Gdzie i kiedy?
Klub Storrady – Domek Grabarza
ul. Storrady 2. Szczecin
sobota, 30 czerwca 2018, 20:00
Za ile?
dajesz, ile chcesz
Enneada Ensamble zagra w sobotę, 30 czerwca, w Domku Grabarza.

Wielkie Pomorze prezentuje: ENNEADA ENSAMBLE

polish new-psychodelia wave

kraut / neofolk / szugejz / trance / psychodelia  

Enneada Ensamble to obecnie bezsprzecznie najgorętsza nazwa na polskiej scenie improv. Zresztą nie tylko polskiej, bo nazwiska tworzące tą improwizacyjną supergrupę już od dobrych paru lat przyciągają swymi albumami uwagę dziennikarzy muzycznych z całego świata. Jednak Enneada to nie nudny dream team, gdzie każdy z członków nie ustaje w wysiłkach udowodnienia swej wyższości nad resztą zespołu, to transowy monolit, w którym wszystkie elementy podporządkowane są minimalizmowi, przypominając dokonania nowojorskich kompozytorów La Monte Younga czy Rhysa Chathama. Ich nagrania i występy zdają się zlewać w jedną dźwiękową masę. Procesualne drony i noise’owe rzężenie służą budowaniu napięcia w stereotypowo rozumianym sposobie postrockowym, ich podejście do rytmu jest wyciszone, przemyślane i skupia się na bycie jednorodnym, zespole, a nie solowych popisach gromadki zasłużonych instrumentalistów.

Jedno przypadkowe spotkanie w zajeździe „Oaza” na trasie Bydgoszcz – Warszawa zaowocowało projektem, który stał się filarem polskiej fali neopsychodelii XXI wieku. W jej szeregach spotkali się artyści, którzy dziś, z olbrzymim dorobkiem na scenie jazzowej, improwizowanej, eksperymentalnej, elektronicznej, folkowej, post-rockowej, wyznaczają nowe trendy w muzycznych poszukiwaniach absolutu. Obecnie multiinstrumentaliści zaangażowani w projekty wizualne, teatralne, naukę o starych fotografiach, dinozaurach, film eksperymentalny, wykładowcy i współpracownicy wielu uczelni artystycznych. U swych początków – młodzi entuzjaści sceny improv, skupieni wokół bydgoskiego klubu Mózg, gdzie w zamian za pracę w charakterze sprzątaczek, pomywaczy i konserwatorów, mogli nocami wypracowywać swoją wizję Muzyki.

Ansambl Enneada nie ułatwia pracy promotorom – nigdy do końca nie wiadomo, kto stanie na scenie, członkowie zespołu ukrywają swoje tożsamości, występują pozawijani w rajstopy, chusty i reklamówki. EE czerpie z muzycznych wrażliwości wszystkich wspaniałych muzyków, a ich pomysły materializują się na naszych uszach w spójną, porażającą całość. Nie może być mowy o wyraźnym, dystynktywnym głosie jednego artysty, kompozytora. Ciekawskim pozostają jedynie spekulacje, a mówią one, że w składzie zespołu można znaleźć tak znamienitych artystów jak Kuba Ziomek, Wacław Zompel, Raphaello Puciński, bracia Rafał i Mariusz Chochliccy i Paweł Szpara. Enneada to określenie stosowane najczęściej w mitologii egipskiej, oznaczające panteon bogów.

Po pierwszych sukcesach zespołu, które przypadają na początek XXI wieku, w grupie zaczęło wrzeć. Każdy z członków zaczynał skręcać w swoją indywidualną drogę twórczą, rozpoczęły się też niesnaski na tle finansowym. Wszyscy muzycy pracowali nad solowymi projektami i każdy podejrzewał kolegów o kradzież kompozycji, co z drugiej strony było niezwykle trudne do udowodnienia, zważywszy na fakt, że wszyscy grali jeden dźwięk. I tak oto, to przeciw czemu występowała Enneada u swych źródeł – prymatu indywidualizmu nad kolektywem, zniszczyło zespół po zaledwie paru latach intensywnej działalności koncertowej. Ale legenda została, w dużej mierze zbudowana właśnie późniejszymi dokonaniami solowymi wszystkich członków.

