Poziom ignorancji, bezczelności i ludzkiej tępoty jest coraz bardziej zauważalny w naszym codziennym życiu. Zaprzeczysz? W takim razie wybierz się do kina na jakikolwiek seans, bowiem kino niczym soczewka skupia najprzeróżniejsze człowiecze zachowania.

Dodatkowe efekty specjalne

Co tu dużo pisać. Sam wiesz, że pójście do kina nie należy obecnie do najtańszych rozrywek. Zatem kupując bilet oczekujesz przede wszystkim komfortu oglądania. Ale jak tu oglądać skoro wchodząc na salę widzisz porozrzucany popcorn czy wylaną colę? Myślisz – dobra pewnie obsługa nie miała kiedy posprzątać - wszak seans goni seans. Zatem strzepujesz popcorn na podłogę bądź siedzenie obok (w myśl zasady niech się inni martwią) i starasz się wygodnie usadowić w siedzeniu.

Gasną światła, zaczynają się reklamy. Mija 5 minut, potem 10 i 15. Po dwudziestu paru minutach w końcu zapominasz na co tak właściwie przyszedłeś: na film czy maraton reklam?

Wreszcie, gdy mija pół godziny na ekranie pojawia się początkowa scena wybranego filmu. Zatem swoje skupienie nakierowujesz na ekran. Twoje zmysły starają się odbierać przekazywany komunikat, jednak w pewnej chwili zauważasz, że nie jesteś w stanie tego filmu obejrzeć. Dlaczego? Powodów jest kilka. Jednym z nich są dodatkowe efekty dźwiękowe w postaci chrupania, szeleszczenia czy siorbania. No tak, żyjemy w erze masowej konsumpcji, więc taki stan rzeczy najwyraźniej trzeba zaakceptować. Ale zastanówmy się – ile przeciętnie trwa film? Przyjmijmy, że średnio około półtorej godziny plus oczywiście czas poświęcony na manipulację reklamową. I odpowiedzcie szczerze (przede wszystkim sobie) – czy przez te cholerne dwie godziny naprawdę my jako ludzie nie możemy się powstrzymać od pożerania czegokolwiek, co nam w ręce wpadnie? Następnym razem, jak usiądziesz w kinowym fotelu, to przyjrzyj się ile jednostka ludzka jest w stanie ze sobą przynieść na jeden seans. Niektórzy to tworzą takie zapasy, jakby nadchodziła wojna i trzeba było w bunkrze się schować. Czy można się bez tego obyć? Odpowiedź jest prosta – można.

Kino domowe

Ale to nie to jest najgorsze. Największy problem tkwi w totalnej ignorancji, że tak to ujmę „współwidzów”. Z założenia kino służy do oglądania filmów. Nic tu innego się nie wymyśli, ale ostatnimi czasy ludzie traktują kino niczym wielki telewizor, czyli przybytek, w którym można do woli zachowywać się „po domowemu”. Znaczy to tyle, że najwyraźniej bez ograniczeń możemy rozmawiać, komentować, pierdzieć i bekać. Wszak jesteśmy u siebie. Czy zatem takie pojęcia, jak kultura i poszanowanie drugiej osoby odeszły już do lamusa? Nie chcę wchodzić w rozważania filozoficzno-etyczne, ale czy naprawdę dążymy do bytu stricte prymitywnego? Po co świadomie spłycamy siebie i swoją rzeczywistość?

Pisząc wprost: idąc do kina nie mam ochoty wysłuchiwać rozmów między koleżaneczkami o jakimś Irku czy komentarzy chłopaków, którzy w męskim gronie chcą pokazać, jacy to oni nie są „na luzie”. Żeby była jasność – nie potrzebuję też wysłuchiwania beków nad moim uchem czy dodatkowej aromatyzacji w postaci krążących bąków. Ludzie, jeśli macie problemy gastryczne, to idźcie do specjalisty. Zapewniam Was – to Wam samo nie przejdzie, za to zaoszczędzicie innym przykrych doznań.

Jest jeszcze jedna kwestia warta poruszenia. Dlaczego w polskich kinach nie ma zwyczaju pilnowania porządku na sali podczas seansu? Na zachodzie jest to standardem. Zachowujesz się jak cham? To do widzenia. W takiej sytuacji podchodzi do Ciebie ktoś z obsługi i grzecznie wyprasza twoją osobę poza progi sali kinowej. Jeżeli protestujesz, to czeka Ciebie spotkanie z ochroną. Proste. Tylko czemu, coś co gdzie indziej jest właśnie proste i logiczne, u nas jest jedynie synonimem luksusu?

---

Następna odsłona "Pisząc wprost" za 2 tygodnie.

Wszystkie odcinki cyklu "Pisząc wprost" znajdą się tutaj.