W taki dzień nie można nie było nie wspomnieć B.B.Kinga. Podczas piątkowego występu Linleya Marthe i jego grupy we Free Bues Clubie ten legendarny muzyk był często przywoływany. Jednak w programie znalazły się też kompozycje innych legend.
Blue Moon to nazwa projektu Linleya, a  jego skład, oprócz lidera tworzą -   Desiree Basset (młoda i bardzo utalentowana gitarzystka) oraz Stacey Lamont - perkusista, który zagrał już we Feee Blues Clubie na początku tego roku. Wtedy bębnił w składzie Divinity Roxx i mogliśmy się wówczas przekonać, że nie tylko jest znakomitym instrumentalistą, ale też showmanem. Jednak właśnie wczoraj pokazał tak na prawdę na co go stać, nie tylko serwował nam bardzo efektowne solówki, ale też bardzo wiele mówił, śpiewał, żartował, co kilka sekund zanosząc się śmiechem. Podczas całego show grał nie tylko na perkusji, ale też (niczym Bobby McFerrin)  używał do wydawania dźwięków swoich policzków, brzucha, ramion. Szybko rozbawił publiczność, ale nie zapomniał też o tym by oddać hołd B.B. Kingowi (zmarłemu kilkanaście godzin wcześniej w Las Vegas). Jemu dedykował kilka utworów, w tym klasyk z repertuaru tego bluesmana - "Thrill Is Gone". W pewnym momencie zarządził też toast za pamięć o nim (wszyscy widzowie, którzy mieli szkło wypełnione alkoholem pod ręką, wznieśli je wówczas ponad głowy).
 
Dedykacji było jeszcze więcej. Stacey uhonorował też panią Ewę i jej męża, siedzących blisko sceny, informując, że właśnie tego dnia weszli w związek małżeński. To dla nich w jednym z utworów muzycy zacytowali marsz weselny  Mendelssohna. Lider zespołu – Linley Marthe, znany przede wszystkim z tego, że grał  na basie w ostatnim składzie zespołu Joe Zawinula (także współpracował z takimi sławami jak  Trilok Gurtu, Jean Luc Ponty, Paco Séry czy Randy Brecker), mówił znacznie mniej niż Stacey, ale za to wydobywał ze swego instrumentu takie dźwięki, że nawet wytrawni bywalcy klubu, którzy widzieli już wiele gitarowych wirtuozów w akcji, byli zaskoczeni jego umiejętnościami. Szczególnie, to co pokazał w utworze o jakże trafnym tytule "Hard Groove", było imponujące. Desiree nie ustępowała swemu koledze, grając własne kompozycje ("Pulse") i covery ("All Along The Watchtower" Dylana,  czy "People Get Ready" Mayfielda) zachwycała szybkością i precyzją w opanowaniu swego Gibsona. Całe trio uraczyło nas także interpretacją wielkiego hitu Michaela Jacksona "Beat It", w którym jak wiadomo solo gitarowe wykonał w studiu Eddie Van Halen. Desiree miała więc trudne zadanie, próbując dorównać oryginałowi, ale wywiązała się z niego bardzo dobrze.     
 
Występ trwał długo, bo zakończył się kilkanaście minut po północy, ale chyba nikt nie opuścił sali przed czasem, Szkoda by było uronić choćby minutę z takiego wydarzenia wypełnionego wysokogatunkowym rockiem, funkiem i bluesem. Tymczasem 29 maja także we Free Blus Clubie będzie można zobaczyć kolejnego bardzo cenionego muzyka zza Oceanu. Tego dnia na scenie klubu zagra  Todd Wolfe, znany ze współpracy z Cheryl Crowe.