„Jeśli chcesz zostać pisarzem, wystaraj się o neurotyczną matkę. Reszta przyjdzie sama” – to jedno ze zdań, które padają w spektaklu „Pilch/Dzienniki”. To inscenizacja z dużą dawką czarnego humoru i ironicznego dystansu, w której literatura została precyzyjnie zinterpretowana i zilustrowana. Spektakl w reżyserii Artura Więcka „Barona” jest najnowszą propozycją Teatru Polskiego w Szczecinie.

Dramat rozpisany na wiele głosów

Osiem lat temu widziałem spektakl Adama Ferencego „Dziennik przebudzenia”, który oparty był na tych samych utworach Jerzego Pilcha. Jego tytuł dawał jeszcze pewną nadzieję, teraz niestety myślimy o pisarzu już w czasie przeszłym… Chociażby dlatego można było przypuszczać, że Artur Więcek „Baron” przygotuje dzieło nieco odmienne w tonacji. I tak się stało. Ferency odczytywał „Dzienniki” tylko w duecie z Patrycją Kosierkiewicz, natomiast najnowsza sceniczna interpretacja tych tekstów to dramat rozpisany na więcej postaci i głosów. 

Wiele odniesień do biografii

Wyściełana kartkami z książek scena wskazuje dość jednoznacznie, że ten spektakl to rzecz o twórcy. Ustawione pośrodku regały pełne tomów dodatkowo wzmacniają to przekonanie. Pojawiają się jednak również inne elementy wystroju wnętrza mieszkania, w tym nawet wanna, która znajduje się w centrum uwagi w pierwszych minutach spektaklu. Autorem scenografii jest Łukasz Błażejewski, który postarał się tak zaprojektować przestrzeń, używając obrotowej sceny, by widzowie mieli wgląd w różne aspekty życia tytułowego bohatera.

Główną postać kreuje Sławomir Kołakowski i już pojawiły się głosy, że to rola życia tego aktora! Nie ma wątpliwości, że jest bardzo dobrym interpretatorem fraz spisanych przez Pilcha, a także wizualnie zbliża się bardzo do jego osoby. Natomiast zdania, które wypowiada, zawierają w swej treści wiele ironii oraz gorzkich refleksji, lecz nie jest to mimo wszystko przytłaczający spleen. Otrzymujemy bowiem także wiele odniesień do biografii pisarza, spotykamy osoby dla niego ważne, takie jak Bronek Maj czy Jan Błoński, pojawiają się inni twórcy („udręczający” Schulz, Gombrowicz, Mrożek czy Camus). Te osoby dramatu są odgrywane przez innych aktorów – Marcina Sztendela, Adama Zycha, Karola Olszewskiego czy Piotra Biernata. 

Interesujące role drugoplanowe

W rolach żeńskich widzimy m.in. Katarzynę Bieschke-Wabich jako Babkę Czyżową, Olgę Adamską jako Matkę. Występują również Ewelina Poźniak, Joanna Pasternak i Paulina Maria Janczak, które przede wszystkim są bardzo aktywnymi pielęgniarkami (choć odtwarzają też inne role). Najdłużej jednak (poza głównym bohaterem) na scenie przebywa Katarzyna Sadowska, która gra… Chorobę. I jest to postać bardzo zróżnicowana – kobieta opiekuńcza, przyjazna i litościwa, a także napominająca i uparta… Ta kreacja niewątpliwie wzbogaca spektakl.

Już sama egzystencja jest bardzo obciążającym brzemieniem, a kiedy dochodzi do tego właśnie przewlekła choroba, to zmagania stają się jeszcze trudniejsze. Pilch w trzech tomach „Dzienników” zapisał swoje rozważania na ten temat, pokazując, że w tym trudnym stanie można znaleźć inspiracje do twórczości.

Może to być odkrycie

Nie jest to bowiem tylko lament nad swoją sytuacją, lecz rodzaj pojedynku z losem. Bohater opisuje swoją słabość i nieporadność (marzenie o tym, by jeszcze kiedyś samodzielnie zjeść zupę przy użyciu łyżki), ale snuje też intelektualne rozważania. Rewelacyjny jest wykład o częściowości, humorystyczne opowieści o klęskach, których doznaje Cracovia Kraków, świetne komentarze do filozofii Ciorana. Zatem dla widzów, którzy nie znają literackiego pierwowzoru, może to być odkrycie i asumpt do sprawdzenia, co jeszcze znajduje się w „Dziennikach”. A jest to lektura wciąż frapująca i na pewno nie straciła na ważności mimo upływu lat.

W spektaklu obecne są także projekcje wideo (przygotowane przez Tomasza Głodka), które uzupełniają przekaz. Znajdziemy w nim także istotne muzyczne wątki. Pojawia się włoska piosenkarka Milva (w tej roli Paulina Maria Janczak), a także pewien bardzo znany song Lou Reeda, który wybrzmiewa w finale, pozostawiając widzów w nastroju refleksyjnym i mimo wszystko, jak sądzę, pozytywnym. 

Premiera odbyła się na Scenie Szekspirowskiej 18 października, a najbliższe prezentacje zaplanowano 2, 8 i 9 listopada. Spektakl powróci do repertuaru również na początku grudnia.