– Nigdy nawet nie pomyśleliśmy, że możemy mieszkać gdzieś indziej – mówią nam Polina i Paweł Wierzchowiec. – Jest tutaj cicho i spokojnie. Mamy blisko do śródmieścia, z którym osiedle jest świetnie skomunikowane.
Spotykamy się na ul. Mickiewicza. Prosimy, żeby w czasie kilkugodzinnego spaceru pokazali nam najciekawsze miejsca, najlepiej oddające klimat osiedla. – To zdecydowanie zbyt mało czasu – słyszymy od razu. – Pogodno trzeba odkrywać stopniowo. Zawsze znajdzie się coś nowego.
„Już nie miałam wyjścia, musiałam zakochać się w Pogodnie”
Paweł związany jest z tym osiedlem od zawsze. Tutaj się wychował i tutaj od lat działa społecznie, między innymi w radzie osiedla. Polina przyjechała do Szczecina na studia z Kazachstanu. Teraz jest licencjonowaną przewodniczką i tropicielką starych napisów na budynkach. Na początku jednak znała Pogodno tylko z okien autobusu jeżdżącego do uczelni na ul. Żołnierskiej.
– W ogóle nie zagłębiałam się w boczne uliczki. Nie wiedziałam, że są tak urokliwe. Później, gdy poznałam Pawła, już nie miałam wyjścia, musiałam zakochać się w Pogodnie – śmieje się dzisiaj. – Szybko poznałam każdy zakątek. Wszystkie budynki, a zwłaszcza ich skrzynki pocztowe, gdy regularnie roznosiłam 13 tysięcy egzemplarzy „Pogodniaka”, osiedlowej gazety wydawanej przez nas do 2015 roku. Ale przede wszystkim poznałam ludzi, którzy tworzą klimat tego miejsca.
![]()
„Wszyscy wspominają panią o urodzie i temperamencie Włoszki”
Na Pogodnie mieszkało wiele zasłużonych osób, jak dyrygent Walerian Pawłowski, architekt Zbigniew Abrahamowicz, poeta Konstanty Ildefons Gałczyński, aktorka Irena Brodzińska czy dyrektor stoczni w jej pionierskich czasach – Henryk Jendza. Są też mieszkańcy, o których nie mówi się w mediach, ale to wokół nich toczy się życie osiedla.
– Wszyscy wspominają panią o urodzie i temperamencie Włoszki, która sprzedawała najlepsze w Szczecinie lody na rogu Mickiewicza i Poniatowskiego. Albo fotografa z olbrzymią brodą, w którego punkcie przy ul. Wieniawskiego całe osiedle robiło sobie zdjęcia – opowiada Polina.
– Ludzie są najważniejsi – dodaje Paweł. – Chyba jako pierwsi w Szczecinie wymyśliliśmy obchodzenie urodzin naszej ulicy – Wybickiego. Spotykamy się z sąsiadami, robimy wspólne grille. Okazji nigdy nie brakuje. Czy byłoby to do wykonania na innym osiedlu?
W szerszym gronie mieszkańcy Pogodna spotykają się w dwóch miejscach. Pierwsze to pl. Pawłowskiego. Jest tam scena, olbrzymi plac zabaw, siłownia i boisko do gry w bule. Odbywają się koncerty, a na ostatnim pchlim targu pojawiło się aż 450 wystawców.
„Legendą ryneczku była pani Ania”
Drugim miejscem spotkań jest ryneczek działający przy ul. Mickiewicza. Zaczęło się od powozów konnych, z których sprzedawano tutaj owoce, warzywa i jedzenie. Później pojawiły się pierwsze stragany i budki.
Teraz są pawilony, w których można między innymi spróbować kuchni polskiej, greckiej, japońskiej, ukraińskiej i gruzińskiej, nalać sobie wina prosto z beczki, zaopatrzyć się w chemię z Niemiec, a nawet naprawić parasol. Ryneczek odwiedzamy przed południem w dzień powszedni, ale klientów nie brakuje.
– Legendą ryneczku była pani Ania, która sprzedawała cukierki. Zapamiętałam ją od pierwszej wizyty. Zawsze wszystkich częstowała, a przy ladzie ustawiały się kolejki - wspomina Polina.
– Ciocia była kochana. Wszyscy na Pogodnie ją znali. Założyła i prowadziła ten sklep w złotych dla biznesu latach 90. Z bratową przejęliśmy interes w 2005 roku. Postawiliśmy na pieczywo i ciasta, które wypiekamy na miejscu – mówi pan Grzegorz. Jedno na pewno się nie zmieniło – przed „Ciachem” wciąż ustawiają się kolejki.

