Zapraszamy na cykl wywiadów z kobietami, które aktywnie działają na lokalnej scenie politycznej. Czy jest im trudniej przebić się do wielkiego i skomplikowanego świata polityki? Jakie mają poglądy na rzeczywistość, w jakim kraju chcą żyć? W walce o prawa wyborcze kobiet dużą rolę odegrał ruch sufrażystek, który działał w Stanach Zjednoczonych w II połowie XIX i na początku XX w. Pierwszym krajem, które przyznało prawa wyborcze kobietom, była Nowa Zelandia (1893r.). W Polsce nastąpiło to w 1919r. Jak jest teraz?

Igor Podeszwik: Naszym gościem jest Pani Ewa Koś, radna Sejmiku Województwa Zachodniopomorskiego, feministka i zagorzała przeciwniczka energii atomowej. Dzień dobry

Ewa Koś: Dzień dobry Panu, dzień dobry Państwu.

IP: Zacznijmy od atomu. Dlaczego nie?

EK: Można również zapytać, dlaczego tak. Energia nuklearna, do której usiłuje się nas ostatnio przekonać bazuje na przestarzałej technologii. Jest to technologia przeszłości, z lat pięćdziesiątych, sześćdziesiątych,. unowocześniania i aktualizowana, ale wciąż jest to reprezentantka starego myślenia. Energia nuklearna jest niebezpieczna w takim wydaniu, w jakim jest prezentowana. Jest droga, niepopularna. To energia przeszłości, a nie przyszłości.

IP: Donald Tusk mówi, że Polska nie powinna być krajem, w którym energię się tylko kupuje, ale też produkuje.

EK: Bardzo cieszę się, że nasz premier widzi potrzebę bezpieczeństwa energetycznego kraju, tylko nie zgodzę się z nim, że ją dobrze rozumie. Źródła energii jakim jest słońce na świecie nie brakuje, mamy znakomite warunki wietrzne. I tak np. w naszym województwie są znakomite możliwości rozbudowy w nieomalże nieograniczonym zakresie energetyki wiatrowej lądowej, a w szczególności morskiej. W zeszłym miesiącu Niemcy otworzyli ogromną morską fermę wiatrową, tuż przy granicy z Polską, pierwszą, która wykorzystuje potencjał wietrzności w tej części Bałtyku. Inne kraje, jak np. Dania inwestują niesamowite pieniądze w energetykę wiatrową morską, tak samo Anglia i Hiszpania.

IP: Odstawmy argumenty „za” i „przeciw” na bok. Są zwolennicy i przeciwnicy tej energii. Chciałbym zastanowić się na inną kwestią. Partia Zielonych jest za przeprowadzeniem referendum w tej sprawie?

EK: Tak.

IP: Ok. Przypuśćmy, że takie referendum zostanie przeprowadzone. Rząd chce przeznaczyć 22 miliony złotych na kampanię informacyjną. Cel to przekonanie społeczeństwa do atomu. I wyobraźmy sobie taką sytuację, że rząd wyda grube miliony na kampanię, a z drugiej strony mamy Zielonych i SLD, które nie będą dysponować tak ogromną sumą. Jak chcecie przekonać Polaków do swojego punktu widzenia?

EK: Znowu dochodzimy do elementu politycznego i ekonomicznego. Jestem ciekawa jak zostaną rozliczone te nakłady, które rząd zamierza przeznaczyć na przekonanie społeczeństwa do energetyki atomowej. Czy jako koszt wejścia w program energetyki nuklearnej, w programy edukacyjne, czy też może rozmyje się to po innych pozycjach budżetu naszego kraju. Wybudowanie elektrowni atomowej jest bardzo kosztowne i ryzykowne, jeżeli weźmiemy pod uwagę tzw. zarządzanie niebezpieczeństwem. W Polsce może wydarzyć się atak terrorystyczny, pożar, ale też może wystąpić zwykły błąd ludzki. To wszystko może spowodować nieodwracalne w skutkach następstwa. Kto poniesie wówczas koszty usunięcia skutków awarii?

