Klub “Tiger” był wypełniony niemalże całkowicie. Ci którzy przyszli w ostatniej chwili z trudem znajdowali wolne miejsca. Nie było to zaskakujące zważywszy na skład jaki około kwadransa po 21-ej zainstalował się na scenie. Obok lidera – Marka Napiórkowskiego (gitara) znaleźli się na niej także: Robert Kubiszyn (kontrabas), Michał Tokaj (fortepian) oraz Michał Miśkiewicz (perkusja). Takie nazwiska gwarantowały, że wrażenia muzyczne będą co najmniej nietuzinkowe.
Oczywiście w centrum uwagi pozostawał przez prawie cały czas Marek Napiórkowski, który ze swych gitar wydobywał bardzo szlachetne dźwięki.
Grał z takim zaangażowaniem emocjonalnym i technicznym, że chwilami wydawało mi się, że dla jego palców zabraknie miejsca na strunach, że instrument nie przekaże tego wszystkiego co chciałby wyrazić za jego pomocą. Widać było, że muzyka to dla niego coś więcej niż zawód, z którego się utrzymuje. To coś znacznie, znacznie ważniejszego...
W jednym z słownych wejść stwierdził, że nie ma na scenie żadnych wzmacniaczy i tego typu sprzętu („jesteśmy kompletnie rozbrojeni”), bo ostatni album został nagrany praktycznie w całości akustycznie i taką formę przyjęły występy tej trasy. Widzowie, którzy przybyli tego wieczoru do „Tigera” też chyba poczuli się rozbrojeni, ale w innym znaczeniu tego słowa.
Komentarze
0