Mali to potęga
Mali, z którego pochodzi Bassekou, to prawdziwa potęga w muzyce świata. Amadou&Mariam Toumani Diabate czy grupa Tinariwen, rok temu goszcząca w Gdyni na festiwalu Heineken Open`er) to artyści właśnie z tego kraju,. Najbardziej znanym muzykiem z Mali był, nieżyjący już Ali Farka Toure. Bassekou współpracował z tym gitarzystą i pieśniarzem, a na swej pierwszej solowej płycie umieścił utwór - hołd dla niego. To kompozycja “Lament For Ali Farka”. Kuoyate w swej dotychczasowej karierze zrealizował dwa albumy “Segu Blue” (z 2007 roku) i “I Speak Fula” (wydany dwa lata później).
Afrykańska lutnia
Gra na instrumencie zwanym ngoni (spokrewnionym ze znaną nam bliżej lutnią), a jego kunszt został doceniony już praktycznie wszędzie. Na scenie towarzyszy mu jego żona - Ami Sacko, która śpiewa (wczoraj była ubrana w szykowny, czerwony kostium) oraz pięciu muzyków: Fousseyni Kouyate - (ngoni ba), Oumar Barou Kouyate - (ngoni), Moussa Bah (ngoni bass), Alou Coulibaly (calebasse) i Moussa Sissoko – perkusja. Oni wystąpili w jednakowych, niebieskich szatach, także wizualnie wszystko było precyzyjnie zorganizowane.
Profesjonaliści
To profesjonaliści pod każdym względem, tak więc ruch sceniczny także był dobrze zaprogromowany. Taneczny korowód, który tworzyli muzycy w wielu utworach, na pewno się podobał widzom. Bassekou pełnił oczywiście rolę zapowiadającego kolejne piosenki i czynił to po angielsku, choć jak stwierdził w jego kraju mało kto go używa (preferowany jest urzędowy francuski i rodzimy język bambara) i dlatego sam też słabo go opanował. Absolutnie nie przeszkodziło to w kontakcie z widzami, zwłaszcza, że Kouyate bardzo często dodawał też od siebie dwa polskie słowa - “bardzo dziękuję” Jak powiedział większość z wykonywanych przez niego pieśni, przez całe wieki była przeznaczona tylko dla uszu malijskich dostojników i koronowanych głów, dla dworu. “Dziś Wy jesteście dla nas Królem i Królową” stwierdził z uśmiechem.
Znajoma melodia
Myślę jednak, że nawet gdyby tylko przemawiała do nas muzyka płynąca ze sceny, to i tak odbiorcy byliby usatysfakcjonowani. Takie kompozycje jak “Segu Blue (Poyi”) , “Ngoni Fola”, “Saro”, “I Speak Fula” - energetyczne i melodyjne pozwoliły nam zanurzyć się w tym strumieniu przyjemnych wrażeń. Dodam jednak, że nie były to tylko proste rytmy, ale w kilka razy usłyszeliśmy naprawdę wyrafinowane harmonicznie sekwencje. Bassekou proponuje też zatem bardziej wymagające składniki w swym programie. W ostatnich minutach występu Bassekou uraczył nas jednak dla równowagi pewną bardzo znajomą melodią. Konkretnie było to kilka taktów XVII wiecznej pieśni francuskiej, którą znają chyba wszyscy Europejczycy w różnych wersjach. W Polsce śpiewamy jej refren brzmi „Panie Janie, niech pan wstanie ...” i oczywiście publiczność w Filharmonii ochoczo podjęła ten trud …
To jednak nie był jeszcze koniec atrakcji wieczoru. Po występie można było kupić płyty Bassekou oraz jeden - przywieziony z Mali - instrument ngoni (który błyskawicznie znalazł nowego właściciela), a także otrzymać autografy na okładkach, biletach itp.
Komentarze
1