Nie tak często się zdarza by na jakieś wydarzenie kulturalne specjalnie do Szczecina przyjeżdżali wielbiciele danego artysty z całej Polski. Tym razem tak właśnie było. Do Free Blues Clubu ściągnęli fani z Olsztyna, Warszawy i z dalszych okolic by uczestniczyć w bardzo specjalnym koncercie. 18 maja ne scenie tego klubu zagrał Mike Stern, uznawany za jednego z najlepszych współczesnych gitarzystów jazzowych.

 

Oczywiście tak znakomity muzyk do swego zespołu zaprosił instrumentalistów także bardzo cenionych. Przede wszystkim Dave`a Weckla – perkusistę, który uczestniczył w sesjach nagraniowych wielu bardzo głośnych płyt m.in. Paula Simona czy Georga Bensona. oraz słynnej grupy Chick Corea Elektric Band. Na gitarze basowej zagrał Tom Kennedy, znany ze współpracy głównie z Steps Ahead, a na saksofonie tenorowym -Bob Franceschini. Oczekiwanie na ich występ trochę się przedłużyło, ale kiedy weszli na scenę około 21.30 zostali przywitani bardzo ciepło. Odwzajemnili więc to powitanie rozpoczynając wieczór od porywającej, rozbudowanej wersji utworu „Trumble Home” który otwiera ostatni album Mike`a Sterne`a „Who Let The Cats Out” Zaraz po nim zabrzmiał „KT” z tej samej płyty.

Lider zespołu to człowiek, który uśmiech ma niemal przyklejony do twarzy... Nawet ktoś, kto nie znał wcześniej tego artysty ani jego muzyki musiał chyba zostać oczarowany jego bezpretensjonalnym stylem bycia. Mike jest człowiekiem bardzo przyjaznym, spontanicznym, pełnym uroku osobistego. W przerwie koncertu każdy mógł z nim porozmawiać, zrobić pamiątkowe zdjęcie i uzyskać autograf na okładce płyty. Będąc na scenie chętnie zagaduje publiczność, cieszy się grą, aprobatą przyjmując to co robią pozostali muzycy. Choć z jednej strony bardzo żywiołowo traktuje instrument, pozwalając sobie na swobodę i zabawę w niektórych momentach, to przeważnie jest jednak bardzo skoncentrowany i niezwykle precyzyjny. Szczególnie w bardziej nastrojowych fragmentach występu (np. w utworze „We`re With You”) widać było skupienie z jakim traktuje muzykę.

Choć, co zrozumiałe, był na pierwszym planie podczas niemalże całego (około dwugodzinnego występu) to także pozostali muzycy mieli wiele do powiedzenia. Każdy z nich mógł popisać się swoimi umiejętnościami w improwizowanych partiach. To bardzo zgrany kolektyw, w którym wszystkie elementy działają sprawnie i cz pewnością każdy z instrumentalistów jest właściwie doceniony za swój wkład w całość. Mike Stern grał już w wielu bardzo ekskluzywnych salach, (następnego dnia jechał do istambulskiego klubu "Babylon"). Widać było jednak, że atmosfera Free Bluesa przypadła mu do gustu. Dał temu wyraz swoim zachowaniem oraz mówiąc ze sceny „I like this club”. Tak dobrze mu się tu grało, że nie musieliśmy zbytnio go namawiać na jakieś ponadprogramowe utwory. Na zupełny koniec otrzymaliśmy więc bonus w postaci jazzowego hymnu - "Jean Pierre" Milesa Davisa.