14 października 2007 roku odbije się czarna pieczęcią na kartach kalendarza. To już 4ta odsłona Black Flames Rebelion. Ten prężny diabelski fest propagujący dźwięki z piekła rodem zaczyna być już szczecińskim zwyczajem, który powoli zakorzenia się w tutejszej tradycji.
Wystąpili bowiem: portugalski CORPUS CHRISTII (religious black metal), grecki RAVENCULT (black metal) zaś w roli gwiazdy wieczoru - szwedzki SETHERIAL (black metal) - który wraz dwoma wcześniej wymienionymi zespołami odbywa aktualnie tournee po Europie. Zaś Szczecin był JEDYNYM Polskim przystankiem na tej trasie (!!...i tu nasuwa mi się takie subtelne pytanie - gdzie do jasnej cholery podziała się tłumna publika??? czyżby zgodnie z przepowiedniami Nostradamusa świat jednak zszedł na psy a ekstremalnemu black metalowi została tylko garstka wiernych niedobitków? pomijam już wszystkich tych, którzy wyjechali do Dublina na zmywak... No ale przecież ktoś jeszcze tu został??) Ale ja tu nie o tym chciałam... wracam do tematu: na feście nie zabrakło oczywiście także i polskiego akcentu. Pojawił się świnoujski TENEBROSUS (black metal), oraz znany już dobrze wszystkim szczeciński HELLFIST (określający swój gatunek mianem: extreme satanic terror metal).
Generalnie już od początku posypały się kłody. Start imprezy ustawiony na 18:00 (a wg informacji na niektórych portalach nawet na 17:30) niestety przesunął ponad godzinę!! Ale pretensje należy odłożyć na bok albowiem powodem był późny przyjazd zespołów - które podróżowali busem (zaznaczam - busem... a polskie szosy, jak wszystkim wiadomo, sprzyjają podróżnym..). Tak więc zespoły dojechały ok.17:00 potem nastąpiło rozpakowywanie sprzętu i oczywiście próba techniczna (kiedy ja i kolega-fotreporter z wSzczecinie.pl wpadliśmy do klubu RAVENCULT był na etapie nagłaśniania perkusji). Tymczasem publika "grzała inaczej" tyłki na zewnątrz, bo na próbie generalnej zespoły zażyczyły sobie odrobiny spokoju.
Jakoś przed 19:00 zaczęto wpuszczać ludzi do klubu, tymczasem HELLFIST (www.hellfist.ovh.org) wkroczył już na scenę i po kilku minutach strojenia zalał wszystkich solidną dawką hałasu. Krótko aczkolwiek treściwie - 25 minut diabelskiego metalu zmieściło w sobie kilka standardowych dla HELLFIST’ów utworów takich jak Nihilist’s Selfdestruction Rite czy Dekoronacja… Zabrakło jednego pieca, który nie dojechał z przyczyn bliżej mi nieznanych, więc dźwiękowo występ był nieco okrojony aczkolwiek niepozbawiony dynamiki i blackowej wściekłości. HELLFIST zakończył swój występ coverem Tormentor z albumu Endles Pain Kreatora wyciskając ze zgromadzonej pod sceną publiki maksimum brutalnej energii.
Po niewielkiej przerwie w kolumnach zagościł TENEBROSUS (www.tenebrosus.prv.pl) prezentując nieco bardziej melodyjna odmianę gatunku. Świnoujscianie mieli przejściowe kłopoty ze składem, i być może udzieliło im się trochę lenistwa albo i szarej codzienności? Od 2004 roku nie wydali żadnego krążka. Bynajmniej jednak liczymy na to, iż pech opuści tą prężna polską kapelę i już niedługo ukaże się nowiuteńki album TENEBROSUS, czego im życzymy! Tymczasem chłopaki zaprezentowali nam przekrój swojej twórczości, sięgając aż do demówki, gdzie utwory były pisane jeszcze w języku polskim. Tego wieczora usłyszeliśmy: Okryty Ciemnością, kilka kawałków z albumu The Fall Of Worthless Morale m.in. The True Ending i New Age Will Come, kilka z Lost and forgotten: Sphere of Darkness, The Hanging Void czy Voice of Ahriman. Koncert TENEBROSUS zakończyli coverem Secrets Of The Black Arts ze starego albumu Dark Funeral wydanego pod tym samym tytułem.