„Pamiętam, że zawsze psułem ojcu płyty winylowe”
Na nudę nie narzeka też pan Ryszard, którego odwiedzamy w sklepie z winylami, płytami i kasetami, ale też filmami czy okularami słonecznymi
– Jestem tutaj od 26 lat. To najstarszy prywatny punkt muzyczny w Szczecinie. Można znaleźć u mnie wszystko, od muzyki poważnej po cięższe klimaty. Od płyt za 10 zł po taki rarytas jak płyta Led Zeppelin z 1969 roku – opowiada nam właściciel. – Muzykę uwielbiam od dziecka. Pamiętam, że zawsze psułem ojcu płyty winylowe.
Radzieccy sołdaci strzelali dla zabawy i handlowali z Polakami
Pogodno to największe osiedle w Szczecinie. Mieszka tutaj ponad 24 tysiące osób, czyli nieco więcej niż na Gumieńcach. Dominuje zabudowa jednorodzinna, z najbardziej okazałymi willami w rejonie pl. Jakuba Wujka i ul. Konopnickiej. Ale jest też sporych rozmiarów blokowisko w rejonie ul. Somosierry, gdzie wcześniej był poligon.
Zachodnia część Pogodna ma bowiem bardzo dużo wspólnego z wojskiem. Dziś są tam koszary korpusu NATO (przy ul. Łukasińskiego) i budynki Straży Granicznej (kiedyś Wojsk Ochrony Pogranicza), a za czasów PRL stacjonowały nie tylko oddziały polskie, ale też radzieckie. Słuchamy o tym, gdy z oddali dobiegają odgłosy wystrzałów ze strzelnicy przy ul. Szafera, a na budynku przed nami (róg Łukasińskiego i Somosierry) wyraźnie widać ślady kul.
– To radzieccy żołnierze jeździli po ulicach Pogodna gazikami i dla zabawy strzelali w budynki. Słyszałem opowieści, że do takich incydentów dochodziło jeszcze w 1947 roku – mówi Paweł Wierzchowiec.
Sowieci mieli na takie wypady bardzo blisko. Przez prawie pół wieku zajmowali poniemieckie koszary wzdłuż ul. Żołnierskiej. Kłopotliwe sąsiedztwo miało jednak też swój plus – wojskową kantynę zaopatrzoną lepiej niż większość PRL-owskich sklepów.
– Pamiętam, że handlowali z Polakami przeróżnymi rzeczami. Najbardziej zapadły mi w pamięć czekolady i bombonierki, które trudno było u nas dostać. Sprzedawali też swój sprzęt i wysokooktanową benzynę – wspomina Paweł.
Sołdaci wyjechali z Polski na początku lat 90. Przedtem wymontowali z budynków przy ul. Żołnierskiej wszystko co tylko się dało. Powyrywali nawet okienne framugi. Opuszczone obiekty przejęły uczelnie.
Pierwszy taki sklep w Szczecinie
Krótko po wyjeździe żołnierzy ze wschodu, na Pogodno dotarł powiew kapitalizmu z zachodu. W 1992 roku przy ul. Lelewela otwarto Centrum Handlowe Magnet, wówczas najnowocześniejszy sklep w całym mieście.
– To było pierwsze miejsce w Szczecinie, gdzie można było przyjechać samochodem na duży parking, a później wejść do sklepu z wózkiem. Na półkach znajdowały się markowe towary. Zakupy były tam namiastką luksusu, którego wcześniej nie znaliśmy – opowiada Polina.
Biznes rozwijał się, powstała nawet sieć sklepów pod marką Magnet. Później przyszedł jednak kryzys, komornik i upadek. Dziś w budynku przy Lelewela mieści się poczta i inne drobne punkty usługowe.
Wszędzie wille. W różnym stylu i z różnymi zdobieniami
Przechodząc pomiędzy najciekawszymi punktami osiedla mijamy dziesiątki bardziej lub mniej wystawnych willi i domów jednorodzinnych. To właśnie z nimi najbardziej kojarzone jest Pogodno. Co chwilę zatrzymujemy się przy kolejnym budynku, choć wiadomo, że i tak nie będziemy w stanie obejrzeć wszystkich najciekawszych.
– Ten to mój ulubieniec – mówi Polina, wskazując na wpisaną do rejestru zabytków willę przy ul. Konopnickiej 27. – Elewacja porośnięta zielenią, balkon i masońskie symbole, które na Pogodnie są rzadkością.
