Widowiska „open-air” - w naszym klimacie są zawsze związane z ryzykiem kaprysów pogody.

Jeśli o operze mówi się i czyta,  że jej realizatorzy (solistki, soliści, chór i orkiestra)  muszą wspiąć się na same szczyty swych możliwości, wręcz Himalaje belcanta – znaczy to że jest warta wysłuchania i obejrzenia.  Taką jest właśnie „Lunatyczka” Vincenzo Belliniego. Widowiska „open-air”  - w przeciwieństwie do tych pod niebem Italii - w naszym klimacie są zawsze związane z ryzykiem kaprysów pogody. Podwójne emocje wynikające z premiery tej sztuki  na dziedzińcu Zamku Książąt Pomorskich były więc zrozumiałe. Burzowe chmury, które wywołały chwilowy popłoch wśród słuchaczy oraz krótki a rzęsisty deszcz podniosły tylko dramaturgię uczestnictwa w plenerowym widowisku. Wykorzystanie naturalnych elementów scenograficznych budowli Zamku, także jego pomieszczeń, które z ze sztuka operową nie miały dotychczas związku (Urząd Stanu Cywilnego w Galerii Południowej) przysporzyły atrakcyjności przedstawieniu. Sami soliści – Aleksandra Buczek w tytułowej roli Aminy, Kirlianit Cortes-Galvez w roli Elwina, Joanna Tylkowska w roli szynkarki Lizy oraz Janusz Lewandowski  śpiewający partię hrabiego Rudolfa  zachwycili zebraną na premierze publiczność swym kunsztem wokalnym.

Dla tych, którzy  nie dostali biletów na lipcowe spektakle jest jeszcze jedna dobra wiadomość – "Lunatyczka" będzie wystawiana na scenie Opery na Zamku w najbliższym sezonie.