Najpiękniejsza piosenka francuska, kostiumy z różnych dekad i opowieść o przemijaniu – pierwsza premiera nowego sezonu artystycznego w Teatrze Polskim zabierze widzów do Paryża lat 20. XX wieku. To będzie poetycko-muzyczna wędrówka przez miasto nieustających inspiracji. „Paryski spleen powoduje, że patrzymy na nie oczami artystów”, mówi Adam Opatowicz.

Na pierwszą premierę nowego sezonu Teatr Polski w Szczecinie zaprasza już w najbliższą sobotę, 30 sierpnia. Kolejny rok z rzędu będzie to spektakl muzyczny. „Paryski spleen” w reżyserii Adama Opatowicza ma pomóc lepiej zrozumieć rzeczywistość.

– Co jakiś czas kończy się jakaś epoka. Dekadencja, rewolucja technologiczna, powstawanie kina. Jakiś świat zawsze odchodzi w niebyt, by mógł zaistnieć nowy. Wtedy nikt nie wiedział, czy te zmiany będą dobre. Artyści patrzyli, jak odchodzi era wrażliwości, jak ginie bujnie życie kawiarniane, nadchodzi wielki czas wojen. Dzisiaj żyjemy w strasznym młynie cywilizacyjnym, z którego coś na pewno odejdzie w niebyt. I dlatego chcemy przystanąć i się temu przyjrzeć – tłumaczy Opatowicz.

Klimat Paryża lat 20. poprzedniego stulecia

Stolica Francji w pierwszych latach XX wieku to swoista kolorowa mozaika, która stała się punktem wyjścia dla spektaklu.

– Przecież Paryż był wtedy miastem muzyki, rozrywki, kabaretu, wspaniałego literackiego życia. Przypomnienie tamtej aury i odbicie się w niej jak w lustrze pomoże lepiej zrozumieć rzeczywistość i się jej nie przerazić – mówi reżyser. – Chcemy, by o ważnych sprawach – miłości, przemijaniu –mówić w sposób miły, sympatyczny. By nie straszyć, lecz by skłonić do refleksji. Spleen to stan emocjonalny, takiej zapaści psychologicznej. Paryski spleen jest na innym poziomie. On ma posmak artystyczny. Powoduje, że patrzymy na niego oczami poetów, malarzy, piosenkarzy. Tu nie ma miejsca na całkowite załamanie, lecz na melancholię – podkreśla Opatowicz.

Bez najbardziej rozpoznawalnych nazwisk. „Nie będzie piosenki nieważnej”

„Paryski spleen” to także szansa na przypomnienie sobie utworów artystów mniej znanych, które towarzyszyły nam na przestrzeni lat.

– Chodzi o przypływ uczuć, że „o, tego słuchaliśmy 30 lat temu”, „a przy tym kawałku się zakochałem”. Przesłuchałem setki piosenek francuskich i z pełną świadomością zdecydowałem, by nie sięgać po gigantów. Nie będzie Piaf, nie będzie Brela. Poszliśmy inną drogą – zdradza Opatowicz. – Ale nie będzie piosenki nieważnej. Mamy piosenkę z lat 80. i umieszczamy ją w rzeczywistości fin de siècle, robi to piorunujące wrażenie. Okazuje się, że nic tej piosence to nie przeszkadza. Bierzemy utwór z lat 90. i umieszczamy w klimacie lat 30. i nadal to wszystko ze sobą współgra.

Sierpniowa premiera będzie nie tylko wędrówką przez epoki, lecz i gatunki.

– Zależy nam, by przejść przez różne historie. Będzie opera, Moulin Rouge, kabaret, paryska ulica. Chcemy ukazać pejzaż, w którym ta melancholia miała swoje ujście. Nie skupiamy się na artystach, a na charakterze. To paryski spleen, a nie program o francuskich piosenkarzach – zaznacza Opatowicz.

Na premierę „Paryskiego spleenu” Teatr Polski zaprasza w sobotę, 30 sierpnia, o godz. 19:00. Na spektakl można również wybrać się w piątek i niedzielę, również o godz. 19:00.