Za nazwą holdStill kryję się jeden człowiek - Andrzej „Deko” Junkiert. Pod koniec maja światło dzienne ujrzała jego debiutancka płyta „Pierwsza Godzina Życia”. Co można powiedzieć o tym wydawnictwie?
Na pierwszy rzut oka słuchacza w pewien specyficzny klimat wprowadza już sama okładka. Jest ona bowiem osłonięta pewną nutką niedopowiedzenia, tajemniczości. To samo można powiedzieć o muzyce z tej płyty.
Nie jest to typowa mieszanka chilloutu i trip-hopu, wyraźnie słychać inne fascynację muzyczne artysty. Oscyluje między subtelnymi, wręcz balladowymi riffami gitary a mocnymi klimatami, które kojarzyć się mogą z dokonaniami Trent’a Reznor’a i Nine Inch Nails.
„Prolog” wytwarza wokół słuchacza brudną atmosferę, kojarzącą się z opuszczoną fabryką, w której natura sama wytwarza własne dźwięki. Dodatkowym atutem jest ciekawa sekcja rytmiczna.
Kolejne utwory utrzymane są w tej samej konwencji melancholii, niepewności, może i smutku, w którym tli się promyk nadziei. Wokale czasami są pretensjonalne i przewidywalne, ale nie jest to wadą. Tworzy się specyficzny kontrapunkt, ciepły damski wokal Malwiny Martuś połączony z wokalem Deko sprawia, iż utwór „Dotyk” nabiera innego wymiaru muzycznego. W tym utworze, muzyk pokazał również, jak świetnie potrafi zmieniać atmosferę, którą otacza słuchacza. Prostota i połamane dźwięki, tak dwoma słowami można określić początek utworu, który idealnie wpasowuje się w klimat serii Terminator. Po wejściu perkusji i klawiszy wszystko w tym utworze się zmienia, rzec można idzie wspak.
Równie ciekawie jest w utworze „Atheist” gdzie początek mogliby wykorzystać śmiało ludzie z formacji STOMP. Po leniwym wstępie pojawia się gąszcz etnicznych rytmów i chrapliwy wokal, dzięki temu napięcie narasta i wcale nie opada po zakończeniu utworu. Jest ono potrzebne by chłonąć kolejny utwór „Without Control”.
Jeśli jasno mam jednak wskazać faworyta tej płyty, to bez wątpienia jest nim „Strażniczka Snów”, ciepła gitara akustyczna od razu przywodzi na myśl stare ballady rockowe. W momencie pojawienia się perkusji, odkrywamy jednak, że nie będzie to kolejna ckliwa balladka o porzuceniu czy niespełnionej miłości. Dla mnie warstwa liryczna jest głębsza niż opowieść o ulotności upojnych chwil spędzonych z kimś na plaży.
Myślę, że każdy z nas w mniejszym lub większym stopniu może utożsamiać się z tekstami zawartymi na tej płycie. Nie są typowe i banalne. Dla mnie są smutne, pełne nostalgii, tęsknoty, lecz z pewną dozą optymizmu. Traktować to można, jako spójną całość, nietypową opowieść o tym, co nas spotyka w życiu i jak tego doświadczamy.
holdStill „Pierwsza godzina życia” to płyta wydana niezależnie, tak, więc są momenty, w których można doszukiwać się niedociągnięć. Ale czy to jest ważne, po godzinnej porcji naprawdę dobrej muzyki? Raczej nie, jest to ciekawe wydawnictwo, dla ludzi, którzy kochają delikatny minimalizm, prostotę i nieustannie zmieniający się klimat. Szczególnie polecam ludziom, którzy lubią muzykę Cellwelldera.
Zapraszamy do zapoznania się z materiałem:
Komentarze
3