IP: A czy nie ma Pani wrażenia, że w Polsce mamy pozory debaty publicznej odnośnie energii atomowej? Rząd już zapowiedział, że pierwszy reaktor powstanie do 2020 roku. Ja mam wrażenie, że decyzja już zapadła i się nie zmieni.

EK: Do końca jeszcze nie zapadła. Rzeczywiście wydaje się, że niewiele możemy zrobić. Nie dopuszcza się do szerokiego dyskursu publicznego głosów, które są przeciwne energetyce jądrowej. Proszę zwrócić uwagę, że już w samym założeniu tkwi błąd. Nieprawdą jest, że taki reaktor powstanie do końca 2020 roku. Nie ma fizycznej możliwości, żeby taki reaktor powstał w tak krótkim okresie czasu.

IP: Nie ma takiej możliwości?

EK: Nie ma. Cykl produkcyjny od momentu wydania pierwszej decyzji, do momentu uruchomienia elektrowni atomowej to jest minimum 12 lat. Jeżeli nie 15. Podam jako przykład elektrownię w Olikuluto (Finlandia). Termin oddania reaktora do użytku wciąż przesuwa się, już są opóżnienia kilkuletnie.

IP: Zostawmy ten nieszczęsny atom.

EK: No nieszczęsny (śmiech)

Ewa Koś o energetyce nuklearnej by wszczecinie

 

IP: Przejdźmy do kwestii równouprawnienia kobiet. Gdy dowiedziała się Pani, że została wybrana do sejmiku to, jakie było to pierwsze uczucie, może myśl?

EK: Osiągnęłam to o co zabiegałam. Decydując się na start w wyborach, wiedziałam, że chcę dostać się do sejmiku. Decydując się na start z list Sojuszu Lewicy Demokratycznej od razu wiedziałam, że będę jednak w opozycji do rządzącej partii.

IP: Na 30 radnych w Sejmiku Województwa Zachodniopomorskiego, jest 9 kobiet. W klubie PO jest 6 kobiet na 16 radnych, w klubie PiS 0 na 5 radnych, w klubie SLD są 3 kobiety na 6 radnych i w klubie PSL jest 0 kobiet na 3 radnych. W zarządzie województwa nie ma ani jednej kobiety. Sukces czy porażka?

EK: Jest to kolejny przykład niedopuszczania kobiet do stanowisk. To patriarchalizm, który trwał, trwa i boję się, że może trwać jeszcze długo. Kobietom ciężko jest przebić się do polityki. Trzeba mieć bardzo silną motywację, dużo szczęścia i przede wszystkim musimy bardzo ciężko pracować.

IP: Ustawa „parytetowa” to sukces?

EK: Nie. To ułomna ustawa. Parytet powinien wskazywać równość płci, czyli 50 na 50. Jeżeli walczymy o równy udział kobiet w polityce, to ten udział de facto powinien być równy, a nie taki jak jest obecnie (w Polsce jest wymóg, aby na listach wyborczych udział kobiet stanowił 35%- red.). To co mamy obecnie w Polsce, to nie jest parytet. Mamy ustawę „kwotową”. Już dzisiaj mówi się, że niektórym partiom będzie bardzo ciężko spełnić ten warunek. Powodów jest kilka. Albo nie mają wystarczającej liczby kobiet, które aktywnie działają, bądź są takie układy wewnętrzne w partiach, które nie dopuszczają na miejsca na listach. Kolejna ważną sprawą jest to, jakie miejsca na listach otrzymują kobiety. Proszę zauważyć, że Zieloni w swoim statucie mają zapisane, że we wszystkich wyborach ustalanie list następuje w sposób zygzakowy.

IP: Czyli np. pierwsze miejsce kobieta, drugie mężczyzna, trzecie kobieta itd.?

