Przyjaciele Lecha Turkowskiego postanowili zrobić mu niespodziankę z okazji 80. urodzin zakładu, który najpierw prowadził jego tata, a od 1989 roku on sam. Uzbrojeni w tort od Hani Bezy, zapałki z Czechowic-Dziedzic pamiętające czasy PRL-u, balony, jubileuszową księgę gości, antyramę i urodzinowy kwiat ruszyli do jubilata.
„Zdrowia jak najwięcej dla naszego Leszka. I klientów!”
Robili wszystko, aby utrzymać niespodziankę do końca. Rzemieślnik jest jednak znany nie tylko ze swojej precyzji, dokładności i jakości, ale i z tego, że lubi co jakiś czas zaczerpnąć świeżego powietrza przed zakładem. Nie inaczej było tym razem. Grupę uzbrojoną w urodzinowe atrybuty dostrzegł z drugiego końca ulicy.
- To nic, pełna konspiracja. Konrad, zasłoń mnie. Udawajmy, że go nie widzimy – próbowała utrzymać kamuflaż Justyna Machnik z Muzeum Szczecin w PRL.
- No trudno, już nas zobaczył. I tak dowiedział się, że będziemy. Nie wiedział tylko, ilu nas będzie – zaznaczyła Ewa Tokarska, która prowadzi ostatnie miejsce w Szczecinie, gdzie kupimy ręcznie robione kapelusze. I w dodatku na tej samej ulicy, co Lech Turkowski.
- Nasi tatusiowie pracowali razem. Mój był galwanizatorem, odnawiał różne antyki. Tata Lecha również zajmował się antykami. Najpierw pracowali tutaj oni, a później my. Ach, zdrowia jak najwięcej dla naszego Leszka, bo trochę zaczął nam chorować. I klientów oczywiście! Aby miał siłę ich obsługiwać – życzyła modystka.
- Boże kochany, to wszystko musiało kosztować kupę pieniędzy. Ludzie… Bardzo dziękuję, w ogóle się tego nie spodziewałam – nie krył wzruszenia jubilat. – To minęło tak szybko jak otwarcie i zamknięcie drzwi. Ale mam prośbę, abyśmy za 5 lat spotkali się w tym samym gronie.
„Myśli najpierw o innych, a potem o sobie”
Choć to jego święto, Lech Turkowski wręczył prezenty swoim gościom – stojak na świecę, elegancką miskę na czereśnie, ozdobne talerze.
- Proszę to wszystko schować! Dzisiaj świętujemy pana jubileusz – zarządziła Justyna Machnik.
- Ale zrobicie mi przykrość, jeśli nie weźmiecie tego ode mnie – szybko odbił piłeczkę.
- Taki właśnie jest pan Lech. Myśli najpierw o innych, a potem o sobie – zaśmiała się pomysłodawczyni Muzeum Szczecin w PRL. – To jest skarb naszego miasta. Człowiek dobroduszny, pracowity. Wielkim szczęściem jest dla nas, że go mamy. Poznaliśmy się około 2008 roku. Łączy nas wartościowa przyjaźń. Wszyscy życzymy mu bardzo dobrze. Zdrowia i przede wszystkim klientów!
Jedyny taki sklep w mieście
Tydzień po przejęciu w mieście władzy przez Piotra Zarembę, 12 lipca 1945 roku przy ulicy Orląt 23 (dzisiejsza Bohaterów Getta Warszawskiego), Stanisław Turkowski otworzył sklep elektrotechniczny i punkt naprawczy. Lech od małego odwiedzał tatę w pracy.
Z czasem młody Turkowski wprowadził do asortymentu lampy, które na dobre weszły do oferty w latach 70. Latem 1989 roku przejął sklep, w którym specjalizacją stało się oświetlenie. Dziś to jeden z ostatnich takich zakładów rzemieślniczych w mieście. Każdą wolną przestrzeń zajmują lampy, sufit zdobi oryginalna sztukateria, a ściany – pierwsza tapeta.
- Ani razu nie była zmieniana. Jest już polska, ale kładziona na niemieckich wałkach – uśmiecha się Lech. – Zjem tort, gdy zejdzie ze mnie adrenalina.
„Stylowe Lampy” przy ulicy Bohaterów Getta Warszawskiego 23 są otwarte od poniedziałku do piątku w godz. 11-14.
Komentarze