„Męskie granie. Czekałem na to cały rok”. Osoby w takich koszulkach można było zobaczyć na terenie Aeroklubu w Szczecinie w piątek. Czy faktycznie warto było czekać? W programie przeważały pop-rockowe i melodyjne odcienie, ale fani innych brzmień też znaleźli coś dla siebie...

Liczne stoiska gastronomiczne,strefa z rękodziełem i malowanie twarzy, namiot Silent Disco i instalacje (m.in. wielki mak autorstwa Jarosława Koziary), to niektóre atrakcje, jakie przygotowano dla publiczności Męskiego Grania w Szczecinie. Oczywiście najważniejsza była jednak muzyka...

Deszczowy falstart

Najbardziej punktualni z widzów musieli zmierzyć się z intensywnym deszczem, który rozpadał się tuż po 17.00. Taka aura trwała m.in. podczas początku występu Darii ze Śląska, ale nie wpłynęła na sam występ. Ta wokalista wraz ze swoim zespołem zaprezentowała kilka starszych utworów takich jak „Falstart albo faul” czy bardzo dynamiczny „Gambino” oraz najnowsze takie jak choćby „Trudno jest być sobą”. Jej występ na głównej scenie pokazał, że ta artystka ma duże aspiracje i coraz pewniej czuje się w konfrontacji z dużą widownią.

Nieoczywiste wrażenia na scenie Ż

Wiktoria Zwolińska, która pokazała się na Scenie Ż, zaraz po Darii, jeszcze tak dobrej pozycji nie ma, ale jej debiutancki album „przebłyski” zbiera coraz więcej recenzji, a utwór „siódme - nie kradnij” nagrany z towarzyszeniem zespołu Lor, to niewątpliwy przebój. Zabrzmiał on także podczas tego szczecińskiego koncertu, który był krótki, ale urozmaicony i przyniósł widzom trochę nieoczywistych wrażeń.

Na szczycie z Grubsonem

Grubson na głównej scenie pokazał, że potrafi rozbujać swą muzą nawet najbardziej opornych.

Kto nie znał wcześniej jego dokonań, nie mógł chyba nie ulec presji rytmu w myśl powiedzenia „Nóżka chodzi, nic nie szkodzi”. Takie utwory jak „Spider-Man”, „Bestie” czy „Na szczycie” dały widzom dużą dawkę energii, który podziałała stymulująco na zmysły i „nakręciła” pozytywnie na kolejne godziny wieczoru. Odmienną, bardziej gitarową estetykę zaoferował na Scenie Ż, Wiktor Dyduła. O tym artyście jest ostatnio coraz głośniej, więc widzowie tłumnie stawili się na jego występie. I chyba nie żałowali poświęconego mu czasu, bo takie pop-rockowe kompozycje jak „Motyla noga” czy „Moja droga” niewątpliwie pobudzały do aktywności pod sceną.

Historyczny debiut przypomniany

Jedną z najważniejszych nazw w line-upie piątkowego wydarzenia był Lady Pank. Muzycy zapowiedzieli, że wykonają w całości swój debiutancki album i tak uczynili, ale w sposób dość niekonwencjonalny… Wszystkie utwory z tej plyty są dobrze znane może z wyjątkiem instrumentalnej kompozycji „Zakłócenie porządku” i właśnie ona rozpoczęła cały show. Tak więc Pankowcy nie grali utworów w kolejności znanej z albumu, przeskakując od jednego do drugiego w dowolny sposób. Usłyszeliśmy zatem m.in. „Moje Kilimandżaro”, „Vademecum skauta” czy „Zamki na piasku”, a po nich kilka kompozycji z innych płyt („Tacy sami” czy „Zawsze tam gdzie Ty”), a dopiero później jeden z wielkich hitów z debiutu czyli „Mniej niż zero”. Jan Borysewicz oczywiście serwował piękne gitarowe solówki (m.in. zakończenie „Fabryki małp” w stylu Van Halena), więc emcji nie brakowało...

