Oczywiście, że to gra aktorska oraz fabuła spektaklu grają pierwsze skrzypce i w dużej mierze decydują, czy dane przedstawienie spodoba się widzom. Nie ma jednak co ukrywać, świetne dopasowane kostiumy czy idealnie oddająca klimat scenografia mogą ten zachwyt sztuką spotęgować. Zdarza się też, że to właśnie te aspekty zapadną w pamięć na długie lata. I właśnie za tę magię teatru odpowiadają scenografowie i kostiumografowie.
Pierwsze spektakle oglądane zza kulis
Katarzyna Banucha, która w Teatrze Polskim pracuje jako scenograf i kostiumograf, od samego dzieciństwa była związana z teatrem.
– Mama była aktorką, tata scenografem. Pamiętam, że pierwsze przedstawienia oglądałam zza kulis, widziałam spektakle od zupełnie innej strony – wspomina. – Moi rodzice żyli teatrem, funkcjonowaliśmy w okresach przed premierą i po premierze, mieszkaliśmy zaraz obok teatru. To było naturalne, że i ja żyłam tymi historiami.
Później droga zawodowa poprowadziła ją trochę innymi ścieżkami, jednak i tak znalazła przestrzeń na teatr.
– Poszłam na ASP, zajmuję się projektowaniem wnętrz, ale teatr cały czas był gdzieś z boku. Jeszcze na studiach przygotowałam premierę w teatrze lalkowym. Wyszło to przypadkiem, ale maksymalnie mnie wciągnęło – przyznaje. – Jednym z pierwszych spektakli, przy których pracowałam, były „Przyjazne dusze”. Pamiętam, że bałam się tego, ale poszło w miarę łatwo.
Dopasować kostium do postaci i do aktora. „Wiem, w czym będą dobrze wyglądać”
Praca scenografa i kostiumografa zaczyna się już na etapie rozmów o spektaklu.
– Reżyser chce mieć określoną przestrzeń, żeby móc planować resztę. Często jest więc to wielomiesięczna praca – mówi Banucha. – Niektórzy reżyserzy mają sprecyzowaną wizję plastyczną, co w jakim ma być kolorze, inni czekają na moje pomysły. Bardzo lubię projektować kostiumy, wymyślać, jak postać ma wyglądać. Trzeba wziąć pod uwagę jej charakter, ale i pamiętać o tym, by strój był dopasowany do aktora. Ekipę Teatru Polskiego znam już całkiem dobrze, więc wiem, w czym będą dobrze wyglądać.
Projektując kostiumy teatralne, trzeba pamiętać, że będą one bardzo eksploatowane, a mają służyć na lata.
– Szyjąc stroje barokowe, wzorowane na sukniach z XVIII wieku, wykorzystujemy tkaniny z zasłon. Sztuka polega na tym, by znaleźć materiały, które będą dawały pożądany efekt. Bardzo lubię projektować stare kostiumy, elżbietańskie, klasyczne – przyznaje. – Ekscytuję się każdym projektem, bez względu na to, czy to jeden kostium do monodramu, czy wiele dla ogromnego składu – podkreśla.
Jedno z największych wyzwań – setki kostiumów i mnóstwo zmian w trakcie spektaklu
W zeszłym sezonie artystycznym Teatr Polski premierowo wystawił„Politę” w reżyserii Janusza Józefowicza.
– To wymagający reżyser. Jest przyzwyczajony, że w swoim teatrze ma magazyn kostiumów i jak któregoś potrzebuje, to on tam jest. U nas nie było to możliwe, musieliśmy je stworzyć – wspomina Banucha.
To widowisko, które angażowało dziesiątki aktorów i było dla nich wyzwaniem fizycznym. Jednak nie tylko na scenie pracowano w pocie czoła.
– Mieliśmy prawie 200 kostiumów i bardzo krótki czas na ich przygotowanie. Zespół pracował pełną parą, żeby ze wszystkim zdążyć – wspomina. – To było ciekawe doświadczenie, pierwszy raz musiałam wykonać aż tyle projektów, zaplanować stroje także dla zespołu baletowego. To dodatkowe wyzwanie, bo trzeba pamiętać, że oni się przebierają w trakcie. Część miała uprzęże, które też trzeba było zamaskować, więc musiała być odpowiednia konstrukcja. Logistycznie to było wielkie wyzwanie.
