnicy mogli po prostu pouczyć a następnie zająć się swoimi zadaniami– czyli ściąganiem 700 nielegalnych tablic wyborczych. Osoby wywieszające nielegalne plakaty Duklanowskiego i Zaremby nie spotkały się z żadną odpowiedzialnością za popełnione wykroczenie (ukarany został tylko komitet wyborczy za nielegalne zajęcie pasa drogowego).

Warto przypomnieć słowa prof. Moniki Płatek, karnistki z UW  wypowiedziane w radiu TOK FM: - W Krakowie dwa dni temu byłam na Rynku. Była tam grupa pijanych: zachowywali się głośno i budzili strach u innych. Strażnicy miejscy jednak podchodzili do człowieka pomalowanego na złoto, który wcielał się w rolę pomnika, czy chłopca, który grał na gitarze, dali im grzywnę i wyrzucili z przestrzeni publicznej. Dlaczego nie podeszli do tych, którzy rozrabiali? Bo się bali, bo nie potrafią, bo nie chcą. Zasłaniają się prawem i niszczą dobrą atmosferę i to, co się nazywa społeczeństwem otwartym, kulturalnym. Mamy służby, które wykorzystują prawo do tego, by wyżyć się w sprawowaniu władzy.