Kolejny seans wspomnień sprzed lat przygotowała Grott Orkiestra czyli rodzinny zespół założony przez rodzeństwo Kamę Grott-Tomaszek i Michała Grotta. 10 muzyków na scenie rozpoczęło występ, od instrumentalnego wstępu, a następnie dołączył do nich Stanisław Soyka i wtedy popłynęły najbardziej znane piosenki tego twórcy – m.in. „Tak jak w kinie” „Cud niepamięci” „Tolerancja” czy„Tango Memento Vitae”. Dobrze, że na miejsce tego występu wybrano Scenę Ż, bo ta przestrzeń zapewniła kameralny nastrój i uwypukliła cenne niuanse brzmienia instrumentów i głosu Mistrza.

Rockowo i klubowo

Organek, który wraz ze swym zespołem zameldował się na głównej scenie po godzinie 22, zaaplikował nam bezsprzecznie najgłośniejszy występ tego dnia. Utwory takie jak „Pogo”, „Niemiłość”, czy „Wiosna”, które wybrał do set listy były jak zwykle mocne i drapieżne, a lider zespołu nie tylko grał na gitarze i śpiewał, ale też sporo mówił pomiędzy kompozycjami. Przypominał chociażby swoje występy w szczecińskich klubach począwszy od „Słowianina”, na „Peronie 5” kończąc. Widzowie byli zatem podwójnie usatysfakcjonowani, a w dodatku mogliśmy zobaczyć też na scenie grającego na harmonijce, Mariusza Zarzecznego, ze Stargardu, tak więc lokalnych akcentów było jeszcze więcej...

Trochę inna atmosfera panowała na Scenie Ż, która tego dnia zakończyła działalność występem Bass Astrala. Zapowiadający go Mateusz Fusiarz, wspomniał o tym, ze ten artysta wciąż się zmienia górę i jest coraz lepszy, tak warto śledzić to co robi. Jego słowa potwierdziły się, bo elektroniczne, klubowe brzmienia jakie Jakub Tracz zaserwował podczas tego setu to była zdecydowanie wysoka półka… „Samotność w klubie disco” czyli jeden z najbardziej znanych jego utworów bardzo ożywił publikę, która pewnie chciałaby bawić się jeszcze dłużej przy tych dźwiękach. Tymczasem 40 minut, które muzyk miał do dyspozycji upłynęło i przyszedł czas na finał wieczoru czyli projekt Zalewski x T.Love.

Słynny utwór Kraftwerk i warszawski epilog

To było dość nietypowe i jak zapewniają organizatorzy, niepowtarzalne, przedsięwzięcie. Na głównej scenie zobaczyliśmy bowiem połączone siły grupy Krzysztofa Zalewskiego oraz T.Love (w sumie kilkanaście osób), które wykonywały na przemian utwory jednego i drugiego zespołu. W godzinnym secie muzycy pomieścili m.in. „Potrzebuję wczoraj”, „Jak żądło” , „Kinga” „I love you”

T.Love oraz „Polsko”, „Annuszkę” Zalewskiego, a znalazło się też miejsce na słynny utwór Kraftwerk „Das Model”, w którym Krzysztof zagrał na klawiszach oraz zaśpiewał po niemiecku!

Muniek oczywiście jak zwykle był skutecznym wodzirejem („Lewa strona Ok? Prawa Ok?”) i zapowiadaczem, a cały skład zabrzmiał selektywnie i wyraziście (także chórek ze szczecińskimi wokalistami). Finałowa „Warszawa” była chyba najbardziej optymalnym epilogiem tego show.

Trzeba jeszcze dodać, że na najmniejszej ze scen (pod szyldem radia 357), mogli się jeszcze zaprezentować twórcy z naszego regionu- zespoły Miminkyu, Velow oraz Jacek Niedzielski. Ci wszyscy muzycy zagrają także na Męskim Graniu w Szczecinie 26 lipca.