Najnowsza propozycja Teatru Polskiego „Paryski spleen” to swoista rewia mody, również z całkiem pokaźną obsadą.
– Mamy stroje z różnych epok, które funkcjonują w jednej przestrzeni – zdradza Banucha. – Są kostiumy z lat 50. i 60., jest strój hippiski z lat 70. Udało mi się też odtworzyć projekt Diora, sukienkę dopasowaną w talii i rozkloszowanym dołem, która jest bardzo kobieca.
Nie tylko ubranie. Makijaż, fryzura, dodatki też mają znaczenie
Choć może nie widać ich z ostatnich rzędów, to kolczyki czy kolor ust dopełniają całościowy wizerunek postaci. To też jest ustalane z kostiumografem. Przy okazji przygotowań do „Paryskiego spleenu” próbowano m.in. różnych nakryć głowy – sprawdzano, która opcja da oczekiwany efekt, przy okazji upewniając się, że żaden z elementów nie przeszkadza aktorom.
– Najtrudniejsza jest koncepcja. Czasami pomysł wpadnie do głowy od razu, czasami rodzi się bardzo powoli. To metoda prób i błędów – wskazuje Banucha. – Zdarza się, że przejdzie pierwszy projekt, a czasem jest tak, że do ostatnich chwil przed premierą są wprowadzane jakieś zmiany. Tu nie ma reguły.
„Zrobienie scenografii to stworzenie klimatu”
Ostatnio scenografie projektu Banuchy można było oglądać m.in. w spektaklach „Jeszcze Polska nie zginęła, póki się śmiejemy” czy „Pół na pół”. Dwie sztuki, dwie różne sceny oraz inne rozwiązania. „Jeszcze Polska...” na scenie Szekspirowskiej wykorzystuje specjalnie zbudowaną obrotową platformę, która pozwala na szybką zmianę scenografii, gdzie możemy zobaczyć m.in. teatr, wnętrze mieszkania czy nazistowski gabinet. Z kolei w „Pół na pół” mamy stały wystrój wnętrza salonu rodem z PRL. Są stary, drewniany kredens, stojąca lampa z abażurem typu dzwon z frędzlami – czyli ikoniczne elementy wystroju mieszkań zeszłego stulecia, które podkreślają to, że znajduje się w rodzinie od wielu pokoleń.
– Szukamy oryginalnych mebli, zazwyczaj potem są one przerabiane w teatrze, żeby pasowały do teatralnych wymagań. Część jest z magazynów, ale polujemy też na rzeczy na targach staroci. Zrobienie scenografii to stworzenie klimatu – zaznacza Banucha. – Jeżeli ktoś go poczuje, to znaczy, że dobrze wykonałam swoją pracę. Jest satysfakcja, kiedy ludzie się śmieją, jak okazuje się, że barek z alkoholem w gabinecie nazistów kryje się za portretem Hitlera.
Ciekawym przypadkiem jest spektakl „Mayday”, który w Teatrze Polskim możemy oglądać od ponad ćwierćwiecza.. Kiedyś pracował przy nim Jan Banucha. Dziś nad stanem scenografii i kostiumów czuwa Katarzyna.
– To są niewielkie poprawki, bo stroje po prostu się znosiły – podkreśla.
Praca dla tych zakochanych w teatrze
Jak podkreśla Banucha, przy tworzeniu kostiumów i scenografii z pewnością liczą się umiejętności plastyczne i myślenie przestrzenne. Ale warto wykazać się też wiedzą.
– Trzeba interesować się modą oraz jej historią, przecież szyje się nie tylko to, co obecnie jest na topie – zauważa. – Oglądanie filmów kostiumowych i pokazów mody pod kątem inspiracji też jest dobrym pomysłem. To bardzo ciekawa praca, ale z pewnością dla ludzi, którzy mają teatralnego bakcyla.
Czy pracując w teatrze, można jeszcze poczuć jego magię, wybierając się do niego jako widz?
– Cały czas czerpię radość z oglądania spektakli, ale zdarza się, że gdy oglądam spektakl, zachwycam się strojami i myślę sobie, że też chciałabym takie zrobić.
Komentarze