Sylwester już minął... Leżę i odpoczywam jak prawdziwy Polak – z wazonem wody na szafce przy otomanie. Błagam tylko o ciszę, ewentualnie lekki szum morskich fal za oknem. Przecież jestem w nadmorskim, w końcu, mieście. Już zaczyna mi przechodzić ten dobrze znany noworoczny ból głowy, gdy nagle...

Szczekanie. Słyszę wyraźne szczekanie, nie mylę się, to nie kacowy fantazmat, ani zły sen właściwy odpoczynkowo-rekreacyjnej drzemce.

Kolejny raz słyszę go w najmniej odpowiednim momencie.

Pierwszą moją myślą po obudzeniu się było: „Dali mu o 12 popalić, małemu sku...” i, ucieszony, poszedłem rozpuścić tabletkę multiwitaminy w szklance wody mineralnej. On wciąż jednak żyje, a na następne fajerwerki i satysfakcję z jego jednej uprzykrzonej nocy będę musiał czekać cały rok! Że też mój sąsiad może z nim żyć w jednym mieszkaniu... Wracam w pościele, by pomstować na niego w myślach i czekać jego zgonu lub zaginięcia.

Godzina 17:00. Wychodzę z bloku. Ba, nie wyszedłem jeszcze z bloku, dopiero zamknąłem drzwi mieszkania.

Smród.

Widzę oczyma wyobraźni, że oto tu, na klatce mojego bloku, jest chyba salon czyszczenia psów, ale akurat moje piętro zostało przeznaczone na ten gabinet, gdzie wymyty bród i smród się przechowuje i czeka miesiąc na wywóz odpadu.

Prawdziwe jednak odpady są dopiero w ganku, i to pod kratkową wycieraczką. Dobrze ich nie widać, da się je za to dotkliwie poczuć. Wrażenia olfaktoryczne na poziomie etiopskiej wysychającej sadzawki, bo taki jej zapach zawsze sobie wyobrażałem i niech ci, co byli w Etiopii, zbytnio się nie czepiają. Jakaż to radość mieć czworonożnego pupila i wyprowadzać go na spacery!

Znaki tych spacerów są już na zewnątrz bloku. Tu zaczyna się jazda, a nawet prawdziwy slalom po betonowych (uwaga! niecałkowicie) chodnikach. Służby porządkowe skrzętnie zmiatały śnieg, ale psie kupy mają większą siłę przebicia, po prostu. Ty, jako mieszkaniec miasta, masz poczucie, że jest ktoś ważniejszy i ten ktoś ustanowił władzę na trotuarach twojego osiedla. Przeszedłeś suchym butem lub stopą? Jesteś szczęściarzem. Co jednak z tymi, którzy szczęścia albo okularów, albo jednego i drugiego nie mają?

Albo, co gorsza, śpieszą się rano na tramwaj i chcą, jak wolni ludzie, przebiec trawnikiem. Tu już pewne wdepnięcie. W tramwaju darmowy przewóz wszystkiego, łącznie z psami, np. ratlerkami i małymi kundlami ubranymi w zimę w gustowne sweterki, bo czego się nie robi... Ale są też duże! Taki na pewno otrze się o ciebie w tak naturalny sposób, że właściciel ani będzie myślał zwrócić mu uwagę, a ciebie przeprosić. Pies też człowiek i potrzebuje swojego lebensraumu.

Na koniec pytanie. Czy na kluczowych skrzyżowaniach Szczecina jest trochę zieleni?... Tak. I dlatego pies tam pasuje razem ze swoim panem/panią jak ulał. Sielankowy spacer, a w tle tramwaje, pasy jezdni, przejścia, trąbienie i silniki. Pies jednak swoje potrzeby załatwić musi, a gdzie ma to zrobić? Że bez kagańca, to naturalne, psy wszak zazwyczaj są to stworzenia nigdy niegryzące i zawsze łagodne.

Dlatego nie ma to jak mieć psa w dużym mieście. Idealne warunki – szczególnie w bloku, duże przestrzenie zieleni, przewóz komunikacją miejską za darmo. Aż radość posłuchać szczekania...

Ja jednak pomyślę też o tych, co przemierzają chodniki. Wracam do domu, a jutro, na pohybel temu z góry...

Kupię sobie rybki.