Po dosyć długiej przerwie technicznej RAVENCULT (www.ravencult.net) w pełnej okazałości pojawił się na scenie. Trzeba przyznać, iż tej nocy nasi greccy goście przygotowywali się do występu najdłużej ze wszystkich kapel, ale za to efekt był piorunujący. Nie wiem czy to zasługa sprzętu (i z pewnością niebagatelnych umiejętności muzyków), czy to sam jaśnie wielmożny Rogaty zstąpił by dodać wściekłego ognia do ich muzyki, lecz energia z niej płynąca pognała większość zebranych pod scenę, tak, iż mimo niewielkiej frekwencji nagle wkoło poczerniało. Ooo taaaak, Panie i Panowie, bezsprzecznie tego wieczoru RAVENCULT stali się moimi ulubieńcami! Jadowity energiczny Black Metal w świetnym oldschoolowym wydaniu porwał do szaleńczego tańca!! Jak ktoś kiedyś o nich napisał - Grecy pruli aż bogom Olimpu na cokołach spadają listki z wrażenia – ojjj, sadzę że nie udało by mi się określić tego lepiej!!! Słowem: Respekt!. Zaś w całym tym ryku diabelskich decybeli wyciągnięte w górę dłonie publiczności wybijały rytm dla tego Kultu Nocy. Zespół promował, przede wszystkim swoje najnowsze dokonania, tj. m.in: Onslaught Command, In Times Of Demise, Utter Cold Void, The Needles Of Truth czy Commence The Burning Of Heavens z tego rocznego jeszcze cieplutkiego albumu Temples Of Torment, który było można zakupić w wystawionym podczas koncerty „sklepiku”. Poleciały także oba kawałki z ep’ki Armageddon Rising - Dethrone The Son Of God oraz The Nightsky Codex. Zabrakło natomiast kawałków z kultowego demo Cosmic Chaos, które swego czasu narobił sporego zamieszania w uszach wielbicieli greckiej sceny!! Nic to, wszakże chodziło o promocję świeżego albumu, zaś koncert wypadł świetnie… choć ja wcale bym się nie obraziła za malutkie… np. Deathcult Supremac…. Miłą niespodzianką był natomiast cover Celtis Frost – Into The crypts of Rays.
Kolejnym gigantem tego wieczoru był CORPUS CHRISTII ( http://corpuschristii2.tripod.com ) – i tu przyznam się bez bicia, że dokonań Portugalczyków za bardzo nie znam… bynajmniej ich strona wpędziła mnie w stan irytacji, ze względu na dużą ilość reklam która mnie zaatakowała po jej otwarciu. I choć poprzez zmasowaną ilość komercyjnych okienek, bez tych cholernych krzyżyków do zamykania, nie udało mi się dojrzeć zbyt wiele, to koncert zrobił na mnie spore wrażenie! Oczywiście całość zaczęła się niezwykle klimatyczny Ave Maria (chyba) tudzież innym… ogólnie rzecz biorą – intro. Następnie rozpoczęła się blackowa rzeź, w której rozpoznałam jedynie Black Existence, Black Gleam Eye, Soaked In your Blood oraz Alll Hail Master Satan… Reszty nie znałam. Portugalczycy pokazali jednak sporo ognia w swej muzyce porywając do młynka znaczną część publiki. To co wyróżniło CORPUS CHRISTII to dość zróżnicowany wokal umiejętnie balansujący między nutami agresywnej muzyki – krzyk, charkot melodyjny wrzask, który chwytał za gardła i dusze. Jedynym minusem była zbyt duża ilość decybeli w przodach, która przyprawiła o zmęczenie spora cześć publiczności – w tym także mnie…
Występ CORPUS CHRISTII zakończyło ok. 22:30 - dając jakieś piętnaście minut ciszy nim na scenę wkroczył SETHERIAL (
Tak zakończył się 4ty Black Flames Rebelion i zgodnie z wybiciem północnych dzwonów zgromadzeni fani bestialskich dźwięków opuścili mury Starej Cynkowni aby udać się do swych domostw. Tymczasem my w przyczajeniu oczekiwać będziemy kolejnej odsłony Black Flames. Ta relacja jest na tyle treściwa, że odpuszczę sobie przydługie podsumowania. Jedynym mankamentem imprezy były opóźnienia i długie przerwy miedzy wstępami kolejnych kapel, co trochę niszczyło klimat koncertu. Poza tym nie mam żadnych zastrzeżeń (może prócz jednego – dziś było spokojnie ale na którejś z zeszłej edycji Festu jakiś przyjemniaczek tańczył ze szkłem w rękach po czym radośnie rozbił je o podłogę – więc może jednak warto zainwestować w ochronę??). To pytanie kieruje zarówno do organizatorów koncertu jak i do właścicieli klubu. Przy czym bez żadnych zobowiązań na odpowiedź pozdrawiam serdecznie, życząc więcej udanych (pod każdym względem) tego typu spędów.
Komentarze
0