Brązowy medalista Race Around Poland trenuje w Szczecinie. To Marek Rupiński, który rowerem pokonał 3600 kilometrów w 163 godziny. Tym samym zdobył 3. miejsce w Mistrzostwach Świata w Ultrakolarstwie. Zawodnik odstawił resztę stawki i zdobył przewagę nie w minutach czy godzinach – tylko w dobach.

Marek Rupiński był gościem sportowej rozmowy portalu wSzczecinie.pl. Lider ultrakolarskiego Pucharu Świata zdradza, że tego typu wyścigi wygrywa się, odpowiednio dysponując snem.

– Jest taka żelazna zasada czy powiedzenie, że ultra wygrywa się na postojach. Jedna minuta postoju to są dwa kilometry. Ten sen jest tak naprawdę krótki. Czasami „chrapnąć”, czasami zamknąć oko. Maksymalnie na dobę jest to godzina czy dwie. Staram się, tak jak każdy ze światowej czołówki, spać jak najmniej. Raz, że wybijasz się z rytmu, a dwa, że inni ci odjeżdżają – opowiada sportowiec.

Przebiera się, je i słucha muzyki na rowerze

Udział w wyścigu na tak długim i wyczerpującym dystansie wymaga od zawodników poświęceń. Właśnie dlatego Rupiński zatrzymuje się jak najrzadziej.

– Jadę bez żadnego odpoczynku tak naprawdę. Podczas jazdy czasami nawet zmieniam ciuchy – zakładam kurtkę czy jakąś bluzę. Oczywiście, jedzenie także w czasie jazdy. To jest cały czas jazda. Cały czas trzeba się ścigać i obserwować, gdzie inni się zatrzymują. Życie to jest wyścig, a ten to już w ogóle wyścig ekstremalny.

Ultrakolarz przyznaje, że podczas jazdy się nie nudzi. Zawodnicy nie są całkowicie odcięci od świata.

– Mam przy sobie telefon, mam słuchawki nakostne – po to, żeby słyszeć otoczenie. To jest bardzo fajny wynalazek. Bezpieczeństwo przede wszystkim. Mam też non stop łączność z samochodem, który jedzie za mną. Komunikujemy się cały czas. Ten samochód może nawet do mnie podjechać i mogę powiedzieć, że potrzebuję wodę albo się przebrać. Komunikacja przebiega bez żadnego problemu. Mam moment na to, żeby przeczytać coś na liczniku. Staram się słuchać podcastów, książek czy muzyki. To zależy też od przypadku. Ostatnio jechałem wyścig na 500 kilometrów i presja była tak duża, że nie miałem czasu, żeby czegokolwiek słuchać – opowiada Rupiński.

Zaczął w wieku 42 lat

Szczecinianin swój pierwszy start w ultramaratonie kolarskim zaliczył po czterdziestce. Wcześniej jednak nie próżnował. Żył bardzo aktywnie, chociaż równolegle pracował zawodowo.

– Zaczynałem, jak miałem 42 lata. Dosyć późno, chociaż ultra jest chyba dla każdego. Spotykam różne osoby, które się ścigają. Przekrój wieku jest bardzo szeroki – od 20 do 60 czy 70 lat. Wszystko zależy od organizmu. Wcześniej też nie pracowałem w biurze. Pracowałem fizycznie, grałem dużo w piłkę, bardzo lubiłem ruch. Nie lubię siedzieć. Nie rozumiem, jak można spędzać czas przed telewizorem cały dzień – dla mnie to jest nudne. Lubię położyć się wieczorem i zasnąć w ciągu kilku sekund, wiedząc, że ten dzień był spożytkowany pozytywnie – mówi sportowiec.

Niektórzy twierdzą, że to przegięcie

Rupiński spotyka się także z negatywnymi komentarzami na temat swoich wyczynów. Są osoby, które uważają, że przeciążenia, jakim się poddaje, są niezdrowe dla organizmu.

– Kiedy ludzie tak mówią, zastanawiam się, co jest bardziej niezdrowe, jeżdżenie czy siedzenie przed telewizorem... Czasami ludzie twierdzą, że to przegięcie. Ja się z tym bardzo dobrze czuję. To nie jest tak, że robię to z przymusu. Moim argumentem za jeżdżeniem jest też to, że mogę zwiedzić fajne miejsca i poznać dużo ludzi – odpowiada rozmówca portalu wSzczecinie.pl.

W ciągu roku Marek Rupiński trzykrotnie odwiedził Stany Zjednoczone. Startował też w Japonii, Danii, Dubaju oraz Chorwacji.