Moja przygoda z muzyką KARI rozpoczęła się dokładnie 23 stycznia. Wieczorem, podczas krótkiego zimowego urlopu w Niemczech zobaczyłem teledysk do utworu "Hurry Up" w TV Polonia i doznałem szoku: taka muzyka i taki głos z Polski?! Po powrocie do domu szybko nadrobiłem zaległości. Nieco ponad miesiąc później poszedłem na koncert.
Tuż przed 19:00 przed Hormonem długa kolejka ludzi – będzie mała obsuwa ale nic to, czekamy bo warto. Po wejściu następna kolejka – tym razem do baru po piwo. W środku naprawdę spory tłum ludzi, wygląda to nieźle. Najpierw na scenie pojawiają się muzycy, chwilę po nich przez tłum przeciska się artystka i zaczyna się cudowna, muzyczna podróż. Na początek "I Am Your Echo" i już wiadomo, że nie będzie to zwykły koncert. Można mieć nawet wrażenie, że jesteśmy uczestnikami jakiegoś transowego, szamańskiego rytuału. Z tyłu sceny wizualizacje z projektora, perkusja wybija rytm, Kari porusza się w hipnotycznym tańcu. Muzyka rodem z dalekiej północy ale jest w niej jakaś słowiańska nuta i melancholia w głosie artystki.
Komentarze
0