EK: Tak, bądź też odwrotnie. Nazwiska się liczą, osoby się liczą, działalność się liczy, ale miejsca na listach są niesamowicie ważne. Znane są przypadki, że kobiety dostawały dużo miejsc na listach, ale dostawały te ostatnie. Niestety to cały czas działa na niekorzyść kobiet i dopóki nie przełamie się tego stereotypu myślenia i nie zrozumie się, że należy kobietom zapewnić aktywny udział w polityce, to nic się nie zmieni. W Szwecji nawet zastosowano tzw. dyskryminację pozytywną. Dopóki w Polsce nie zmienimy sposobu myślenia, dopóty nie będzie tej prawdziwej równości.

IP: A czy Pani spotykała się z przejawem takiego stereotypowego myślenia? Miała Pani utrudniony dostęp do polityki?

EK: Ja przez wiele lat byłam wycofana z życia publicznego. Dopiero wstąpienie do partii Zielonych dało mi inne spojrzenie na politykę. Zieloni niestety nie są w głównym nurcie politycznym w Polsce. Nad czym głęboko ubolewam. Proszę zobaczyć, że w Europie ta partia jest bardzo aktywna.

IP: Chociażby w Niemczech

EK: Tak, w Niemczech rośnie ich popularność.

IP: Zieloni ciągle są kojarzeni z Sojuszem Lewicy Demokratycznej. Jesteście tak na boku…

EK: Absolutnie nie.

IP: Rozmawiałem z wieloma ludźmi i ta partia nie istnieje w świadomości Polaków. Dla większości Polaków lewica to SLD i nikt więcej.

EK: Może SLD się zreformuje, może powstanie zupełnie nowy twór lewicowy. Sojusz nie jest partią, która ma monopol na lewicowość. Zieloni są partią o innym obliczu lewicowości. Takiej nowoczesnej i europejskiej. Jest wiele osób o poglądach lewicowych, które nie chcą wstępować do żadnej partii. Myślę, że przyszłością jest powstanie nowej lewicy, właśnie nowoczesnej.

IP: Coś na wzór Lewicy i Demokratów?

EK: Lewica i Demokraci…No być może. To były takie pierwsze przymiarki do tworzenia jakiegoś zjednoczonego frontu lewicy, który niespecjalnie wypalił. Pomysł Krytyki Politycznej i Sławomira Sierakowskiego był dość dobry. Stworzenia takiego think-tanku lewicowego. Podejrzewam, że gdyby w Polsce powstała taka nowoczesna lewica, to ponad połowa elektoratu w Polsce byłaby zagospodarowana.

IP: Zmieńmy temat i przejdźmy do tematu pełnomocnika ds. równego traktowania. Środowiska lewicowe bez wyjątku o to apelują. Zabiegacie o takie stanowisko przy prezydencie miasta czy marszałku województwa?

EK: Nasz prezydent jest bardzo konserwatywny i nie wiadomo czy przy prezydencie to się uda. Marszałek prawdę mówiąc też jest konserwatywny, więc też trzeba go do pomysłu przekonać. Czy to się uda, nie wiadomo. W 2005 r., gdy PiS doszedł do władzy, zlikwidował stanowiska pełnomocnika ds. równego statusu, które istniały przy każdym wojewodzie. Dopiero zobligowany dyrektywami unijnymi, premier Donald Tusk powołał pełnomocnika, ale wyłącznie na szczeblu rządowym. Unia narzuca na nas powołanie pełnomocnika, ale nie na szczeblu samorządu terytorialnego. To należy do wyboru władz lokalnych. Co będzie? Trudno powiedzieć. Wydaje mi się, że takie stanowisko jest absolutnie potrzebne. Ale nie można tworzyć fikcji i powoływać funkcji społecznej, bowiem taka osoba nie będzie mocy decyzyjnej i nic nie będzie mogła zrobić, poza dobrą miną do złej gry.

IP: Europejska Karta Praw Równości Kobiet i Mężczyzn –o jej przyjęcie też Pani mocno zabiega. Co dalej w tej sprawie?