Idziemy dalej, by zobaczyć wille ze spadzistym dachem, które wyglądają jak przeniesione prosto z Zakopanego. Budynki z elewacją pokrytą drewnianym gontem. Zabudowę modernistyczną z cegłą klinkierową. A nawet dom z zamkowymi blankami i wieżyczką.
– Został wybudowany przed wojną dla naczelnika więzienia, który chyba chciał przenieść atmosferę z pracy – mówi półżartem Polina.
Najbardziej okazałe wille widzimy pod koniec naszego spaceru, gdy docieramy w pobliże pl. Jakuba Wujka. To zabudowa osiedla Neu Westend z końca XIX wieku, które powstało z inicjatywy zasłużonej dla Szczecina rodziny Quistorpów.
Kościół w kościele, czyli sposób na obejście PRL-owskich ograniczeń
W wielu miejscach Pogodno to architektoniczny miszmasz, w którym wystawne przedwojenne wille sąsiadują z powojennymi domami, często realizowanymi w zupełnie innym stylu. W czasach PRL zagęszczano zabudowę i dzielono działki, które według racjonalizatorskich wyliczeń były zbyt duże dla jednej posesji.
Najbardziej rozpoznawalną budowlą już z polskich czasów jest kościół przy ul. Wieniawskiego zaprojektowany przez Zbigniewa Abrahamowicza. W jego wnętrzu kryje się stara, dużo mniejsza świątynia.
– W czasach PRL nie wolno było budować kościołów, a ten istniejący był zdecydowanie zbyt mały dla wiernych. Na początku lat 70. udało się uzyskać pierwszą w Szczecinie zgodę na rozbudowę kościoła. Parafianie zbierali na ten cel pieniądze. Były nawet oryginalne „cegiełki” z metalu, który został po odlaniu krzyża – opowiada Polina.
Warto zwrócić uwagę na detale
Wędrując ulicami Pogodna, co chwilę trafiamy na oryginalne zdobienia i detale. Zatrzymujemy się, żeby obejrzeć przedwojenne repery geodezyjne, skrzynki na listy bezpośrednio wydrążone w betonowym ogrodzeniu i płyty chodnikowe firmy Comet z charakterystyczną gwiazdą. Najczęściej jednak przystajemy przy kunsztownie zdobionych ogrodzeniach, na które nasza przewodniczka zwraca największą uwagę.
– Zobaczcie, to ogrodzenie jest majstersztykiem. Wszystko ręcznie wykute, nie ma tutaj żadnego spawu – pokazuje. – Szkoda tylko, że tuż obok ZBiLK zastąpił fragment, który się przewrócił najzwyklejszym płotem.
Coraz większym problem są nierówne chodniki
Ten widok to okazja, by porozmawiać o problemach Pogodna. Już wcześniej przechodziliśmy obok domów wyłożonych workami z piaskiem przy ul. Somosierry, którą po każdej większej ulewie płynie wartka rzeka. Widzieliśmy zaniedbane budynki, na remonty których ZBiLK i lokatorzy nie maja pieniędzy, a także postawione niedawno domy, wyraźnie niepasujące do otoczenia. Słyszymy jednak, że najpilniejszym problemem do rozwiązania są chodniki.
– Na niektórych ulicach są już bardzo nierówne. Problemy z przejściem mają zarówno starsze osoby, jak i młode matki z wózkami. Często to korzenie drzew wypychają nawierzchnię do góry. Rozwiązaniem byłby nowy chodnik o specjalnej konstrukcji, ale trudno na to namówić miasto ze względu na koszty. Może więc należy ściąć drzewa stwarzające największe zagrożenie, a w ich miejsce posadzić nowe, ale już rozrośnięte, kilkuletnie egzemplarze? – zastanawia się Paweł.
Nasi przewodnicy są bowiem zgodni, że Pogodno musi pozostać zielone. Stąd apele do osób, które w swoich ogródkach decydują się na wycinkę i wylanie betonu.
– Kiedyś na osiedlu było dużo wiśni, czereśni, moreli. Wiadomo, moda się zmienia, teraz jest więcej ozdobnych gatunków. Najważniejsze, żeby liczba drzew się nie zmniejszała – mówi Polina.
Żegnamy się przy al. Wojska Polskiego. Zobaczyliśmy bardzo dużo, a przecież ominęliśmy rozbudowany stadion Pogoni, modernistyczną wiatę przystanku kolejowego i wiele innych ciekawych miejsc.
Komentarze
19