Pierwsze w historii klubu trofeum nie tym razem. Piłkarze Pogoni Szczecin przegrali w finale Pucharu Polski z Wisłą Kraków 1 do 2. Portowcy prowadzili po bramce Efthymiosa Koulourisa. Niestety zawodnicy Białej Gwiazdy najpierw doprowadzili do dogrywki w ostatniej akcji drugiej połowy, a później podwyższyli wynik w dogrywce.
W pierwszej połowie meczu piłkarze Wisły Kraków straszyli obronę i bramkarza Dumy Pomorza. Regularnie do sytuacji strzeleckich dochodził hiszpański napastnik Angel Rodado. Stoperzy Portowców wybijali piłkę ze swojej szesnastki i szukali skutecznej kontry. Mimo optycznej przewagi Białej Gwiazdy, Pogoń Szczecin nie była bez argumentów w pierwszej części gry. Zawodnicy Jensa Gustafssona starali się uruchamiać skrzydłowych Kamila Grosickiego i Adriana Przyborka. Obaj dośrodkowywali piłkę w pole karne Wisły licząc na wykończenie piłkarzy wbiegających przed bramkę krakowskiej ekipy. Po pierwszych 45 minutach gry można było odnieść wrażenie, że Pogoń Szczecin nie potrafi znaleźć sposobu na rozmontowanie obrony rywali. Udawało się to natomiast Wiślakom. Valentin Cojocaru sparował piłkę na słupek w 40 minucie meczu po główce Sobczaka. Pogoń była również kilka razy bliska finalizacji, ale ofensywnym graczom ze Szczecina zabrakło szczęścia.
Jens użył “Vahana Pik”
W 57 minucie gry na boisku pojawił się Vahan Bichakchyan. Reprezentant Armenii zmienił Joao Gambia, który na koncie miał żółtą kartkę. Dynamiczny pomocnik Pogoni trafił na skrzydło. Lukę w środku pola wypełnił Adrian Przyborek. Już kilka minut po wejściu na boisko Vahan doskonale przyjął piłkę na skrzydle i zagrał do Kamila Grosickiego. Szczecinianin uderzył w kierunku bramki rywali, jednak nie zaskoczył tym golkipera Wisły. Kapitan Dumy Pomorza Kamil Grosicki nie zawiódł w meczu o stawkę. “Turbo Grosik był energiczny, szukał gry i kolegów do konstruowania akcji ofensywnych. Eksperci w studiu w Szczecinie.pl przewidywali takie zestawienie personalne od pierwszej minuty meczu. Trener Gustafsson zdecydował się wypuścić skrzydła Vahan-Grosik w drugiej połowie. Ten duet spowodował ożywienie przed bramką przeciwników i nieraz zaskoczył stoperów Wisły.
Specjaliści od dramatów
Mimo tego, że oczekiwano gradu bramek, to 2 maja w Warszawie zobaczyliśmy piłkarskie szachy. W takich sytuacjach często decydują indywidualności. W 75 minucie meczu, po wyrzucie z autu, doskonale w kierunku bramki rywala zagrał młody Adrian Przyborek. Do piłki dorwał się grecki napastnik Efthymios Koulouris, który wpakował piłkę do siatki. Na trybunach oglądaliśmy eksplozję radości wśród fanów granatowo-bordowych. Widowisku pomogła z pewnością oprawa przygotowana przez kibiców Portowców. Opisać ją można w zaledwie dwóch słowach - klasa światowa.
Pogoń Szczecin utrzymywała prowadzenie do 9 minuty doliczonego czasu gry. W ostatniej akcji meczu dośrodkowanie na bramkę zamienił Eneko Satrustegui. To oznaczało, że w finale Pucharu Polski będzie dogrywka.
Taki obrót spraw musiał podciąć skrzydła granatowo-bordowym. W 93 minucie spotkania Leo Borges podał piłkę prosto pod nogi Angela Rodado z Wisły Kraków. Hiszpański snajper ruszył w kierunku bramki Pogoni Szczecin i pokonał Valentina Cojocaru. W kolejnych akcjach meczu oglądaliśmy szaleńcze ataki szczecińskiego zespołu. Nie udało się jednak zamienić ich na bramkę.
Kibice Pogoni Szczecin czekają na trofeum przez całą historię istnienia klubu, czyli od 76 lat. Niemoc piłki nożnej na Pomorzu Zachodnim trwa.
Komentarze
60