EK: Europejska Karta Praw Równości Kobiet i Mężczyzn jest fantastycznym dokumentem. Został opracowany przez Radę Gmin i Regionów Europy i został zarekomendowany do przyjęcia przez organy jednostek samorządu terytorialnego w każdym kraju Unii Europejskiej. W Polsce niestety ta karta została przyjęta tylko w Nysie przez samorząd gminy. Myśmy próbowali tę kartę przedyskutować w sejmiku. Kilkukrotnie rozmawiałam na ten temat, ale okazuje się, że nie ma u nas przepisów, które pozwalałyby radnym sejmiku przyjąć ten dokument. Najpierw takie zezwolenie sejmik musiałby uzyskać z Ministerstwa Spraw Zagranicznych z uwagi na złożoność przepisów prawa o samorządach lokalnych.

IP: Będzie Pani kandydowała do Sejmu?

EK: Chyba tak.

IP: A na ile procent „tak”?

EK: Jeżeli dostanę taką propozycję, to zdecyduje się.

IP: Czyli jeszcze jej nie było?

EK: Wstępną otrzymałam, z klubu SLD. Jestem w partii Zielonych i przede wszystkim działam zgodnie z linią mojej partii i jeżeli Zieloni będą w koalicji z Sojuszem Lewicy Demokratycznej, to wtedy zdecyduje się.

IP: A z którego miejsca na liście? Pierwsza trójka?

EK: Nie wiem, naprawdę trudno powiedzieć. Jak się rozmawia z kolegami z SLD, czy przewodniczącym Grzegorzem Napieralskim, to nikt nie chce rozmawiać na tematy związane z miejscami. Oczywiście bardzo chciałabym być w pierwszej trójce. To zawsze daje więcej wiatru w żagle i łatwiej jest skonsolidować siebie i innych do pracy. Nie ukrywam, że w tym roku będzie bardzo ciężka kampania wyborcza. Ze względów politycznych i organizacyjnych (w czasie wyborów Polska będzie sprawowała prezydencję w UE- red.).

IP: I na sam koniec zapytam o transfer roku. Bartosz Arłukowicz, czołowy polityk lewicy, będzie startował z pierwszego miejsca prawicowej partii. Jak Pani to skomentuje?

EK: Obserwuje rozwój polityczny Bartosza Arłukowicza, jego drogę i znam jego poglądy. Uważam, że jest mądrym człowiekiem i ma lewicową wrażliwość. Natomiast polityka rządzi się innymi prawami.

IP: Jakimi? Bartosz Arłukowicz ma zupełnie inne poglądy niż Jarosław Gowin w sprawie in vitro, niż Stefan Niesiołowski w sprawie związków partnerskich. W końcu w Platformie jest poseł Robert Węgrzyn, który otrzymał czerwoną kartę za wypowiedzi „noszące znamiona seksizmu i homofobii”, a podczas próby jej wręczenia w Szczecinie był obecny właśnie Arłukowicz.

EK: W polityce liczy się skuteczność. Ale nie wiadomo czy Bartosz Arłukowicz będzie skuteczny w tej partii. Być może, że będzie tylko kwiatkiem do kożucha. Może sam się rozczarować, bo nie będzie mógł wiele zrobić. Natrafi na opór i mur. Wtedy rozliczą go niestety jego wyborcy. Obawiam się, ze Bartek może zostać zepchnięty na boczny tor i wtedy to będzie strata dla wszystkich. Dla niego to będzie strata osobista, a dla nas starta bardzo dobrego polityka. Obawiam się, że takie kwestie jak in vitro, związki partnerskie i refundacja środków antykoncepcyjnych, będzie bardzo trudno „przepchnąć” w Platformie Obywatelskiej. Chyba dobre jest określenie jakiego użył Janusz Palikot w „Kropace nad i”.

IP: „Stary polityczny satyr zgwałcił niedorozwiniętą politycznie nimfę”. To na tym zakończmy. Dziękuję za rozmowę.

Dziękuję

 

Wywiad przeprowadziliśmy dzięki gościnności lokalu Na Mariackiej.

Na mariackiej

 

Już za tydzień naszym gościem będzie Pani Małgorzata Jacyna-Witt, radna Rady Miasta Szczecin.