Po 15 latach niebytu Enneada wróciła, muzycy porzucili stare spory i ponownie wstąpili na drogę kolektywu twórczego. Zespół długo odrzucał propozycje występów na polskich festiwalach, interesowały ich wyłącznie koncerty w jurtach na łące i salach teatralnych, gdzie czuli się dostatecznie komfortowo, by dać się ponieść rytmowi. W tym roku wreszcie zobaczymy ich na OFF Festivalu.

Koncertowa sława zespołu wywołała olbrzymi głód nagrań. EE długo bronili się przed wejściem do studia, bo jak podkreślali, energia spotkania ludzkiego może zostać uchwycona tylko przez duchołapy. W końcu jednak ukazał się debiutancki krążek, szybko ogłoszony najważniejszą płytą XXI w. w Polsce. Płyta ukazała się pod szyldem wydawnictwa Instant Clasic, a rozpisywały się o niej również zagraniczne portale z The Qtaus na czele. Szybko przyszły występy na europejskich festiwalach (m.in. Primarera w Barcelonie).

Na albumie „ZOOM” nie uświadczycie konceptów ani prostych rozwiązań, nie ma konkretnych ram gatunkowych. Próba kojarzenia zespołu z free jazzem i alternatywą byłaby uproszczeniem – słychać też ambientowe plamy, space rockowe zagrywki czy nawet noise’owe wtręty. To powrót do przejrzystości i prostoty – bo przecież w minimalizmie wszystko jest na wierzchu, jak pięknie pokazuje „Canon For Conlon Nancarrow” Jamesa Tenneya. Pojedyncze nuty, stopniowo skracane interwały – powtórzenie, aż powstaje wartki nurt, a potem gładki noise. Esencją „ZOOM” jest trans – rozumiany jako stan umysłu, oderwany totalnie od każdej rzeczywistości. Kiedy do nakręcającej się sekcji rytmicznej dochodzi repetycyjny, przebojowy (!) motyw harmonium i głęboki tenor Zompla, wszystko brnie i sunie w jakąś niemożliwą przestrzeń, zawłaszczając bez pisemnej zgody wszelkie ośrodki afektywne. Podział na hipnotyczne, ukryte w cieniu, migające w tle dźwięki zbudowane na fundamencie zniekształconych demonicznych quasi-dzwonów – na mglistych niepokojących echach rzeczywistości dochodzącej tam z podnóża, próbującej przedrzeć się na szczyt, na którym Zompel, Ziomek, Szpara i Puciński z żywym, rozsadzającym od środka upustem, kreślą swoje dosadne, poszarpane improwizacje. Pasjonujący jest trans. Rytm może być niczym rzęsisty deszcz, jak w utworze „ZOOM0041”, może też przybrać formę gwiezdnej pulsacji vide „ZOOM0044”. Przejścia między kawałkami są niemal niezauważalne, a muzycy każdy utwór z osobna potrafią wciąż na nowo ożywiać i transformować w najmniej spodziewanym momencie. To nie zmiany w dynamice są tu najważniejsze, ale skupienie w nakładaniu kolejnych warstw dźwięku. Enneada oferuje bogatą przestrzeń dźwiękową, pełną zarówno organicznych brzmień jak i futuryzmu. Gra sekstetu służy nie tylko do nadawania dynamiki i tworzenia melodii, ale też do wypełniania tła. Wśród bajecznej elektroniki, jaka leje się w „ZOOM0047” istotne staje się to, jak majestatycznie wjeżdża spogłosowana gitara. W mocno krautowym „ZOOM0046” transowe (a jakże!) wiosło przywołuje zaś ducha Neu! Akustyk w „ZOOM042” przynosi kolejną porcję pogłosów, które tworzą emocjonalny duet z mocno medytacyjnym tłem. Bogata ornamentyka elektronicznych dźwięków potrafi na „ZOOM” zmienić się w zbitą, dronującą masę, zahaczającą nawet o ritual ambient . Intensyfikację wrażeń powoduje też zuchwałe wykorzystanie instrumentów ludowych (m.in. góralska trombita, słowacki flet alikwotowy, tampura), przez co muzyka wydaje się bardziej przystępna, bliższa ludycznym korzeniom kultury i pierwotnej korzennej energii. To, jak zespół gospodaruje dynamiką, jest godne najwyższej uwagi. Bez taniej krzykliwości, dobijania do bandy po pierwszych pięciu minutach, snują, rozwijają te swoje długie utwory, w których psychodeliczny rock miesza się z post-rockiem, jazzem, techno i czym jeszcze tylko sobie zażyczcie.

wstęp: dajesz, ile chcesz